Jego idealne włosy, idealny zarost, idealna twarz, idealne mięśnie.. to wszystko było tak daleko.
Byliśmy przyjaciółmi od paru lat. Codziennie spotykaliśmy się na dworze z innymi znajomymi. On balował, bawił się, nie zważał na to, że policja może go zabrać. A ja? Ja trzymałam się na uboczu, udając szczęśliwą.
Szliśmy jak co dzień wieczorem do jednego ze sklepów. Szłam za nim dokładnie go obserwując. Chude nogi w zwężanych lekko jeansach szarego koloru, czarne jak noc glany, skórzana kurtka idealnie pasująca do jego ramion. Louis nie był grzecznym chłopcem. Miał przebitą chrząstkę i tunel w lewym uchu. Dla mnie, jak dla wielu dziewczyn - był idealny.
-[T.I], obudź się! - ktoś pomachał mi ręką przed oczami. - Louis chce nam kogoś przedstawić.
Zignorowałam słowa brata i odwróciłam wzrok na ziemię. Było mi tak źle - bo przecież jaki dwudziestolatek umówiłby się z szesnastolatką?
Tak, zadaję się ze starszymi.
Szliśmy jeszcze pare minut, aż w końcu doszliśmy pod mały domek. Stała przed nim wysoka brunetka o pięknych oczach i pełnych ustach.
-Co się dzieje? - zapytałam cicho idąc w tyle z Niallem.
-To jego dziewczyna - odpowiedział - coś się gotuje, bo nigdy nam nie przedstawiał żadnej laski.
Podeszliśmy bliżej do dziewczyny, a Louis z uśmiechem przywitał ją namiętnym buziakiem w usta. Spuściłam wzrok, czując jak moje serce rozpada się na małe kawałeczki.
-To jest Brit. - przedstawił ją patrząc na nas z lekkim uśmiechem. Uśmiechnęła się delikatnie zawstydzona. Mimo, że byłam zakochana w Lou, uznałam że muszę polubić dziewczynę. Nie zachowywała się jak każda inna.
-Cześć - wystawiła do mnie rękę, nadal zawstydzona - jesteś tu jedyną dziewczyną? - zapytała.
Ścisnęłam jej zimną dłoń, delikatnie odwzajemniając uśmiech.
-Jest pare innych, starszych - odpowiedziałam patrząc w jej niebieskie oczy. - ale.. nie mogły wyjść z nami.
-Rozumiem. - puściła moją rękę.
-[T.I]. - w końcu wymamrotałam, przypominając sobie, że muszę się przedstawić.- jestem [T.I].
-Piękne imię. - mruknęła.
-Tak jak i twoje. - dodałam po chwili. Uśmiechnęła się szeroko, po czym odeszła przywitać się z pozostałymi.
-Dziękuję. - ktoś przytulił mnie od tyłu. Odwróciłam głowę i ujrzałam mojego ukochanego. - nie wiedziałem jak zareagujesz. - dodał.
-Ale..
-Nie jestem głupi - zaśmiał się, cmokając mnie w policzek - widzę jak..
-Louis.. nie mów nikomu.. ja.. - zacinałam się.
On uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową. Odszedł do swojej dziewczyny, która wpatrywała się w nas. Lekko uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła.
No to przegrałam.
-
Moje uczucie do szatyna coraz bardziej malało, widząc jaki jest szczęśliwy z Brit. Zrozumiałam, że to było tylko krótkie zauroczenie.
Jestem szczęśliwa widząc jak ważna dla mnie osoba również jest szczęśliwa.
-
Ja pierdole...............
środa, 4 grudnia 2013
poniedziałek, 11 listopada 2013
Harry.
To już rok.
Rok po cierpieniu, bólu i męczarniach.
Równy rok.
Szłam z kubkiem gorącej kawy, z za dużą, szarą bluzą i czarnymi getrami w białe kropki. Moje chude ciało, nadal nie powróciło do normalnego stanu. Niedowaga zaczyna mi przeszkadzać, nie wierze, że to mówię, ale chciałabym trochę przytyć.
Usiadłam na czarnej, miękkiej kanapie, kładąc żółty kubek na szklany stolik. Rozejrzałam się w około, patrząc czy nikogo nie ma w pobliżu. Nadal nie umiałam się przyzwyczaić do tego, że udało mi się odejść od chłopaka. Ciągle myślę, że przyjdzie tu i znów to zrobi. Znów poczuję ten sam ból co wtedy.
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Szybko otarłam je końcami rękawów i chwyciłam pilot od telewizora. Jednak gdy go włączyłam, usłyszałam cichy stukot do drzwi. Niechętnie podniosłam się i sprawdziłam czy nie widać sińców, ani blizn. Podreptałam słabo do holu i otwarłam drzwi, tak żeby tylko głowa się zmieściła w wąskiej szparze.
Stałam na zimnych kafelkach, czując jak zamarzają mi stopy. Łzy ponownie zebrały się pod powiekami.
Chciałam jak najszybciej zamknąć drzwi. Delikatnie chwyciłam klamkę i szybkim ruchem trzasnęłam nimi. Spojrzałam w dół. Czyiś but zapobiegł zamknięciu.
-Wynoś się. - szepnęłam przestraszona, zasłaniając brzuch rękoma. Ból wpłynął na mnie, a wspomnienia wróciły.
-Nie rozumiesz. - odpowiedział cicho - proszę, zaufaj mi. Nic Ci nie zrobię.
-Było dobrze, dopóki się nie pojawiłeś. - skłamałam. - boję się ciebie, nie zaufam ci. Nigdy. - warknęłam, szlochając cicho.
-Obiecuję. - szepnął, wystawiając do mnie rękę. - proszę.
Zobaczyłam błysk w jego zielonkawych oczach. Zaufać mu?
Puściłam klamkę i odsunęłam się od drzwi. On zaskoczony, zrobił krok w moją stronę. Nie. Zrobiłam krok w tył, patrząc mu w oczy.
-Nie bój się mnie. - powiedział, dotykając mojego ramienia. Syknęłam z bólu i odsunęłam się kolejne kilkanaście centymetrów. On jak oparzony odsunął swoją dłoń. - co ci zrobiłem?
Nie odpowiedziałam mu. Uciekłam do salonu, dławiąc się łzami. Skuliłam się na kanapie, płacząc głośno.
Trzask drzwi i kroki, znów przywróciły wspomnienia. Jednak tym razem, Harry nie miał zamiaru mnie bić.
Usiadł na kanapie, powoli i delikatnie. Dużą dłonią, przejechał po moich ciemnych włosach.
-Ja.. - zaczął. Spojrzałam na niego, przestraszona. - to przeze mnie?
-A przez kogo? - odpowiedziałam mu pytaniem. Odsłoniłam za duże getry i pokazałam pozostałości po sińcach. - myślisz, że sama sobie to robiłam?
Nie odezwał się. Przymknął oczy i bardziej przysunął się do mnie. Ja nadal wbijałam wzrok w jego twarz. Bardzo się zmienił. Wory pod oczami zniknęły, włosy są starannie uczesane do góry, a ubrania schludne... i pachnące.
-Zmieniłem się. - szepnął, otwierając minimalnie powieki.
Chwyciłam jego ciepłą dłoń. Zdziwiony spojrzał na mnie. Splotłam nasze palce, ale po chwili puściłam je. Drugą dłonią, dotknęłam jego lekko różowatego policzka.
Nigdy nie pozwalał mi, siebie dotykać.
Uśmiechnął się delikatnie, wzdychając.
-Brakowało mi ciebie. - odezwał się trochę swobodniej. - tęskniłem.
-Za czym? Za mną, czy biciem mnie? - zapytałam, trochę zdenerwowana. On pokręcił głową, przykładając swoją dłoń, do mojej.
-Żałuję, że to robiłem. Zatraciłem się w alkoholu i narkotykach. Zapomniałem, jak ważna dla mnie byłaś. - tłumaczył. - kocham Cię.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Patrzył mi przez chwilę w oczy. Kiwnęłam głową delikatnie.
Musnął moje usta, tak jakby miał mnie zaraz znów skrzywdzić. Jakby się bał, że się rozlecę. Oddałam go, z tą samą delikatnością. Po chwili jednak pogłębił go, wkładając swój język do moich warg. Po kilku latach, znów poczułam ten cudowny smak. Tak jakby to był nasz pierwszy pocałunek.
Odsunął się kilka centymetrów, patrząc mi prosto w oczy.
-Przyszedłem po to byś mi wybaczyła. - odrzekł, z lekką chrypką. - by zobaczyć twój uśmiech.
Na jego słowa, znów zaczęłam płakać. Wtuliłam się w jego koszulę, zaciągając się perfumami. Łkałam coraz głośniej. A on wziął mnie na swoje kolana i przytulił do siebie. Poczułam jego wargi na moim czole.
Ścisnęłam go mocno, by nie odszedł.
-Nie odchodź. - wymamrotałam. - proszę.
-Nigdy. - odpowiedział - nie zostawię Cię, już nigdy.
Spojrzałam na jego twarz. Łzy zamazywały mi obraz, lecz gdy je przetarłam, wszystko ujrzałam.
Jego idealne rysy twarzy, malinowe usta i pełne zieleni oczy. Lokowane włosy, opadające lekko na boki twarzy. Jak ja dawno, tego nie widziałam. Uśmiechnął się delikatnie, ukazując małe dołki w policzkach.
-Dawno Cię nie widziałam takiego.. normalnego. - mówiłam, dotykając jego twarzy opuszkami palców.
Spuścił wzrok i westchnął.
-Zmieniłem się. Pewna osoba uświadomiła mi, że straciłem cię na zawsze. Musiałem to naprawić, bo cię kocham. - znów zbliżył się do mnie i pocałował czule. Jego ręce wędrowały po moich plecach, uspakając mnie powoli.
-Ja Ciebie też. - szepnęłam, znów wtulając się w jego tors.
-
No... taki sobie hehe
wróciłam
Rok po cierpieniu, bólu i męczarniach.
Równy rok.
Szłam z kubkiem gorącej kawy, z za dużą, szarą bluzą i czarnymi getrami w białe kropki. Moje chude ciało, nadal nie powróciło do normalnego stanu. Niedowaga zaczyna mi przeszkadzać, nie wierze, że to mówię, ale chciałabym trochę przytyć.
Usiadłam na czarnej, miękkiej kanapie, kładąc żółty kubek na szklany stolik. Rozejrzałam się w około, patrząc czy nikogo nie ma w pobliżu. Nadal nie umiałam się przyzwyczaić do tego, że udało mi się odejść od chłopaka. Ciągle myślę, że przyjdzie tu i znów to zrobi. Znów poczuję ten sam ból co wtedy.
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Szybko otarłam je końcami rękawów i chwyciłam pilot od telewizora. Jednak gdy go włączyłam, usłyszałam cichy stukot do drzwi. Niechętnie podniosłam się i sprawdziłam czy nie widać sińców, ani blizn. Podreptałam słabo do holu i otwarłam drzwi, tak żeby tylko głowa się zmieściła w wąskiej szparze.
Stałam na zimnych kafelkach, czując jak zamarzają mi stopy. Łzy ponownie zebrały się pod powiekami.
Chciałam jak najszybciej zamknąć drzwi. Delikatnie chwyciłam klamkę i szybkim ruchem trzasnęłam nimi. Spojrzałam w dół. Czyiś but zapobiegł zamknięciu.
-Wynoś się. - szepnęłam przestraszona, zasłaniając brzuch rękoma. Ból wpłynął na mnie, a wspomnienia wróciły.
-Nie rozumiesz. - odpowiedział cicho - proszę, zaufaj mi. Nic Ci nie zrobię.
-Było dobrze, dopóki się nie pojawiłeś. - skłamałam. - boję się ciebie, nie zaufam ci. Nigdy. - warknęłam, szlochając cicho.
-Obiecuję. - szepnął, wystawiając do mnie rękę. - proszę.
Zobaczyłam błysk w jego zielonkawych oczach. Zaufać mu?
Puściłam klamkę i odsunęłam się od drzwi. On zaskoczony, zrobił krok w moją stronę. Nie. Zrobiłam krok w tył, patrząc mu w oczy.
-Nie bój się mnie. - powiedział, dotykając mojego ramienia. Syknęłam z bólu i odsunęłam się kolejne kilkanaście centymetrów. On jak oparzony odsunął swoją dłoń. - co ci zrobiłem?
Nie odpowiedziałam mu. Uciekłam do salonu, dławiąc się łzami. Skuliłam się na kanapie, płacząc głośno.
Trzask drzwi i kroki, znów przywróciły wspomnienia. Jednak tym razem, Harry nie miał zamiaru mnie bić.
Usiadł na kanapie, powoli i delikatnie. Dużą dłonią, przejechał po moich ciemnych włosach.
-Ja.. - zaczął. Spojrzałam na niego, przestraszona. - to przeze mnie?
-A przez kogo? - odpowiedziałam mu pytaniem. Odsłoniłam za duże getry i pokazałam pozostałości po sińcach. - myślisz, że sama sobie to robiłam?
Nie odezwał się. Przymknął oczy i bardziej przysunął się do mnie. Ja nadal wbijałam wzrok w jego twarz. Bardzo się zmienił. Wory pod oczami zniknęły, włosy są starannie uczesane do góry, a ubrania schludne... i pachnące.
-Zmieniłem się. - szepnął, otwierając minimalnie powieki.
Chwyciłam jego ciepłą dłoń. Zdziwiony spojrzał na mnie. Splotłam nasze palce, ale po chwili puściłam je. Drugą dłonią, dotknęłam jego lekko różowatego policzka.
Nigdy nie pozwalał mi, siebie dotykać.
Uśmiechnął się delikatnie, wzdychając.
-Brakowało mi ciebie. - odezwał się trochę swobodniej. - tęskniłem.
-Za czym? Za mną, czy biciem mnie? - zapytałam, trochę zdenerwowana. On pokręcił głową, przykładając swoją dłoń, do mojej.
-Żałuję, że to robiłem. Zatraciłem się w alkoholu i narkotykach. Zapomniałem, jak ważna dla mnie byłaś. - tłumaczył. - kocham Cię.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Patrzył mi przez chwilę w oczy. Kiwnęłam głową delikatnie.
Musnął moje usta, tak jakby miał mnie zaraz znów skrzywdzić. Jakby się bał, że się rozlecę. Oddałam go, z tą samą delikatnością. Po chwili jednak pogłębił go, wkładając swój język do moich warg. Po kilku latach, znów poczułam ten cudowny smak. Tak jakby to był nasz pierwszy pocałunek.
Odsunął się kilka centymetrów, patrząc mi prosto w oczy.
-Przyszedłem po to byś mi wybaczyła. - odrzekł, z lekką chrypką. - by zobaczyć twój uśmiech.
Na jego słowa, znów zaczęłam płakać. Wtuliłam się w jego koszulę, zaciągając się perfumami. Łkałam coraz głośniej. A on wziął mnie na swoje kolana i przytulił do siebie. Poczułam jego wargi na moim czole.
Ścisnęłam go mocno, by nie odszedł.
-Nie odchodź. - wymamrotałam. - proszę.
-Nigdy. - odpowiedział - nie zostawię Cię, już nigdy.
Spojrzałam na jego twarz. Łzy zamazywały mi obraz, lecz gdy je przetarłam, wszystko ujrzałam.
Jego idealne rysy twarzy, malinowe usta i pełne zieleni oczy. Lokowane włosy, opadające lekko na boki twarzy. Jak ja dawno, tego nie widziałam. Uśmiechnął się delikatnie, ukazując małe dołki w policzkach.
-Dawno Cię nie widziałam takiego.. normalnego. - mówiłam, dotykając jego twarzy opuszkami palców.
Spuścił wzrok i westchnął.
-Zmieniłem się. Pewna osoba uświadomiła mi, że straciłem cię na zawsze. Musiałem to naprawić, bo cię kocham. - znów zbliżył się do mnie i pocałował czule. Jego ręce wędrowały po moich plecach, uspakając mnie powoli.
-Ja Ciebie też. - szepnęłam, znów wtulając się w jego tors.
-
No... taki sobie hehe
wróciłam
środa, 16 października 2013
Zayn.
-[T.I], odbierz telefon! Ktoś do ciebie! - mama krzyknęła z dołu, a ja od razu zerwałam się z łóżka i popędziłam po schodach o mało się nie zabijając. Gdy już byłam przy słuchawce, odetchnęłam głośno i przycisnęłam ją do ucha.
-Słucham? - zapytałam wesoło.
-Cześć, chciałam się zapytać czy pożyczyłabyś mi zeszyty z poniedziałku na weekend? - moja przyjaciółka Tania odezwała się wesoło. A ja zawiedziona, że to nie On, westchnęłam cicho.
-Pewnie, przyniosę ci na jutro. - mówiłam smutno.
-Nic ci nie jest? - zapytała troskliwie. - znowu o nim myślisz?
-Ciągle o nim myślę. - szepnęłam i odłożyłam słuchawkę.
Odwróciłam się i gdy już miałam zmierzyć do pokoju, w holu pojawiła się mama.
-O kim myślisz? - zapytała marszcząc brwi.
-O Zaynie. - przyznałam się, ponieważ ona dobrze wie kiedy kłamię, więc to by było bez sensu. - ciągle przychodzi ta nadzieja, że się odezwie.
-Kochanie.. - objęła mnie jednym ramieniem. - go już nie ma. Od trzech lat, rozumiesz? Musisz się z tym pogodzić. - tłumaczyła, na co w moich oczach zebrały się łzy.
-Tak, rozumiem. Lepiej żebym o nim zapomniała. - szepnęłam, nie dając rady mówić. Wyrwałam sie z objęć kobiety i ponownie zmierzyłam ku pokojowi.
-
-Dzięki, oddam ci je w poniedziałek. - brunetka uśmiechnęła się ciepło i dała mi buziaka w polik. Zachichotałam wracając do mojej poprzedniej lektury. Lecz długo to nie potrwało, ponieważ ktoś usiadł koło mnie, śpiewając coś pod nosem. Już to, że ktoś się przysiadł, mnie rozprasza, a co dopiero śpiewa.
-Możesz się uciszyć? - zapytałam nie odrywając wzroku od książki - próbuję czytać.
Ale on nie przestawał, więc klapnęłam książkę, schowałam ją do plecaka i schowałam twarz w dłonie, nawet nie otwierając oczu.
-Wiesz, jesteś bardzo wredny. - prychnęłam zabawnie - jak mój dawny przyjaciel.
-Na prawdę? - zaśmiał się cicho, przerywając swój śpiew - opowiedz mi o nim.
-Zayn był najlepszy na świecie. Był zawsze uśmiechnięty, kochałam go bardzo. Zawsze mnie denerwował, śmiał się ze mną, ze mnie - zaśmiałam się na wspomnienie - miał wady, które w pełni akceptowałam. Zawsze był ze mną.. myślałam że tak zostanie.. - przetarłam oczy, pełne łez i kontynuowałam nawet nie zerkając na osobę mi towarzyszącą. - wyjechał. Zostawił mnie, dla zespołu. Obiecał, że zadzwoni, lecz.. nie doczekałam się nawet sms-a. - westchnęłam - W ogóle dlaczego ci to opowiadam.. nawet Cię nie znam..
Wstałam z ławki, łapiąc za ramiączko swój plecak. I odeszłam. Tak po prostu zostawiłam chłopaka na korytarzu. Nie wiedząc nawet jak wygląda.
-
Włożyłam końcówkę ołówka do ust, zastanawiając się nad odpowiednim równaniem. Musiałam przyznać, że myślałam, że w liceum będzie łatwiej. Jednakże chyba źle myślałam, skoro już nawet nie umiem dzielić. Matematyka mnie wykańcza..
-Kochanie, masz gościa. - do pokoju weszła mama, uśmiechając się łagodnie.
-Niech wejdzie. - odpowiedziałam nawet, nie odrywając wzroku od książki. Po chwili, ktoś otwarł drzwi i wszedł do środka, po czym ponownie je zamknął.
-Miło znowu cię widzieć. - odezwał się znajomy głos. Podniosłam głowę, po czym zanalizowałam stojącego przede mną mulata. - tęskniłem, od wczoraj.
-Oh, to ty. - mruknęłam. Podniosłam jedną brew, gdy ten zmarszczył brwi. - co? Coś zrobiłam?
-Nie pamiętasz mnie? - zapytał.
-No to ty wczoraj przeszkadzałeś mi w czytaniu? W ogóle skąd się tu wziąłeś? Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - pytałam z lekkim uśmiechem.
-[t.i].. - szepnął. - na prawdę mnie nie kojarzysz? To ja, Zayn. - mówił zawiedziony.
Moje oczy aż rozszerzyły się od wypowiedzianego imienia. Ołówek spadł mi na kołdrę, a moje usta rozszerzyły się.
-Zayn? - mruknęłam.
No tak, jego brązowe oczy, idealny uśmiech i czarne włosy mogłam rozpoznać. Dlaczego mu się nie przyjrzałam?
-Zmieniłeś się. - szepnęłam przeczesując włosy palcami - to.. jak tam zespół? - próbowałam się uśmiechnąć, lecz chyba mi to nie wyszło. - jak tam..
-Przestań. - powiedział. - przyszedłem porozmawiać.
-A potem znów mnie zostawisz? - powiedziałam przecierając oczy. - nie, dzięki. Nie chcę przepłakiwać kolejnych trzech lat.
Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń. Spojrzał mi głęboko w oczy i leciutko, prawie nie zauważalnie uśmiechnął.
-Chciałem ci powiedzieć, że przez te trzy lata tęskniłem. Codziennie coraz bardziej, wiem że zawiodłem, bo nie dzwoniłem, ale nie miałem jak. Zmieniłaś numer.. Uwierz mi, że bardzo, ale to bardzo chciałem cię odwiedzić.. nie mogłem. Po prostu nie mogłem..
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nachyliłam się i lekko musnęłam jego usta. Gdy zauważyłam, że się nie oddala, pogłębiłam pocałunek.
-No i chciałem ci powiedzieć że cię kocham. - dokończył uśmiechając się szeroko. - już od samego początku.
Wtuliłam się w jego ramiona, w których chciałam zostać do końca życia.
-Ja ciebie też. - szepnęłam, twarzą nurkując w zagłębieniu szyi.
-Wiesz, jesteś bardzo wredny. - prychnęłam zabawnie - jak mój dawny przyjaciel.
-Na prawdę? - zaśmiał się cicho, przerywając swój śpiew - opowiedz mi o nim.
-Zayn był najlepszy na świecie. Był zawsze uśmiechnięty, kochałam go bardzo. Zawsze mnie denerwował, śmiał się ze mną, ze mnie - zaśmiałam się na wspomnienie - miał wady, które w pełni akceptowałam. Zawsze był ze mną.. myślałam że tak zostanie.. - przetarłam oczy, pełne łez i kontynuowałam nawet nie zerkając na osobę mi towarzyszącą. - wyjechał. Zostawił mnie, dla zespołu. Obiecał, że zadzwoni, lecz.. nie doczekałam się nawet sms-a. - westchnęłam - W ogóle dlaczego ci to opowiadam.. nawet Cię nie znam..
Wstałam z ławki, łapiąc za ramiączko swój plecak. I odeszłam. Tak po prostu zostawiłam chłopaka na korytarzu. Nie wiedząc nawet jak wygląda.
-
Włożyłam końcówkę ołówka do ust, zastanawiając się nad odpowiednim równaniem. Musiałam przyznać, że myślałam, że w liceum będzie łatwiej. Jednakże chyba źle myślałam, skoro już nawet nie umiem dzielić. Matematyka mnie wykańcza..
-Kochanie, masz gościa. - do pokoju weszła mama, uśmiechając się łagodnie.
-Niech wejdzie. - odpowiedziałam nawet, nie odrywając wzroku od książki. Po chwili, ktoś otwarł drzwi i wszedł do środka, po czym ponownie je zamknął.
-Miło znowu cię widzieć. - odezwał się znajomy głos. Podniosłam głowę, po czym zanalizowałam stojącego przede mną mulata. - tęskniłem, od wczoraj.
-Oh, to ty. - mruknęłam. Podniosłam jedną brew, gdy ten zmarszczył brwi. - co? Coś zrobiłam?
-Nie pamiętasz mnie? - zapytał.
-No to ty wczoraj przeszkadzałeś mi w czytaniu? W ogóle skąd się tu wziąłeś? Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - pytałam z lekkim uśmiechem.
-[t.i].. - szepnął. - na prawdę mnie nie kojarzysz? To ja, Zayn. - mówił zawiedziony.
Moje oczy aż rozszerzyły się od wypowiedzianego imienia. Ołówek spadł mi na kołdrę, a moje usta rozszerzyły się.
-Zayn? - mruknęłam.
No tak, jego brązowe oczy, idealny uśmiech i czarne włosy mogłam rozpoznać. Dlaczego mu się nie przyjrzałam?
-Zmieniłeś się. - szepnęłam przeczesując włosy palcami - to.. jak tam zespół? - próbowałam się uśmiechnąć, lecz chyba mi to nie wyszło. - jak tam..
-Przestań. - powiedział. - przyszedłem porozmawiać.
-A potem znów mnie zostawisz? - powiedziałam przecierając oczy. - nie, dzięki. Nie chcę przepłakiwać kolejnych trzech lat.
Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń. Spojrzał mi głęboko w oczy i leciutko, prawie nie zauważalnie uśmiechnął.
-Chciałem ci powiedzieć, że przez te trzy lata tęskniłem. Codziennie coraz bardziej, wiem że zawiodłem, bo nie dzwoniłem, ale nie miałem jak. Zmieniłaś numer.. Uwierz mi, że bardzo, ale to bardzo chciałem cię odwiedzić.. nie mogłem. Po prostu nie mogłem..
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nachyliłam się i lekko musnęłam jego usta. Gdy zauważyłam, że się nie oddala, pogłębiłam pocałunek.
-No i chciałem ci powiedzieć że cię kocham. - dokończył uśmiechając się szeroko. - już od samego początku.
Wtuliłam się w jego ramiona, w których chciałam zostać do końca życia.
-Ja ciebie też. - szepnęłam, twarzą nurkując w zagłębieniu szyi.
-
ok
ok
środa, 25 września 2013
Liam
-Myślisz, że zrezygnuję z miłości bo ty mi każesz? - zapytałam mojej przyjaciółki - kocham go, a on mnie.
-Kochanie, Liam może mieć każdą, a teraz padło na Ciebie. Pobawi się i zostawi, jak z tamtymi. - naciskała na mnie.
-Uważasz, że jestem nie warta niczyjej miłości? - zapytałam, a moja dolna warga aż zadrżała - powinnaś mnie wspierać... a ty mi odradzasz..
-Nie, nie to miałam na myśli..
-Daruj sobie. - szepnęłam i rozłączając się, odłożyłam telefon na półkę nocną.
Westchnęłam, przecierając oczy, które były pełne łez. Dlaczego każdy się sprzeciwiał temu związkowi? Dlaczego każdy był negatywnie nastawiony? Liam mnie kocha, mówił mi to już kilka razy. Jesteśmy razem od połowy roku, a nadal każdy mi wciska, że mnie zostawi.
-Puk puk! - cichutkie pukanie wyrwało mnie z zamyśleń. Skierowałam oczy do drzwi i napotkałam tam Liama. Stał z założonymi rękami z tyłu i patrzył mi prosto w oczy. - co się stało?
-Wszyscy znowu na mnie naciskają.. mówią mi że mnie zostawisz.. - odwróciłam wzrok, by nie napotkał łez, które spływają po moich policzkach. - nawet rodzina..
-Ej, skarbie. - podszedł do łóżka i usiadł na skraju - nie wierz w to, dobrze? - załapał moją dłoń i ścisnął ją mocno. - jesteśmy razem pół roku, kocham Cię i nie mam zamiaru cię zostawiać. Wiem, że z paroma dziewczynami mi nie wyszło, ale z tobą jest inaczej.. rozumiesz?- tłumaczył kładąc się koło mnie. Jedną ręką oplótł moje biodra i przytulił do siebie.
-Gdy skończę osiemnaście lat, wyjadę stąd. Oni nie rozumieją że jestem szczęśliwa. - mówiłam, prawie dławiąc się łzami.
-Hej, nie płacz - przycisnął mnie bardziej do siebie i pocałował w czoło - kocham cię.
-Ja ciebie też. - spojrzałam mu w oczy - szkoda że nikt poza tobą tego nie rozumie.
Pocałował mnie mocno i czule. Jego ciepłe i wilgotne wargi muskały moje z delikatnością i czułością. Odwzajemniłam to, po czym wsunęłam język między jego wargi. On uśmiechnął się lekko, wplątując palce w moje włosy.
-W ogóle kto cię tu wpuścił? - odczepiłam się od chłopaka, zastanawiając się.
-Twoja mama. - mruknął jeżdżąc palcem po moim policzku. Oblizał wargi i uśmiechnął się chytrze - ona jedyna mnie lubi.
-Szkoda, ze ona jedyna..
-Ej, ej ! Nie ma gadania, jasne? Nie rozmawiajmy o tym. - zatkał mi usta dłonią. - O! Mam coś dla ciebie. - nagle olśniło go. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, prostokątne pudełeczko.
Wsunął mi je w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę wpatrywałam się w pakunek, ale po chwili odchyliłam wieczko, a w nim srebrna, śliczna bransoletka z małym breloczkiem w kształcie litery "L". Uśmiechnęłam się patrząc na mojego chłopaka. On tylko cmoknął mnie w usta.
Założyłam prezent na nadgarstek, podziwiając go. Na prawdę był śliczny.
Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam zapachem.
-
Wróciłam do domu z reklamówkami zakupów. Rozpakowałam wszystko, chowając odpowiednie rzeczy do lodówki i półek, po czym usiadłam na kanapie w salonie i otwarłam dopiero co zakupioną gazetę. Od razu rzucił mi się w oczy artykuł o mnie i Liamie.
"Czy to prawdziwa miłość, a może oszustwo?! My znamy odpowiedź!
Liam Payne (l. 20) i [t.i] [t.n.] (l. 17) od ponad połowy roku są brani jako prawdziwa para! I tak jest! Zakochańce spędzają razem cały swój wolny czas, a ostatnio dowiedzieliśmy się parę słów o tym związku od samego Liama!
-"Na prawdę się kochamy. Ci którzy w to nie wierzą, muszą być na prawdę głupi. Ostatnio rozmawiałem z moją dziewczyną. Było jej bardzo przykro, że nawet przyjaciele odradzają jej związku ze mną. Wiem, że wiele z nich mi nie wychodziło.. ale teraz to jest ta jedyna. Zauważcie, że z tamtymi dziewczynami byłem po miesiąc, a z [t.i] jestem już ponad pół roku!"
Liam ma rację, nie powinniśmy robić awantury. Czasem trzeba próbować, żeby znaleźć tą odpowiednią. "
Uśmiechnęłam się do siebie, czytając artykuł. To miło, że próbują udowodnić że to wszystko jest prawdziwe.
Wybrałam numer do Liama. Po trzech sygnałach odebrał.
-Cześć kochanie. - mówił wesoło - widziałaś artykuł?
-Właśnie czytam - zaśmiałam się. - jesteś niesamowity.
-Staram się ciebie uszczęśliwić. - powiedział.
-Udało ci się. - zachichotałam. - może dotrze to do kogoś.
-A wiesz.. - zaczął. - rozmawiałem z twoimi rodzicami i Darią.. i oni nam uwierzyli. Haha, sam w to nie wierzę, ale powiedzieli, że jeśli się kochamy, to nie stoją nam na drodze! - mówił zafascynowany.
-Na prawdę? - aż podskoczyłam z krzesła. - tak bardzo się cieszę!
-Kocham cię. - szepnął. - muszę kończyć, zaraz próba.
-Pa. - powiedziałam wesoło rozłączając się.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, wpatrując się w prezent Liama. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, chichocząc ze szczęścia.
Wszystko wraca do normy!
--
chujowe pozdrawiam
-Kochanie, Liam może mieć każdą, a teraz padło na Ciebie. Pobawi się i zostawi, jak z tamtymi. - naciskała na mnie.
-Uważasz, że jestem nie warta niczyjej miłości? - zapytałam, a moja dolna warga aż zadrżała - powinnaś mnie wspierać... a ty mi odradzasz..
-Nie, nie to miałam na myśli..
-Daruj sobie. - szepnęłam i rozłączając się, odłożyłam telefon na półkę nocną.
Westchnęłam, przecierając oczy, które były pełne łez. Dlaczego każdy się sprzeciwiał temu związkowi? Dlaczego każdy był negatywnie nastawiony? Liam mnie kocha, mówił mi to już kilka razy. Jesteśmy razem od połowy roku, a nadal każdy mi wciska, że mnie zostawi.
-Puk puk! - cichutkie pukanie wyrwało mnie z zamyśleń. Skierowałam oczy do drzwi i napotkałam tam Liama. Stał z założonymi rękami z tyłu i patrzył mi prosto w oczy. - co się stało?
-Wszyscy znowu na mnie naciskają.. mówią mi że mnie zostawisz.. - odwróciłam wzrok, by nie napotkał łez, które spływają po moich policzkach. - nawet rodzina..
-Ej, skarbie. - podszedł do łóżka i usiadł na skraju - nie wierz w to, dobrze? - załapał moją dłoń i ścisnął ją mocno. - jesteśmy razem pół roku, kocham Cię i nie mam zamiaru cię zostawiać. Wiem, że z paroma dziewczynami mi nie wyszło, ale z tobą jest inaczej.. rozumiesz?- tłumaczył kładąc się koło mnie. Jedną ręką oplótł moje biodra i przytulił do siebie.
-Gdy skończę osiemnaście lat, wyjadę stąd. Oni nie rozumieją że jestem szczęśliwa. - mówiłam, prawie dławiąc się łzami.
-Hej, nie płacz - przycisnął mnie bardziej do siebie i pocałował w czoło - kocham cię.
-Ja ciebie też. - spojrzałam mu w oczy - szkoda że nikt poza tobą tego nie rozumie.
Pocałował mnie mocno i czule. Jego ciepłe i wilgotne wargi muskały moje z delikatnością i czułością. Odwzajemniłam to, po czym wsunęłam język między jego wargi. On uśmiechnął się lekko, wplątując palce w moje włosy.
-W ogóle kto cię tu wpuścił? - odczepiłam się od chłopaka, zastanawiając się.
-Twoja mama. - mruknął jeżdżąc palcem po moim policzku. Oblizał wargi i uśmiechnął się chytrze - ona jedyna mnie lubi.
-Szkoda, ze ona jedyna..
-Ej, ej ! Nie ma gadania, jasne? Nie rozmawiajmy o tym. - zatkał mi usta dłonią. - O! Mam coś dla ciebie. - nagle olśniło go. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, prostokątne pudełeczko.
Wsunął mi je w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę wpatrywałam się w pakunek, ale po chwili odchyliłam wieczko, a w nim srebrna, śliczna bransoletka z małym breloczkiem w kształcie litery "L". Uśmiechnęłam się patrząc na mojego chłopaka. On tylko cmoknął mnie w usta.
Założyłam prezent na nadgarstek, podziwiając go. Na prawdę był śliczny.
Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam zapachem.
-
Wróciłam do domu z reklamówkami zakupów. Rozpakowałam wszystko, chowając odpowiednie rzeczy do lodówki i półek, po czym usiadłam na kanapie w salonie i otwarłam dopiero co zakupioną gazetę. Od razu rzucił mi się w oczy artykuł o mnie i Liamie.
"Czy to prawdziwa miłość, a może oszustwo?! My znamy odpowiedź!
Liam Payne (l. 20) i [t.i] [t.n.] (l. 17) od ponad połowy roku są brani jako prawdziwa para! I tak jest! Zakochańce spędzają razem cały swój wolny czas, a ostatnio dowiedzieliśmy się parę słów o tym związku od samego Liama!
-"Na prawdę się kochamy. Ci którzy w to nie wierzą, muszą być na prawdę głupi. Ostatnio rozmawiałem z moją dziewczyną. Było jej bardzo przykro, że nawet przyjaciele odradzają jej związku ze mną. Wiem, że wiele z nich mi nie wychodziło.. ale teraz to jest ta jedyna. Zauważcie, że z tamtymi dziewczynami byłem po miesiąc, a z [t.i] jestem już ponad pół roku!"
Liam ma rację, nie powinniśmy robić awantury. Czasem trzeba próbować, żeby znaleźć tą odpowiednią. "
Uśmiechnęłam się do siebie, czytając artykuł. To miło, że próbują udowodnić że to wszystko jest prawdziwe.
Wybrałam numer do Liama. Po trzech sygnałach odebrał.
-Cześć kochanie. - mówił wesoło - widziałaś artykuł?
-Właśnie czytam - zaśmiałam się. - jesteś niesamowity.
-Staram się ciebie uszczęśliwić. - powiedział.
-Udało ci się. - zachichotałam. - może dotrze to do kogoś.
-A wiesz.. - zaczął. - rozmawiałem z twoimi rodzicami i Darią.. i oni nam uwierzyli. Haha, sam w to nie wierzę, ale powiedzieli, że jeśli się kochamy, to nie stoją nam na drodze! - mówił zafascynowany.
-Na prawdę? - aż podskoczyłam z krzesła. - tak bardzo się cieszę!
-Kocham cię. - szepnął. - muszę kończyć, zaraz próba.
-Pa. - powiedziałam wesoło rozłączając się.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, wpatrując się w prezent Liama. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, chichocząc ze szczęścia.
Wszystko wraca do normy!
--
chujowe pozdrawiam
niedziela, 22 września 2013
Harry
-Wróciłem! - krzyknąłem z holu rozbierając mój płaszcz. Po chwili rudowłosa piękność wyszła zza ściany, ale jej mina nie była zbyt wesoła. Wykrzywione usta w grymasie i zmarszczone brwi, nie wróżyły dobrze. - coś się stało?
-No nie wiem - powiedziała z sarkazmem patrząc na swój zegarek. - troszeczkę się spóźniłeś. - mruknęła z ironią, na co ja westchnąłem. - jakieś trzy godziny. - dokończyła.
-[T.I], przepraszam. Chłopaki wzięli mnie na piwo, jakoś tak się złożyło, zagadałem się.. i nie spojrzałem na zegarek - tłumaczyłem się, całkiem szczerze. Ogarnęło mnie poczucie winy, za to, że nawet nie zadzwoniłem. - kiciu...
Uśmiechnęła się leciutko, ale to chyba nie było szczere.
-Przygotowałam kolację, ale już ją zjadłam. Twoja leży na stole. Smacznego. - mówiła cicho, ze smutkiem. Ominęła mnie, by dojść do schodów. Po chwili zniknęła u góry. Ja stałem przez chwilę trzymając się za włosy. Powinienem zadzwonić, prawda?
Zignorowałem to, że posiłek na mnie czeka i pobiegłem za nią do góry, przeskakując co dwa schodki. Drzwi do sypialni były uchylone, więc skierowałem się w tamtą stronę.
Zapukałem cicho, uchylając szerzej drzwi. Stała tak, odwrócona do mnie plecami. Swój wzrok wlepiała za okno, jakby czegoś tam szukała. Gdy usłyszała moje kroki, odwróciła się i spojrzała mi w oczy.
-Ej, miśku. - podszedłem do niej i mocno przytuliłem. - przepraszam. Mogłem zadzwonić.
-Mogłeś. - znów krzywo uśmiechnęła się. - nie ważne..
Uniosłem palcem jej podbródek i spojrzałem w oczy. Po chwili lekko pocałowałem w usta, a ta zachichotała. Uśmiechnęła się szeroko, na co moje serce szybciej zabiło i rozmiękło.
-Ile już jesteśmy razem? - zapytałem nadal trzymając jej podbródek, tak by na mnie patrzała.
-Nie wiem.. - przez chwilę zastanowiła się. - niecałe pół roku.
-[T.I].. kocham Cię. - szepnąłem jej prosto do ust. Jej oczy powiększyły się, a z ust znikł uśmiech. Nie umiałem opisać, jak zdziwiona była. Przez chwilę bałem się, że mnie odrzuci, lecz ona uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej. Jak mógłbym tak pomyśleć? Przecież ona mi to ciągle, mówi. A ja? Ja dopiero pierwszy raz odważyłem się jej to powiedzieć.
-Harry.. - zachichotała - przecież..
-Trochę się bałem. Bo nigdy nie byłem w prawdziwym związku.. mamy po te dwadzieścia lat, a ja na prawdę cię kocham, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiłem. Zależy mi na tobie, [t.i] - powiedziałem na jednym wydechu. Mój żołądek przez chwilę wydawał się ściśnięty, jakby pięścią, lecz gdy dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, wszystko ustąpiło.
-Ja też cię kocham. - szepnęła przybliżając mnie do siebie. - bardzo mocno, wiesz?
Zachichotałem i wpiłem się w jej usta zachłannie. Odwzajemniła pieszczotę, wplątując palce w moje włosy. Uwielbiałem gdy bawiła się moimi loczkami. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale przyjemność nie trwała długo, bo mój telefon zaczął wibrować. Niechętnie odsunąłem się od Rudej i spojrzałem na wyświetlacz.
-Halo? - próbowałem być poważny, lecz pocałunki na mojej szyi, doprowadzały mnie do obłędu.
-Harry, zapomniałeś ze studia tekstów i telefonu. - głos blondyna rozbrzmiał w słuchawce.
-Weź je ze sobą, proszę. Jutro mi je przyniesiesz. - poprosiłem, odciągając od siebie rudą. On chichotała, składając pocałunki na mojej szczęce.
-Masz szczęście, że już to zrobiłem, chciałem je tam zostawić. - mówił - co ty robisz?
-Nic. - zaśmiałem się. - muszę kończyć. - rozłączyłem się i rzuciłem mój telefon na półkę obok. [t.i] znów pocałowała mnie w usta zachłannie, co oddałem. Chwyciłem ją w talii, bardziej przyciągając do siebie. Po chwili moje dłonie zjechały trochę niżej, do pośladków. Ścisnąłem je mocno, na co jej reakcją było głośne jęknięcie. Oplotła nogami moje biodra, a rękoma objęła moją szyję.
Zrobiłem kilka kroków w tył, tracąc równowagę. Nagle poczułem jak opadam na coś miękkiego. Oczami powędrowałem na bok. Uświadomiłem sobie, że leżymy na łóżku. Zaśmiałem się wdzięcznie, a dziewczyna oderwała się ode mnie i popatrzała zdziwiona w moje oczy. Po chwili wybuchnęła śmiechem, uświadamiając sobie co się stało.
-Dosyć tego dobrego. - zeszła ze mnie. Stanęła tuż przy łóżku, z dłoniami na biodrach. Mrugnąłem kilka razy, nie kryjąc mojego zdziwienia. - kolację jeść, marsz! - pogoniła mnie - bo będziesz spał na kanapie!
Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół. Ona śmiała się głośno, biegnąc za mną.
Gdy dotarłem do kuchni, zobaczyłem talerz ze spaghetti i lampkę wina. Odwróciłam się do dziewczyny i cmoknąłem do niej.
Ona jest niesamowita. Dlaczego nie poznałem jej wcześniej?
Zajadałem się makaronem dopóki ona nie stanęła koło stołu i nie zabrała mi talerza. A przecież została jeszcze połowa pełna.
-No ej! - jęknąłem wstając. Na odwróciła się razem z talerzem chichocząc. Uniosłem ręce nad jej ramionami i próbowałem chwycić talerz. Po chwili zrezygnowałem i usiadłem z powrotem udając obrażonego. Założyłem ręce na piersi.
Usłyszałem tylko jak coś spada do worka, przy tym stukając w talerz. Ona wyrzuciła moje spaghetti!
Po chwili jej ciepłe dłonie dotknęły mojego policzka. Chociaż uwielbiałem jak to robi, to udawałem niewzruszonego.
-Kochanie. - szepnęła mi do ucha.
Milczałem, ale pod jej dotykiem trochę rozluźniłem się.
-Wyrzuciłaś moje spaghetti! - naburmuszyłem się jak małe dziecko. - to nie fair!
Odwróciła moją głowę w prawo i zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, czul pocałowała mnie. Odwzajemniłem to chętnie i jeszcze czulej.
-Wynagrodzę ci to. - szepnęła - hm?
-Niby jak? - wymruczałem cicho, patrząc na jej piękne usta.
-Chodź. - mruknęła wychodząc z kuchni. Usłyszałem jak wspina się po schodach. Rozszerzyłem usta, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Zanim zdążyłem pomyśleć pobiegłem za nią do sypialni.
-
JEZU XD
HAHA
-Ej, miśku. - podszedłem do niej i mocno przytuliłem. - przepraszam. Mogłem zadzwonić.
-Mogłeś. - znów krzywo uśmiechnęła się. - nie ważne..
Uniosłem palcem jej podbródek i spojrzałem w oczy. Po chwili lekko pocałowałem w usta, a ta zachichotała. Uśmiechnęła się szeroko, na co moje serce szybciej zabiło i rozmiękło.
-Ile już jesteśmy razem? - zapytałem nadal trzymając jej podbródek, tak by na mnie patrzała.
-Nie wiem.. - przez chwilę zastanowiła się. - niecałe pół roku.
-[T.I].. kocham Cię. - szepnąłem jej prosto do ust. Jej oczy powiększyły się, a z ust znikł uśmiech. Nie umiałem opisać, jak zdziwiona była. Przez chwilę bałem się, że mnie odrzuci, lecz ona uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej. Jak mógłbym tak pomyśleć? Przecież ona mi to ciągle, mówi. A ja? Ja dopiero pierwszy raz odważyłem się jej to powiedzieć.
-Harry.. - zachichotała - przecież..
-Trochę się bałem. Bo nigdy nie byłem w prawdziwym związku.. mamy po te dwadzieścia lat, a ja na prawdę cię kocham, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiłem. Zależy mi na tobie, [t.i] - powiedziałem na jednym wydechu. Mój żołądek przez chwilę wydawał się ściśnięty, jakby pięścią, lecz gdy dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, wszystko ustąpiło.
-Ja też cię kocham. - szepnęła przybliżając mnie do siebie. - bardzo mocno, wiesz?
Zachichotałem i wpiłem się w jej usta zachłannie. Odwzajemniła pieszczotę, wplątując palce w moje włosy. Uwielbiałem gdy bawiła się moimi loczkami. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale przyjemność nie trwała długo, bo mój telefon zaczął wibrować. Niechętnie odsunąłem się od Rudej i spojrzałem na wyświetlacz.
-Halo? - próbowałem być poważny, lecz pocałunki na mojej szyi, doprowadzały mnie do obłędu.
-Harry, zapomniałeś ze studia tekstów i telefonu. - głos blondyna rozbrzmiał w słuchawce.
-Weź je ze sobą, proszę. Jutro mi je przyniesiesz. - poprosiłem, odciągając od siebie rudą. On chichotała, składając pocałunki na mojej szczęce.
-Masz szczęście, że już to zrobiłem, chciałem je tam zostawić. - mówił - co ty robisz?
-Nic. - zaśmiałem się. - muszę kończyć. - rozłączyłem się i rzuciłem mój telefon na półkę obok. [t.i] znów pocałowała mnie w usta zachłannie, co oddałem. Chwyciłem ją w talii, bardziej przyciągając do siebie. Po chwili moje dłonie zjechały trochę niżej, do pośladków. Ścisnąłem je mocno, na co jej reakcją było głośne jęknięcie. Oplotła nogami moje biodra, a rękoma objęła moją szyję.
Zrobiłem kilka kroków w tył, tracąc równowagę. Nagle poczułem jak opadam na coś miękkiego. Oczami powędrowałem na bok. Uświadomiłem sobie, że leżymy na łóżku. Zaśmiałem się wdzięcznie, a dziewczyna oderwała się ode mnie i popatrzała zdziwiona w moje oczy. Po chwili wybuchnęła śmiechem, uświadamiając sobie co się stało.
-Dosyć tego dobrego. - zeszła ze mnie. Stanęła tuż przy łóżku, z dłoniami na biodrach. Mrugnąłem kilka razy, nie kryjąc mojego zdziwienia. - kolację jeść, marsz! - pogoniła mnie - bo będziesz spał na kanapie!
Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół. Ona śmiała się głośno, biegnąc za mną.
Gdy dotarłem do kuchni, zobaczyłem talerz ze spaghetti i lampkę wina. Odwróciłam się do dziewczyny i cmoknąłem do niej.
Ona jest niesamowita. Dlaczego nie poznałem jej wcześniej?
Zajadałem się makaronem dopóki ona nie stanęła koło stołu i nie zabrała mi talerza. A przecież została jeszcze połowa pełna.
-No ej! - jęknąłem wstając. Na odwróciła się razem z talerzem chichocząc. Uniosłem ręce nad jej ramionami i próbowałem chwycić talerz. Po chwili zrezygnowałem i usiadłem z powrotem udając obrażonego. Założyłem ręce na piersi.
Usłyszałem tylko jak coś spada do worka, przy tym stukając w talerz. Ona wyrzuciła moje spaghetti!
Po chwili jej ciepłe dłonie dotknęły mojego policzka. Chociaż uwielbiałem jak to robi, to udawałem niewzruszonego.
-Kochanie. - szepnęła mi do ucha.
Milczałem, ale pod jej dotykiem trochę rozluźniłem się.
-Wyrzuciłaś moje spaghetti! - naburmuszyłem się jak małe dziecko. - to nie fair!
Odwróciła moją głowę w prawo i zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, czul pocałowała mnie. Odwzajemniłem to chętnie i jeszcze czulej.
-Wynagrodzę ci to. - szepnęła - hm?
-Niby jak? - wymruczałem cicho, patrząc na jej piękne usta.
-Chodź. - mruknęła wychodząc z kuchni. Usłyszałem jak wspina się po schodach. Rozszerzyłem usta, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Zanim zdążyłem pomyśleć pobiegłem za nią do sypialni.
-
JEZU XD
HAHA
poniedziałek, 16 września 2013
Wszyscy?
Gdy miałam od pięciu do dziewięciu lat, nie patrzałam na swój wygląd. Oczywiście zależało mi na dobrych ubraniach.. jak to młoda dziewczyna. Ale nigdy nie zwracałam uwagi, na to, że jestem trochę inna niż inne dziewczyny. No, może czasem zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje, że nie mieszczę się w mniejsze rozmiary. Pytałam się mojej mamy, która mówiła mi, że jestem tylko troszeczkę za gruba. Że gdy będę dbała o dietę, będę jak inne dzieci.
Próbowałam przez parę lat, jeść mniej, ubierać się tak, by nie było widać tego brzucha, pach i nóg. Nigdy nie lubiłam ubierać się zbyt krótko, nie lubiłam prześwitujących rzeczy, ani krótkich spodenek, które odkrywały większość moich nóg, lub sukienek.
Z paroma latami wszystko się zmieniło.
Wyglądałam jeszcze gorzej, na moim ciele zaczęły pojawiać się czerwone, koślawe kreseczki, grubości około centymetra. Mój brzuch był tym zapełnione, jak i pachy, biodra, oraz piersi. Nad szyją, zaczął się tworzyć drugi podbródek.
Miałam wtedy dwanaście lat, gdy po prostu stwierdziłam, że nie zmienię się. Zauważyłam także, że słowa mamy były tylko kłamstwem. Może po prostu nie wiedziała co mnie czeka?
Doszłam do wniosku, że mam wrodzoną wadę po mamie i babci. Bo one też były przy kości.
A ja próbowałam się z tym pogodzić, codziennie patrzałam w lustro, zastanawiając się, czy to kiedyś zniknie. Dwunastoletnia dziewczyna, która codziennie płacze, przez swoją wagę. Płacze, bo wie że się nie zmieni, nie będzie chuda, piękna, nie będzie miała powodzenia u chłopców.
Żyłam dalej, z tą świadomością.
Natrafiłam na nich. Na ich piękne uśmiechy, piękną muzykę i sposób bycia. One Direction.
To tak pięknie brzmi, ale nie dla każdego. Najpierw tylko ich słuchałam i zadowalałam się ich uśmiechami. Z czasem coraz bardziej ciekawili mnie. Patrzałam na nich, by tylko poprawić sobie humor. Oni zawsze byli ze mną.
Stałam się Directioner. Nie mogłam żyć bez chociaż jednej ich piosenki.
Bo to oni byli moim powodem do życia.
Ale zaczęły się hejty, ze strony brata, znajomych i nawet przyjaciół. Kryłam się z tym, że po prostu ich kocham. Kryłam się, bo bałam się kolejnego komentarza. Kolejnego negatywnego komentarza, na temat moich idoli.
Po prostu wstydziłam się, przez co miałam poczucie winy. Bo nie powinnam się wstydzić swojego idola, nie powinnam się ukrywać.
Ale moja psychika opadała.
Chodziłam do szkoły, znalazłam paru przyjaciół. Tych kilu wariatów, którzy rozśmieszali mnie do łez, którzy żartowali ze mną, którzy pomagali mi w trudnych chwilach.
Bywały kłótnie, ale takie dziecinne. Mieliśmy przecież po dwanaście lat, a nasze sprzeczki były głównie, o to, że ktoś nie chciał dać spisać zadania, nie pożyczył pieniędzy na batona lub skrytykował ubranie. Ale zawsze godziliśmy się, i wszystko było okej.
Gdy skończyłam trzynaście lat, w dzień moich urodzin, znów spojrzałam w lustro. Moje rude włosy były spięte w koka, na górnej części ciała miałam męską koszulkę, moją ulubioną, a na nogach czarne rurki. Mój styl ubierania się, nie był nadzwyczajny. Nienawidziłam damskich rzeczy. Nosiłam tylko i wyłącznie trampki, rurki, spodnie dresowe, moro.. i inne rzeczy. Moje t-shirty tworzyły wielką ciemną kupkę w szafie.
A w lato?
W lato nosiłam męskie szorty i męskie koszulki. Nie nosiłam niczego innego. by nie odkrywać ciała.
Z dniami moje zdrowie psychiczne cierpiało. Czułam się samotna, chociaż było wokół mnie mnóstwo ludzi. Ale już nie przyjaciół. Siedziałam w domu, słuchając dołującej muzyki. Żyłam normalnie, ale w pewnym sensie było ciemno. Ciemno, smutno, samotnie.
Jeździłam na wakacje na wieś, z myślą że tam odpocznę. Ale gdy grupką znajomych siedzieliśmy na trawie, jeden z chłopaków odezwał się.
"Ej, a ty tak spuchłaś przez te komary, czy masz tak naturalnie?"
To zabolało.
Ze łzami w oczach wstałam i zaczęłam biec. Nie zważałam na to, że jest ciemno, że boję się chodzić sama po lesie.
Zmierzyłam w kierunku małego pomostu, nad rzeką gdzie uwielbiałam siedzieć. Szum wody pomagał mi się uspokoić, a lekki wiatr zawsze pachniał lasem.
Ale nie byłam sama. Moja przyjaciółka, pobiegła za mną, usiadła koło mnie i przytuliła mocno, nic nie mówiąc. Pamiętam jak puściła piosenkę "Owl city - firefiles" i po prostu mi ją zaśpiewała. Jej głos uspokoił mnie, doprowadził do lekkiego uśmiechu.
Julia zawsze pomagała mi, nie mogła się na mnie złościć. Rozśmieszała mnie, kochałam ją, ale dopiero gdy miałam te naście lat tak na prawdę zaprzyjaźniłyśmy się. Tak na prawdę znałyśmy się ze tylko ze wsi. W pierwszych latach naszej znajomości, chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale on nie chciała. Może to dlatego, że po prostu wolała towarzystwo starszych? Bo ja byłam o rok młodsza.
Pewnego dnia, zaprosiłam ją do znajomych. Porozmawiałyśmy już jako prawdziwe przyjaciółki.
I tak się zaczęło.
Cierpiałam, bo w jej życiu były także inne osoby. Inne osoby które kochała.
Byłam chorobliwie zazdrosna o nią. Gdy mówiła mi o swoich przyjaciołach, o tym jak się świetnie bawi, to było jak cios prosto w serce.
Pewnie to chore, ale każdy to czuje, gdy bardzo zależy mu na drugiej osobie. Mam rację?
Po prostu płakałam, bo czułam, że kocha mnie mniej. Że jestem gorsza przez swoją wagę.
I nadal to czuję
No i w końcu nie wytrzymałam.
Moja mama z siostrą pojechały na wycieczkę, a brat pałętał się po wsi.
Usiadłam prze komputerem z naostrzykiem w ręku i śrubokrętem. W pośpiechu odkręciłam jedną śrubkę i chwyciłam w palce mały, ostry kawałek metalu. Najpierw bałam się, byłam tchórzem. Po prostu byłam przerażona bólem, który zaraz może wstąpić we mnie.
Ale już dość bolało.
Zrobiłam pierwsze trzy cięcia na nadgarstku, potem jedno na udzie. Uśmiechnęłam sie czując przyjemny i kojący ból. Ból który ukoił mnie na chwilę.
Zrobiło mi się słabo.
Przez kolejne dni myślałam, chodziłam cała zakryta ubraniami, by nikt nie zauważył świeżych ran. Nie ćwiczyłam na wuefach. Tłumaczyłam mój smutek złym samopoczuciem.
A po lekcjach jak najprędzej pędziłam pod starą podstawówkę, by wtulić się w ramiona jego. Tego chłopaka, który był takim samym bohaterem, jak i 1D. Julek zawsze mnie rozśmieszał, co prawda nie wiedział o moich problemach, ale wiedział, że coś jest nie tak.
Nie, nie kochałam go. Był moim przyjacielem.
Robiłam wszystko, by zakryć przy nim mój ból.
Ale ja nadal nienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego ciała, a gdy patrzałam w lustro, chciało mi się wymiotować. Gdy się kąpałam odwracałam wzrok w inną stronę, lub zamykałam oczy.
A moje nadgarstki były ciągle czerwone.
-
Znów usiadłam w kącie i zatraciłam się w muzyce. Te ich głosy, ich chrypka, ich solówki. Dlaczego to było takie piękne?
I dlaczego musiałam się z tym ukrywać?
Dlaczego, byłam taka słaba?
Tylko oni od tamtego czasu mogli mnie rozbawić, oni mówili, że jestem księżniczką, że jestem piękna, oni byli moimi bohaterami.
Dlaczego?
Bo dzięki nim, i dla nich jeszcze żyję.
-
jezu bez sensu\
Miało wyjść inaczej
Aha, i to jest cała prawda o mnie. Cała ja, nic nie zmyśliłam.
Próbowałam przez parę lat, jeść mniej, ubierać się tak, by nie było widać tego brzucha, pach i nóg. Nigdy nie lubiłam ubierać się zbyt krótko, nie lubiłam prześwitujących rzeczy, ani krótkich spodenek, które odkrywały większość moich nóg, lub sukienek.
Z paroma latami wszystko się zmieniło.
Wyglądałam jeszcze gorzej, na moim ciele zaczęły pojawiać się czerwone, koślawe kreseczki, grubości około centymetra. Mój brzuch był tym zapełnione, jak i pachy, biodra, oraz piersi. Nad szyją, zaczął się tworzyć drugi podbródek.
Miałam wtedy dwanaście lat, gdy po prostu stwierdziłam, że nie zmienię się. Zauważyłam także, że słowa mamy były tylko kłamstwem. Może po prostu nie wiedziała co mnie czeka?
Doszłam do wniosku, że mam wrodzoną wadę po mamie i babci. Bo one też były przy kości.
A ja próbowałam się z tym pogodzić, codziennie patrzałam w lustro, zastanawiając się, czy to kiedyś zniknie. Dwunastoletnia dziewczyna, która codziennie płacze, przez swoją wagę. Płacze, bo wie że się nie zmieni, nie będzie chuda, piękna, nie będzie miała powodzenia u chłopców.
Żyłam dalej, z tą świadomością.
Natrafiłam na nich. Na ich piękne uśmiechy, piękną muzykę i sposób bycia. One Direction.
To tak pięknie brzmi, ale nie dla każdego. Najpierw tylko ich słuchałam i zadowalałam się ich uśmiechami. Z czasem coraz bardziej ciekawili mnie. Patrzałam na nich, by tylko poprawić sobie humor. Oni zawsze byli ze mną.
Stałam się Directioner. Nie mogłam żyć bez chociaż jednej ich piosenki.
Bo to oni byli moim powodem do życia.
Ale zaczęły się hejty, ze strony brata, znajomych i nawet przyjaciół. Kryłam się z tym, że po prostu ich kocham. Kryłam się, bo bałam się kolejnego komentarza. Kolejnego negatywnego komentarza, na temat moich idoli.
Po prostu wstydziłam się, przez co miałam poczucie winy. Bo nie powinnam się wstydzić swojego idola, nie powinnam się ukrywać.
Ale moja psychika opadała.
Chodziłam do szkoły, znalazłam paru przyjaciół. Tych kilu wariatów, którzy rozśmieszali mnie do łez, którzy żartowali ze mną, którzy pomagali mi w trudnych chwilach.
Bywały kłótnie, ale takie dziecinne. Mieliśmy przecież po dwanaście lat, a nasze sprzeczki były głównie, o to, że ktoś nie chciał dać spisać zadania, nie pożyczył pieniędzy na batona lub skrytykował ubranie. Ale zawsze godziliśmy się, i wszystko było okej.
Gdy skończyłam trzynaście lat, w dzień moich urodzin, znów spojrzałam w lustro. Moje rude włosy były spięte w koka, na górnej części ciała miałam męską koszulkę, moją ulubioną, a na nogach czarne rurki. Mój styl ubierania się, nie był nadzwyczajny. Nienawidziłam damskich rzeczy. Nosiłam tylko i wyłącznie trampki, rurki, spodnie dresowe, moro.. i inne rzeczy. Moje t-shirty tworzyły wielką ciemną kupkę w szafie.
A w lato?
W lato nosiłam męskie szorty i męskie koszulki. Nie nosiłam niczego innego. by nie odkrywać ciała.
Z dniami moje zdrowie psychiczne cierpiało. Czułam się samotna, chociaż było wokół mnie mnóstwo ludzi. Ale już nie przyjaciół. Siedziałam w domu, słuchając dołującej muzyki. Żyłam normalnie, ale w pewnym sensie było ciemno. Ciemno, smutno, samotnie.
Jeździłam na wakacje na wieś, z myślą że tam odpocznę. Ale gdy grupką znajomych siedzieliśmy na trawie, jeden z chłopaków odezwał się.
"Ej, a ty tak spuchłaś przez te komary, czy masz tak naturalnie?"
To zabolało.
Ze łzami w oczach wstałam i zaczęłam biec. Nie zważałam na to, że jest ciemno, że boję się chodzić sama po lesie.
Zmierzyłam w kierunku małego pomostu, nad rzeką gdzie uwielbiałam siedzieć. Szum wody pomagał mi się uspokoić, a lekki wiatr zawsze pachniał lasem.
Ale nie byłam sama. Moja przyjaciółka, pobiegła za mną, usiadła koło mnie i przytuliła mocno, nic nie mówiąc. Pamiętam jak puściła piosenkę "Owl city - firefiles" i po prostu mi ją zaśpiewała. Jej głos uspokoił mnie, doprowadził do lekkiego uśmiechu.
Julia zawsze pomagała mi, nie mogła się na mnie złościć. Rozśmieszała mnie, kochałam ją, ale dopiero gdy miałam te naście lat tak na prawdę zaprzyjaźniłyśmy się. Tak na prawdę znałyśmy się ze tylko ze wsi. W pierwszych latach naszej znajomości, chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale on nie chciała. Może to dlatego, że po prostu wolała towarzystwo starszych? Bo ja byłam o rok młodsza.
Pewnego dnia, zaprosiłam ją do znajomych. Porozmawiałyśmy już jako prawdziwe przyjaciółki.
I tak się zaczęło.
Cierpiałam, bo w jej życiu były także inne osoby. Inne osoby które kochała.
Byłam chorobliwie zazdrosna o nią. Gdy mówiła mi o swoich przyjaciołach, o tym jak się świetnie bawi, to było jak cios prosto w serce.
Pewnie to chore, ale każdy to czuje, gdy bardzo zależy mu na drugiej osobie. Mam rację?
Po prostu płakałam, bo czułam, że kocha mnie mniej. Że jestem gorsza przez swoją wagę.
I nadal to czuję
No i w końcu nie wytrzymałam.
Moja mama z siostrą pojechały na wycieczkę, a brat pałętał się po wsi.
Usiadłam prze komputerem z naostrzykiem w ręku i śrubokrętem. W pośpiechu odkręciłam jedną śrubkę i chwyciłam w palce mały, ostry kawałek metalu. Najpierw bałam się, byłam tchórzem. Po prostu byłam przerażona bólem, który zaraz może wstąpić we mnie.
Ale już dość bolało.
Zrobiłam pierwsze trzy cięcia na nadgarstku, potem jedno na udzie. Uśmiechnęłam sie czując przyjemny i kojący ból. Ból który ukoił mnie na chwilę.
Zrobiło mi się słabo.
Przez kolejne dni myślałam, chodziłam cała zakryta ubraniami, by nikt nie zauważył świeżych ran. Nie ćwiczyłam na wuefach. Tłumaczyłam mój smutek złym samopoczuciem.
A po lekcjach jak najprędzej pędziłam pod starą podstawówkę, by wtulić się w ramiona jego. Tego chłopaka, który był takim samym bohaterem, jak i 1D. Julek zawsze mnie rozśmieszał, co prawda nie wiedział o moich problemach, ale wiedział, że coś jest nie tak.
Nie, nie kochałam go. Był moim przyjacielem.
Robiłam wszystko, by zakryć przy nim mój ból.
Ale ja nadal nienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego ciała, a gdy patrzałam w lustro, chciało mi się wymiotować. Gdy się kąpałam odwracałam wzrok w inną stronę, lub zamykałam oczy.
A moje nadgarstki były ciągle czerwone.
-
Znów usiadłam w kącie i zatraciłam się w muzyce. Te ich głosy, ich chrypka, ich solówki. Dlaczego to było takie piękne?
I dlaczego musiałam się z tym ukrywać?
Dlaczego, byłam taka słaba?
Tylko oni od tamtego czasu mogli mnie rozbawić, oni mówili, że jestem księżniczką, że jestem piękna, oni byli moimi bohaterami.
Dlaczego?
Bo dzięki nim, i dla nich jeszcze żyję.
-
jezu bez sensu\
Miało wyjść inaczej
Aha, i to jest cała prawda o mnie. Cała ja, nic nie zmyśliłam.
niedziela, 15 września 2013
Zayn
Dotknęłam jego czarnych jak noc piór. Przejechałam po nich opuszkami palców. Nadal nie dowierzając pociągnęłam za jedno z nich. Mulat wzdrygnął się po czym delikatnie złapał za moje nadgarstki.
-Proszę, nie ciągnij. - wyszeptał.
-Przepraszam. - speszyłam się i ponownie przejechałam palcami po długości wielkich skrzydeł. - to.. to niesamowite.. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-To było zbyt trudne.. bałem się i nie mogłem dopuścić by ktoś inny się o tym dowiedział. - mówił cicho.
-W takim razie dlaczego mi powiedziałeś? - zapytałam nadal podziwiając jego skrzydła.
-Ufam Ci. - szepnął odwracając się do mnie. - i bardzo cię kocham.
-Ja Ciebie też. - podniosłam się na palcach i złożyłam głęboki pocałunek na jego ustach.
Wtuliłam się w nagi tors Zayn'a. On objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-Popatrz, zorza. - pokazał palcem na kolorowe niebo. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się szeroko. - masz ochotę zobaczyć ją bliżej?
-Na prawdę? - spojrzałam mu w oczy a ten uśmiechnął się i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zachichotałam splatając dłonie na jego karku.
Wlecieliśmy w kolorową mgłę. Z każdej strony widoczny był inny kolor, a na nich migotały lekko światełka. Mulat wziął moją rękę i włożył do niebieskiej mgiełki. Zacisnął ją tak jakbym coś trzymała i wyciągnął.
-Masz tą buteleczkę na łańcuszku przy sobie? - zapytał.
-Wiedziałam że nie dajesz mi jej bez powodu. - zaśmiałam się i sięgnęłam drugą ręką po naszyjnik do spodni. Podałam mu ją, a ten pociągnął za korek. Ponownie chwycił moją rękę i przyłożył mi do ust. Wcisnął palec pomiędzy moje palce tak, że utworzyła się dziurka. Otwór buteleczki odwrócił na koniec dziurki. Wyglądało to tak, jakbym chciała nadmuchać butelkę przez rękę.
-Dmuchnij lekko. - rozkazał, a jego oczy zaświeciły się.
Wypełniłam jego polecenie i lekko dmuchnęłam, wypełniając pojemniczek niebieską mgłą. Mulat szybko wziął ja i zakręcił butelkę.
-Teraz nie denerwuj się tylko złap mnie za ręce - powiedział i chwycił moje dłonie. Zdenerwowana i z obawą że spadnę z wysokości kilometra wysokości na ziemię, próbowałam się wykręcić z jego dłoni i złapać za kark. - mówiłem nie denerwuj się. Wiem co robię.
Zaufałam mu i chwyciłam jego ręce. Poczułam jak unoszę się nad ziemią trzymając Mulata teraz tylko za jedną rękę. Po chwili ją puścił. Spojrzałam w dół. Unosiłam się sama, bez niczyjej pomocy w powietrzu między zorzą polarną.
-Odwróć się - szepnął mi do ucha lekko się uśmiechając. - sama.
Zrobiłam to. Poruszyłam się latając!
Zayn odchylił moje włosy i położył buteleczkę na mojej klatce piersiowej. Łańcuszek zapiął, by buteleczka mogła swobodnie wisieć na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i ponownie odwróciłam do Mulata.
-Jak to zrobiłeś? - zapytałam patrząc w dół. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho i zamknął mnie w uścisku.
-To magia. - szepnął mi do ucha - magia naszej miłości. Tylko ona pozwala mi na takie rzeczy. Gdy Anioł nie ma swojej ukochanej i nie jest kochany, nie może robić takich rzeczy. Ja spróbowałem i udało się.. To znaczy że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spojrzałam na jego pełne usta. Mulat zauważył to i wpił się mocno w moje wargi. Delikatnie przejechał językiem po moim uzębieniu. Kilka razy przygryzł moją wargę i pociągnął. Zachichotałam gdy ponownie tak zrobił.
Zayn zleciał na dół. Dotknęłam stopami mokrej trawy, nadal całując chłopaka. Jego delikatne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze i przypominały o tym że jestem tylko jego.
-Mój aniele. - szepnął mi wprost do ust.
-Wiem, że się nie zgodzisz, ale proszę. Zmień mnie. Wiem, że możesz, nie jestem głupia. - powiedziałam speszona. Mulat westchnął głośno.
-To boli. - szepnął bezgłośnie. - nie chcę cię skrzywdzić.
-Jestem w stanie cierpieć, by zostać z tobą na zawsze. Wiem, że jesteś nieśmiertelny - nalegałam. - proszę.
Ciemny wyciągnął ze swoich czarnych spodni zwykłą, lekarską strzykawkę i pobrał sobie krew. Czarna ciesz wpływała do przeźroczystego pojemniczka. Zdenerwowana nastawiłam rękę. Mulat przyłożył igłę do mojego przedramienia i delikatnie wbił strzykawkę w moją skórę. Przymknął lekko oczy i odepchnął mnie, tak że poleciałam na ziemię. Przy okazji wstrzyknął krew i wyciągnął igłę.
Uderzyłam ciałem o mokrą trawę. Na chwilę straciłam panowanie nad ciałem i przestałam widzieć oraz słyszeć. Leżałam bezwładnie na ziemi czekając na moją przemianę.
Przeszył mnie zimny, bolący dreszcz po całym ciele. Wykrzywiłam się odzyskując panowanie nad ciałem oraz straconymi przed chwilą zmysłami. Mulat stał odwrócony do mnie tyłem by nie widzieć mojego cierpienia które zapewne zaraz nastąpi.
Znów ten ból, tylko o cztery razy mocniejszy. Jakby ktoś rozerwało moje ciało na pół. Krzyknęłam głośno, a po moim policzku spłynęła łza.
Poczułam jak powoli unoszę się w powietrzu.
Na plecach zaczęły mi wychodzić pojedyncze pióra, a zaraz całe skrzydła. W tym momencie wygięłam się w łuk i krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Opadłam na ziemię z głośnym hukiem.
Mulat podszedł do mnie i złapał za dłonie po czym delikatnie pocałował w czoło.
-
-Teraz rozłóż skrzydła i pochyl się! - krzyczał z dołu przepaści. Ja wykonałam jego polecenie i wzięłam rozbieg. Skoczyłam z urwiska. Ciepły wiatr zalał moją twarz. Prawie straciłam równowagę, ale po chwili odzyskałam ją, gdy Mulat złapał mnie za dłonie. - jeszcze dużo pracy przed nami.
-Mamy aż całą wieczność. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam do siebie chłopaka, smakując jego ciepłych warg.
-
Eww <3 jezu ale krótkie
-Proszę, nie ciągnij. - wyszeptał.
-Przepraszam. - speszyłam się i ponownie przejechałam palcami po długości wielkich skrzydeł. - to.. to niesamowite.. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-To było zbyt trudne.. bałem się i nie mogłem dopuścić by ktoś inny się o tym dowiedział. - mówił cicho.
-W takim razie dlaczego mi powiedziałeś? - zapytałam nadal podziwiając jego skrzydła.
-Ufam Ci. - szepnął odwracając się do mnie. - i bardzo cię kocham.
-Ja Ciebie też. - podniosłam się na palcach i złożyłam głęboki pocałunek na jego ustach.
Wtuliłam się w nagi tors Zayn'a. On objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-Popatrz, zorza. - pokazał palcem na kolorowe niebo. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się szeroko. - masz ochotę zobaczyć ją bliżej?
-Na prawdę? - spojrzałam mu w oczy a ten uśmiechnął się i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zachichotałam splatając dłonie na jego karku.
Wlecieliśmy w kolorową mgłę. Z każdej strony widoczny był inny kolor, a na nich migotały lekko światełka. Mulat wziął moją rękę i włożył do niebieskiej mgiełki. Zacisnął ją tak jakbym coś trzymała i wyciągnął.
-Masz tą buteleczkę na łańcuszku przy sobie? - zapytał.
-Wiedziałam że nie dajesz mi jej bez powodu. - zaśmiałam się i sięgnęłam drugą ręką po naszyjnik do spodni. Podałam mu ją, a ten pociągnął za korek. Ponownie chwycił moją rękę i przyłożył mi do ust. Wcisnął palec pomiędzy moje palce tak, że utworzyła się dziurka. Otwór buteleczki odwrócił na koniec dziurki. Wyglądało to tak, jakbym chciała nadmuchać butelkę przez rękę.
-Dmuchnij lekko. - rozkazał, a jego oczy zaświeciły się.
Wypełniłam jego polecenie i lekko dmuchnęłam, wypełniając pojemniczek niebieską mgłą. Mulat szybko wziął ja i zakręcił butelkę.
-Teraz nie denerwuj się tylko złap mnie za ręce - powiedział i chwycił moje dłonie. Zdenerwowana i z obawą że spadnę z wysokości kilometra wysokości na ziemię, próbowałam się wykręcić z jego dłoni i złapać za kark. - mówiłem nie denerwuj się. Wiem co robię.
Zaufałam mu i chwyciłam jego ręce. Poczułam jak unoszę się nad ziemią trzymając Mulata teraz tylko za jedną rękę. Po chwili ją puścił. Spojrzałam w dół. Unosiłam się sama, bez niczyjej pomocy w powietrzu między zorzą polarną.
-Odwróć się - szepnął mi do ucha lekko się uśmiechając. - sama.
Zrobiłam to. Poruszyłam się latając!
Zayn odchylił moje włosy i położył buteleczkę na mojej klatce piersiowej. Łańcuszek zapiął, by buteleczka mogła swobodnie wisieć na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i ponownie odwróciłam do Mulata.
-Jak to zrobiłeś? - zapytałam patrząc w dół. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho i zamknął mnie w uścisku.
-To magia. - szepnął mi do ucha - magia naszej miłości. Tylko ona pozwala mi na takie rzeczy. Gdy Anioł nie ma swojej ukochanej i nie jest kochany, nie może robić takich rzeczy. Ja spróbowałem i udało się.. To znaczy że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spojrzałam na jego pełne usta. Mulat zauważył to i wpił się mocno w moje wargi. Delikatnie przejechał językiem po moim uzębieniu. Kilka razy przygryzł moją wargę i pociągnął. Zachichotałam gdy ponownie tak zrobił.
Zayn zleciał na dół. Dotknęłam stopami mokrej trawy, nadal całując chłopaka. Jego delikatne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze i przypominały o tym że jestem tylko jego.
-Mój aniele. - szepnął mi wprost do ust.
-Wiem, że się nie zgodzisz, ale proszę. Zmień mnie. Wiem, że możesz, nie jestem głupia. - powiedziałam speszona. Mulat westchnął głośno.
-To boli. - szepnął bezgłośnie. - nie chcę cię skrzywdzić.
-Jestem w stanie cierpieć, by zostać z tobą na zawsze. Wiem, że jesteś nieśmiertelny - nalegałam. - proszę.
Ciemny wyciągnął ze swoich czarnych spodni zwykłą, lekarską strzykawkę i pobrał sobie krew. Czarna ciesz wpływała do przeźroczystego pojemniczka. Zdenerwowana nastawiłam rękę. Mulat przyłożył igłę do mojego przedramienia i delikatnie wbił strzykawkę w moją skórę. Przymknął lekko oczy i odepchnął mnie, tak że poleciałam na ziemię. Przy okazji wstrzyknął krew i wyciągnął igłę.
Uderzyłam ciałem o mokrą trawę. Na chwilę straciłam panowanie nad ciałem i przestałam widzieć oraz słyszeć. Leżałam bezwładnie na ziemi czekając na moją przemianę.
Przeszył mnie zimny, bolący dreszcz po całym ciele. Wykrzywiłam się odzyskując panowanie nad ciałem oraz straconymi przed chwilą zmysłami. Mulat stał odwrócony do mnie tyłem by nie widzieć mojego cierpienia które zapewne zaraz nastąpi.
Znów ten ból, tylko o cztery razy mocniejszy. Jakby ktoś rozerwało moje ciało na pół. Krzyknęłam głośno, a po moim policzku spłynęła łza.
Poczułam jak powoli unoszę się w powietrzu.
Na plecach zaczęły mi wychodzić pojedyncze pióra, a zaraz całe skrzydła. W tym momencie wygięłam się w łuk i krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Opadłam na ziemię z głośnym hukiem.
Mulat podszedł do mnie i złapał za dłonie po czym delikatnie pocałował w czoło.
-
-Teraz rozłóż skrzydła i pochyl się! - krzyczał z dołu przepaści. Ja wykonałam jego polecenie i wzięłam rozbieg. Skoczyłam z urwiska. Ciepły wiatr zalał moją twarz. Prawie straciłam równowagę, ale po chwili odzyskałam ją, gdy Mulat złapał mnie za dłonie. - jeszcze dużo pracy przed nami.
-Mamy aż całą wieczność. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam do siebie chłopaka, smakując jego ciepłych warg.
-
Eww <3 jezu ale krótkie
czwartek, 5 września 2013
Niall
"Chciałabym powiedzieć, że próbowaliśmy
Chciałabym zrzucić całą winę na życie
Może po prostu nie byliśmy odpowiedni?
Ale to kłamstwo
To kłamstwo
I możemy zaprzeczać tak długo jak chcemy
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
-Niall, to musi się skończyć. - powiedziałam do blondyna który właśnie oglądał telewizję. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, po prostu zamarł w ruchu. - ciągle się kłócimy, nie spędzamy razem czasu..
Wstał i podszedł do mnie. Jego dłonie spoczęły na moich gołych ramionach i ścisnęły je mocno.
-O czym ty mówisz? - wymamrotał zadziwiony.
-Niall, wiesz, że Cię kocham. Ale może zrobimy sobie przerwę? Może nie jesteśmy sobie pisani.. - mówiłam patrząc mu w oczy. Spuścił wzrok i westchnął cicho po czym rozluźnił uścisk.
-Może masz rację. - szepnął puszczając mnie. - zróbmy sobie przerwę.
-Żegnaj. - spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam z jego domu.
Gdy już byłam za furtką, zaglądnęłam za siebie. Stał w tym samym miejscu i przeczesywał nerwowo włosy. Po chwili usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach.
Ze łzami w oczach opuściłam posesję blondyna i skierowałam się do domu.
Do pustego domu.
"Bo prędzej czy później
Będziemy się zastanawiać dlaczego się poddaliśmy.
Prawda jest wszystkim znana
Prawie, prawie nigdy nie wystarczy
Tak blisko do bycia zakochanym
Gdybym wiedziała, że mnie chciałeś
Tak samo jak ja chciałam ciebie
Może nie bylibyśmy dwoma oddzielnymi światami
Lecz bylibyśmy w swoich własnych ramionach"
Mijały godziny,dni, miesiące.
A ja nadal siedziałam w swoim domu i czekałam. Czekałam aż zadzwoni i powie, że mnie kocha.
Może ja powinnam to zrobić?
Chwyciłam swoją komórę i spojrzałam na wyświetlacz. Na tapecie miałam nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnęłam się do siebie, ścierając z polika pojedynczą łzę.Wybrałam numer do Irlandczyka.
-Niall? - zapytałam ochryple.
-Cześć, tu Niall. Jeśli to ważne, to zostaw wiadomość po sygnale. - odezwała się sekretarka, po chwili w słuchawce rozbrzmiał piskliwy dźwięk i cisza.
-Wiem że mnie słyszysz, Niall. Wiedz, że nadal coś do ciebie czuję. Nadal mam cię w sercu. Może twoje uczucie wygasło, ale moje nie. Nie wiem co z nami będzie. Czy to na prawdę koniec? - zapytałam cicho łkając. Odczekałam jeszcze chwilę, by później móc się rozłączyć.
To już czwarty miesiąc bez niego. Straciłam nadzieję.
*Perspektywa Nialla*
"Gdybym mógł zmienić świat w ciągu nocy
To nie istniałoby coś takiego jak pożegnanie
Stałabyś tam gdzie powinnaś
A my dostalibyśmy szansę na jaką zasługujemy, oh
Próbuj zaprzeczać ile chcesz
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
Od paru miesięcy nie mam kontaktu z [t.i]. Dzwoniła ale nie odebrałem. Stchórzyłem. Jak dzieciak.
Czy ja ją kocham? Czy kocham ją tak bardzo by z nią być?
Nie wiem.
Gubię się.
Chciałem zadzwonić, porozmawiać. Ale ja nie umiałem. Gdybym usłyszał jej barwy głos, załamałbym się. Po prostu opadłbym na dno. Tak bardzo się boję, że na tym się kończy nasza historia.
Przecież ja ją kocham, więc dlaczego jej nie zatrzymałem? Dlaczego puściłem ją wolno?
Bo chcę by była szczęśliwa.
*Perspektywa [t.i]*
To już rok.
Cały rok bez niego, nie mogę zapomnieć. Jego oczu, uśmiechu, głosu. Nie mogę z nim być, skoro on tego nie chce.
Nadal nie dzwonił. Nawet aby się pożegnać.
Nie mam już nadziei.
Gdybym go spotkała, nie wiem co by się stało. Rzuciłabym mu się w ramiona z płaczem, czy może wpatrywałabym się w niego. I zapytała "Dlaczego?".
Dlaczego go już nie ma?
Może już znalazł sobie kogoś, z kim jest szczęśliwy. Nie mogę go zmusić, skoro mnie nie kocha, prawda?
Tak w ogóle czym jest miłość?
"I prawie, prawie wiedzieliśmy czym była miłość
Ale prawie nigdy nie wystarczy"
-
Piosenka : Ariana Grande - Almost Is Never Enough (feat. Nathan Sykes).
Chciałabym zrzucić całą winę na życie
Może po prostu nie byliśmy odpowiedni?
Ale to kłamstwo
To kłamstwo
I możemy zaprzeczać tak długo jak chcemy
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
-Niall, to musi się skończyć. - powiedziałam do blondyna który właśnie oglądał telewizję. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, po prostu zamarł w ruchu. - ciągle się kłócimy, nie spędzamy razem czasu..
Wstał i podszedł do mnie. Jego dłonie spoczęły na moich gołych ramionach i ścisnęły je mocno.
-O czym ty mówisz? - wymamrotał zadziwiony.
-Niall, wiesz, że Cię kocham. Ale może zrobimy sobie przerwę? Może nie jesteśmy sobie pisani.. - mówiłam patrząc mu w oczy. Spuścił wzrok i westchnął cicho po czym rozluźnił uścisk.
-Może masz rację. - szepnął puszczając mnie. - zróbmy sobie przerwę.
-Żegnaj. - spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam z jego domu.
Gdy już byłam za furtką, zaglądnęłam za siebie. Stał w tym samym miejscu i przeczesywał nerwowo włosy. Po chwili usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach.
Ze łzami w oczach opuściłam posesję blondyna i skierowałam się do domu.
Do pustego domu.
"Bo prędzej czy później
Będziemy się zastanawiać dlaczego się poddaliśmy.
Prawda jest wszystkim znana
Prawie, prawie nigdy nie wystarczy
Tak blisko do bycia zakochanym
Gdybym wiedziała, że mnie chciałeś
Tak samo jak ja chciałam ciebie
Może nie bylibyśmy dwoma oddzielnymi światami
Lecz bylibyśmy w swoich własnych ramionach"
Mijały godziny,dni, miesiące.
A ja nadal siedziałam w swoim domu i czekałam. Czekałam aż zadzwoni i powie, że mnie kocha.
Może ja powinnam to zrobić?
Chwyciłam swoją komórę i spojrzałam na wyświetlacz. Na tapecie miałam nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnęłam się do siebie, ścierając z polika pojedynczą łzę.Wybrałam numer do Irlandczyka.
-Niall? - zapytałam ochryple.
-Cześć, tu Niall. Jeśli to ważne, to zostaw wiadomość po sygnale. - odezwała się sekretarka, po chwili w słuchawce rozbrzmiał piskliwy dźwięk i cisza.
-Wiem że mnie słyszysz, Niall. Wiedz, że nadal coś do ciebie czuję. Nadal mam cię w sercu. Może twoje uczucie wygasło, ale moje nie. Nie wiem co z nami będzie. Czy to na prawdę koniec? - zapytałam cicho łkając. Odczekałam jeszcze chwilę, by później móc się rozłączyć.
To już czwarty miesiąc bez niego. Straciłam nadzieję.
*Perspektywa Nialla*
"Gdybym mógł zmienić świat w ciągu nocy
To nie istniałoby coś takiego jak pożegnanie
Stałabyś tam gdzie powinnaś
A my dostalibyśmy szansę na jaką zasługujemy, oh
Próbuj zaprzeczać ile chcesz
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
Od paru miesięcy nie mam kontaktu z [t.i]. Dzwoniła ale nie odebrałem. Stchórzyłem. Jak dzieciak.
Czy ja ją kocham? Czy kocham ją tak bardzo by z nią być?
Nie wiem.
Gubię się.
Chciałem zadzwonić, porozmawiać. Ale ja nie umiałem. Gdybym usłyszał jej barwy głos, załamałbym się. Po prostu opadłbym na dno. Tak bardzo się boję, że na tym się kończy nasza historia.
Przecież ja ją kocham, więc dlaczego jej nie zatrzymałem? Dlaczego puściłem ją wolno?
Bo chcę by była szczęśliwa.
*Perspektywa [t.i]*
To już rok.
Cały rok bez niego, nie mogę zapomnieć. Jego oczu, uśmiechu, głosu. Nie mogę z nim być, skoro on tego nie chce.
Nadal nie dzwonił. Nawet aby się pożegnać.
Nie mam już nadziei.
Gdybym go spotkała, nie wiem co by się stało. Rzuciłabym mu się w ramiona z płaczem, czy może wpatrywałabym się w niego. I zapytała "Dlaczego?".
Dlaczego go już nie ma?
Może już znalazł sobie kogoś, z kim jest szczęśliwy. Nie mogę go zmusić, skoro mnie nie kocha, prawda?
Tak w ogóle czym jest miłość?
"I prawie, prawie wiedzieliśmy czym była miłość
Ale prawie nigdy nie wystarczy"
-
Piosenka : Ariana Grande - Almost Is Never Enough (feat. Nathan Sykes).
środa, 4 września 2013
Louis.
-To jest Eleanor. - te trzy słowa zdołały zawalić mój cały świat.
Przede mną stała wysoka, brunetka o nagannej urodzie. Wachlarz rzęs wesoło poruszało się wraz z mrugnięciem jej oka. Idealnie chude nogi, nie za chude, ani za grube, w legginsach kolorze khaki wydawały się najpiękniejszymi na świecie. Biała, prześwitująca koszula bez rękawów opadała na jej górną część ciała. Rozpuszczone, lokowane włosy rozwiewał lekki wiaterek. A uśmiech.. jej tak okropnie śliczny uśmiech.
-Miło mi cię poznać, [T.I]. - odezwała się podając mi swoją idealną dłoń. Uścisnęłam ją lekko, odwzajemniając lekko uśmiech.
-Mi też. - mruknęłam fałszywie zadowolona. - szczęścia. - powiedziałam do szatyna.
On wiedział. Wiedział, że ja go bezgranicznie kocham. Powiedziałam mu to rok temu, ale chyba zdążył zapomnieć. Nie odwzajemniał tego. Nadal byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi. Lecz moje uczucie nie malało.
A teraz przyprowadza swoją nową dziewczynę do mnie.
W oczach zebrało mi się trochę łez. Odwróciłam wzrok na dół, udając że szukam czegoś w swojej torbie. Gdy ciecz zdążyła wyschnąć znów powróciłam do trzymającej się za ręce pary.
-Muszę iść. - powiedziałam w końcu, ponieważ zbierało mi się na kolejną falę łez.
-Coś się stało? - zapytał z troską, obejmując mnie jednym ramieniem.
-Do zobaczenia. - szepnęłam do niego odchodząc powoli. Nie odpowiedziałam mu, nie umiałam kłamać. A szczególnie Louisa.
Gdy się obejrzałam, dalej stał patrząc na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Były zdziwione i smutne. Eleanor pociągnęła go za rękę, przez co orzeźwiał i uśmiechnął się do niej lekko. Gdy już odchodzili w przeciwną stronę, ponownie się obejrzał, ale już tam mnie nie było.
-
-Cześć, [t.i] - odebrałam połączenie od szatyna.
Westchnęłam.
-Hej, Lou. - mruknęłam ściskając bardziej telefon.
-Miałabyś ochotę wyjść dzisiaj ze mną do klubu? - zapytał, a mnie wpełzł uśmieszek na twarz - i z El?
Automatycznie przygryzłam wargę, by łzy nie popłynęły z moich oczu.
-Nie mogę, Louis. - powiedziałam bez żadnego uczucia. - przepraszam.
Gdy już miałam przerwać połączenie usłyszałam jak coś mówi.
-Co zrobiłem.. ?- najwidoczniej powiedział to do siebie, bo od razu rozłączył się.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i przetarłam skronie palcami. Nie płacz, [t.i].
A potem do wieczora wypłakiwałam się w poduszkę.
A potem dalej go kochałam.
-
Na drugi dzień obudziłam się zakopana w białej pościeli. Gdy się podniosłam, by usiąść zobaczyłam jego. Siedział po turecku na moim łóżku, wpatrując się we mnie. Jego oczy były zmęczone, a uśmiech jakby wyblakł.
Spojrzałam w lustro za nim. Moje czerwone policzki idealnie współgrały z rozmazanym tuszem na nich. Westchnęłam i znów popatrzyłam na szatyna.
-Płakałaś. - stwierdził.
-Co tu robisz? - lekko podenerwowana zapytałam. Spuścił wzrok na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
-Siedzę. Dzwoniłem do ciebie, więc postanowiłem przyjść.
-I wkraść się do mojego mieszkania? - zapytałam ironicznie, na co on jeszcze bardziej posmutniał. - Louis, nie powinieneś tu przychodzić.
-Co zrobiłem? - zapytał po chwili, wpatrując się w moje oczy. - czy zraniłem Cię? Oszukałem? Coś innego?
-Louis, proszę idź stąd. - powiedziałam, by znów nie zobaczył jak płaczę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko. - mówił spokojnie, ale smutno. - wiesz, od pewnego czasu, czuję, że już nie jest jak dawniej. Oddaliliśmy się od siebie, chociaż zapewniałaś mnie że jest w porządku. Ale ja już nie umiem patrzeć na to wszystko. Czuję, że coś się dzieje, a ty mi nie chcesz powiedzieć.
-Lou..
-Jesteś moją przyjaciółką? - przerwał mi, patrząc w moje oczy.
-Zawsze nią będę. - szepnęłam.
-To w takim razie co się dzieje? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam moimi załzawionymi oczami na jego idealną twarz. Zauważył to i zmarszczył brwi, zdenerwowany. Ścisnął mnie jeszcze bardziej i przysunął się bliżej.
-Kocham Cię, Lou. Nie mogę znieść tego, że ona jest z tobą, nie mogę znieść, że chociaż wiedziałeś, że cię kocham to i tak z nią przyszedłeś. Poznałam ją, i nie mogę zaakceptować tego, że ona jest tak idealna i szczęśliwa z tobą. - wygadałam się, po czym gwałtownie zabrałam powietrza. On patrzył na mnie pustym wzrokiem. - cieszysz się, że ci powiedziałam? Przecież przyjaciele sobie wszystko mówią, prawda? - mówiłam lekko uśmiechając się. - Lou, proszę. Idź, bądź szczęśliwy. Eleanor czeka.
-[T.I].. - wymamrotał, ale ja pokazałam gestem ręki by się uciszył.
-Proszę, Louis. Idź. - patrzałam przestrzeń. Czułam jak łzy wypalają dziury w moich oczach.
Pocałował mnie lekko w usta i podniósł się z mojego łóżka.
-Kocham Cię, [t.i]. Uwierz mi, nie wiesz jak bardzo. Nie mogę z tobą być. Nie mogę, bo..
-Jesteś szczęśliwy z El. - dokończyłam za niego. Kątem oka zobaczyłam jak kręci głową.
-Bo oni mi nie pozwalają. - wyszeptał po czym podszedł do drzwi mojego pokoju - żegnaj, [t.i].
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie, prawie płacząc. Wygrzebałam się z pościeli i szybkim krokiem podeszłam do niego.
Wpiłam się w jego różane wargi. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc mnie w talii i przyciskając do ściany.
-Żegnaj, Lou. - szepnęłam, a potem wyszedł. Trzasnął drzwiami.
Wyszedł, a ja wiedziałam, że na zawsze.
Opadłam na ziemię, gorzko płacząc. Nie opanowując krzyków złapałam się za włosy i na kolanach, rzucałam się jak małe dziecko.
*Pięć lat później*
Byłam w moim mieszkaniu, na moim łóżku, w którym dokładnie pięć lat temu, Louis zostawił mnie, zapewniając że mnie kocha.
Przeglądałam album ze starymi zdjęciami, gdy jeszcze zadawałam się z pięknym szatynem.
Mam dwadzieścia trzy lata, jestem samotna, jedynie moje serce jest zajęte przez tego idiotę, który nawet nie zadzwonił. Nie odezwał się.
Tak, ja nadal go kocham.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i spojrzałam na zegarek. Dostawca spóźnił się o minutę, więc mam darmową pizze!
Z lekkim uśmiechem podążyłam do drzwi i szeroko otwarłam je. Nie patrząc kto stoi w drzwiach, wyciągnęłam pieniądze i wystawiłam rękę.
-Niech pan weźmie, jako taki napiwek. - zachichotałam, grzebiąc jeszcze w drugiej kieszeni w poszukiwaniu drobniaków.
-Napiwek? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zachichotał i złapał mnie za dłoń czule. - nie chcę twoich pieniędzy, chcę Ciebie.
Otwarłam oczy zszokowana. Wypuściłam pieniądze z ręki gdy zobaczyłam, że osoba w futrynie drzwi, to nie dostawca.
-Louis? - zapytałam, jakbym nie była pewna. Uśmiechnął się tym wspaniałym uśmiechem i wpadł mi w ramiona.
-Tak bardzo tęskniłem. - wyszeptał, tuląc się do mnie. - przepraszam Cię.
-To ja tęskniłam. - zaciągnęłam się zapachem Louisa. Podniosłam wzrok, a nasze oczy spotkały się. - masz brodę.
-Minęło dużo czasu. W końcu to już dwadzieścia sześć lat. - uśmiechnął się.
-Zmieniłeś się. - szepnęłam. Pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Jedno się nie zmieniło. - odsunął się kilka centymetrów ode mnie. - nadal cię kocham.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam w usta namiętnie. Oplótł moje biodra, swoimi dłoniami i uśmiechnął się przez pocałunek.
To jest chyba sen.
Niemożliwe?
A jednak.
-
Jak mam doła to mi lepiej wychodzą imaginy.......nie nic.
Przede mną stała wysoka, brunetka o nagannej urodzie. Wachlarz rzęs wesoło poruszało się wraz z mrugnięciem jej oka. Idealnie chude nogi, nie za chude, ani za grube, w legginsach kolorze khaki wydawały się najpiękniejszymi na świecie. Biała, prześwitująca koszula bez rękawów opadała na jej górną część ciała. Rozpuszczone, lokowane włosy rozwiewał lekki wiaterek. A uśmiech.. jej tak okropnie śliczny uśmiech.
-Miło mi cię poznać, [T.I]. - odezwała się podając mi swoją idealną dłoń. Uścisnęłam ją lekko, odwzajemniając lekko uśmiech.
-Mi też. - mruknęłam fałszywie zadowolona. - szczęścia. - powiedziałam do szatyna.
On wiedział. Wiedział, że ja go bezgranicznie kocham. Powiedziałam mu to rok temu, ale chyba zdążył zapomnieć. Nie odwzajemniał tego. Nadal byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi. Lecz moje uczucie nie malało.
A teraz przyprowadza swoją nową dziewczynę do mnie.
W oczach zebrało mi się trochę łez. Odwróciłam wzrok na dół, udając że szukam czegoś w swojej torbie. Gdy ciecz zdążyła wyschnąć znów powróciłam do trzymającej się za ręce pary.
-Muszę iść. - powiedziałam w końcu, ponieważ zbierało mi się na kolejną falę łez.
-Coś się stało? - zapytał z troską, obejmując mnie jednym ramieniem.
-Do zobaczenia. - szepnęłam do niego odchodząc powoli. Nie odpowiedziałam mu, nie umiałam kłamać. A szczególnie Louisa.
Gdy się obejrzałam, dalej stał patrząc na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Były zdziwione i smutne. Eleanor pociągnęła go za rękę, przez co orzeźwiał i uśmiechnął się do niej lekko. Gdy już odchodzili w przeciwną stronę, ponownie się obejrzał, ale już tam mnie nie było.
-
-Cześć, [t.i] - odebrałam połączenie od szatyna.
Westchnęłam.
-Hej, Lou. - mruknęłam ściskając bardziej telefon.
-Miałabyś ochotę wyjść dzisiaj ze mną do klubu? - zapytał, a mnie wpełzł uśmieszek na twarz - i z El?
Automatycznie przygryzłam wargę, by łzy nie popłynęły z moich oczu.
-Nie mogę, Louis. - powiedziałam bez żadnego uczucia. - przepraszam.
Gdy już miałam przerwać połączenie usłyszałam jak coś mówi.
-Co zrobiłem.. ?- najwidoczniej powiedział to do siebie, bo od razu rozłączył się.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i przetarłam skronie palcami. Nie płacz, [t.i].
A potem do wieczora wypłakiwałam się w poduszkę.
A potem dalej go kochałam.
-
Na drugi dzień obudziłam się zakopana w białej pościeli. Gdy się podniosłam, by usiąść zobaczyłam jego. Siedział po turecku na moim łóżku, wpatrując się we mnie. Jego oczy były zmęczone, a uśmiech jakby wyblakł.
Spojrzałam w lustro za nim. Moje czerwone policzki idealnie współgrały z rozmazanym tuszem na nich. Westchnęłam i znów popatrzyłam na szatyna.
-Płakałaś. - stwierdził.
-Co tu robisz? - lekko podenerwowana zapytałam. Spuścił wzrok na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
-Siedzę. Dzwoniłem do ciebie, więc postanowiłem przyjść.
-I wkraść się do mojego mieszkania? - zapytałam ironicznie, na co on jeszcze bardziej posmutniał. - Louis, nie powinieneś tu przychodzić.
-Co zrobiłem? - zapytał po chwili, wpatrując się w moje oczy. - czy zraniłem Cię? Oszukałem? Coś innego?
-Louis, proszę idź stąd. - powiedziałam, by znów nie zobaczył jak płaczę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko. - mówił spokojnie, ale smutno. - wiesz, od pewnego czasu, czuję, że już nie jest jak dawniej. Oddaliliśmy się od siebie, chociaż zapewniałaś mnie że jest w porządku. Ale ja już nie umiem patrzeć na to wszystko. Czuję, że coś się dzieje, a ty mi nie chcesz powiedzieć.
-Lou..
-Jesteś moją przyjaciółką? - przerwał mi, patrząc w moje oczy.
-Zawsze nią będę. - szepnęłam.
-To w takim razie co się dzieje? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam moimi załzawionymi oczami na jego idealną twarz. Zauważył to i zmarszczył brwi, zdenerwowany. Ścisnął mnie jeszcze bardziej i przysunął się bliżej.
-Kocham Cię, Lou. Nie mogę znieść tego, że ona jest z tobą, nie mogę znieść, że chociaż wiedziałeś, że cię kocham to i tak z nią przyszedłeś. Poznałam ją, i nie mogę zaakceptować tego, że ona jest tak idealna i szczęśliwa z tobą. - wygadałam się, po czym gwałtownie zabrałam powietrza. On patrzył na mnie pustym wzrokiem. - cieszysz się, że ci powiedziałam? Przecież przyjaciele sobie wszystko mówią, prawda? - mówiłam lekko uśmiechając się. - Lou, proszę. Idź, bądź szczęśliwy. Eleanor czeka.
-[T.I].. - wymamrotał, ale ja pokazałam gestem ręki by się uciszył.
-Proszę, Louis. Idź. - patrzałam przestrzeń. Czułam jak łzy wypalają dziury w moich oczach.
Pocałował mnie lekko w usta i podniósł się z mojego łóżka.
-Kocham Cię, [t.i]. Uwierz mi, nie wiesz jak bardzo. Nie mogę z tobą być. Nie mogę, bo..
-Jesteś szczęśliwy z El. - dokończyłam za niego. Kątem oka zobaczyłam jak kręci głową.
-Bo oni mi nie pozwalają. - wyszeptał po czym podszedł do drzwi mojego pokoju - żegnaj, [t.i].
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie, prawie płacząc. Wygrzebałam się z pościeli i szybkim krokiem podeszłam do niego.
Wpiłam się w jego różane wargi. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc mnie w talii i przyciskając do ściany.
-Żegnaj, Lou. - szepnęłam, a potem wyszedł. Trzasnął drzwiami.
Wyszedł, a ja wiedziałam, że na zawsze.
Opadłam na ziemię, gorzko płacząc. Nie opanowując krzyków złapałam się za włosy i na kolanach, rzucałam się jak małe dziecko.
*Pięć lat później*
Byłam w moim mieszkaniu, na moim łóżku, w którym dokładnie pięć lat temu, Louis zostawił mnie, zapewniając że mnie kocha.
Przeglądałam album ze starymi zdjęciami, gdy jeszcze zadawałam się z pięknym szatynem.
Mam dwadzieścia trzy lata, jestem samotna, jedynie moje serce jest zajęte przez tego idiotę, który nawet nie zadzwonił. Nie odezwał się.
Tak, ja nadal go kocham.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i spojrzałam na zegarek. Dostawca spóźnił się o minutę, więc mam darmową pizze!
Z lekkim uśmiechem podążyłam do drzwi i szeroko otwarłam je. Nie patrząc kto stoi w drzwiach, wyciągnęłam pieniądze i wystawiłam rękę.
-Niech pan weźmie, jako taki napiwek. - zachichotałam, grzebiąc jeszcze w drugiej kieszeni w poszukiwaniu drobniaków.
-Napiwek? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zachichotał i złapał mnie za dłoń czule. - nie chcę twoich pieniędzy, chcę Ciebie.
Otwarłam oczy zszokowana. Wypuściłam pieniądze z ręki gdy zobaczyłam, że osoba w futrynie drzwi, to nie dostawca.
-Louis? - zapytałam, jakbym nie była pewna. Uśmiechnął się tym wspaniałym uśmiechem i wpadł mi w ramiona.
-Tak bardzo tęskniłem. - wyszeptał, tuląc się do mnie. - przepraszam Cię.
-To ja tęskniłam. - zaciągnęłam się zapachem Louisa. Podniosłam wzrok, a nasze oczy spotkały się. - masz brodę.
-Minęło dużo czasu. W końcu to już dwadzieścia sześć lat. - uśmiechnął się.
-Zmieniłeś się. - szepnęłam. Pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Jedno się nie zmieniło. - odsunął się kilka centymetrów ode mnie. - nadal cię kocham.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam w usta namiętnie. Oplótł moje biodra, swoimi dłoniami i uśmiechnął się przez pocałunek.
To jest chyba sen.
Niemożliwe?
A jednak.
-
Jak mam doła to mi lepiej wychodzą imaginy.......nie nic.
sobota, 31 sierpnia 2013
Harry
Czas : Nie ma One Direction.
-
-Kochanie? - Harry wszedł do kuchni. Wytarłam ręce w szmatkę i odwróciłam się do chłopaka. Patrzył na mnie ze smutkiem.
-Coś się stało? - zapytałam marszcząc brwi.
-Czy.. czy ty mnie kochasz? - zapytał.
-Oczywiście że tak, dlaczego pytasz? - zdziwiłam się.
-Ja ciebie też, skarbie. - szepnął. - ale muzę ci coś wyznać.
Bicie mojego serca przyśpieszyło o trzy razy szybciej.
-Hm? - spojrzałam w jego oczy, które tym razem łzawiły. - czemu płaczesz?
-Zdradziłem cię.
To był cios prosto w serce, z dodatkiem uderzenia w twarz. Nie, to nie może być prawda.
-To jeden z tych żartów? - zapytałam próbując się uśmiechnąć. - to było kiepskie.
Pokręcił głową przecząco. Jego twarz zbledła, a oczy podpuchły od łez. Pokręciłam głową, nie dowierzając. Moje oczy powędrowały na dłonie którymi ściskałam koszulkę chłopaka.
Nie, nie mogę się rozpłakać.
A jednak. Kilka łez popłynęło po moich policzkach jak małe strumyki.
-Zrozumiem jeśli odejdziesz. - szepnął - jestem świnią. Nie będę Cię zatrzymywać.
-Owszem, jesteś świnią. I owszem, będziesz mnie zatrzymywać, bo prawdziwy facet, który kocha, musi walczyć o ukochaną osobę. Chyba, że już mnie nie kochasz? - mówiłam spokojnie, łkając co chwilę.
-Kocham Cię ponad życie, [t.i]. - powiedział cicho, swoim ochrypłym głosem.
Dostał w twarz z całej siły. W te uderzenie wdałam swoją całą siłę, wściekłość i ból, jaką czułam.
Brunet odsunął się kilka kroków w tył i złapał za obolałe miejsce. W tym czasie ominęłam go i pobiegłam na górę. Niestety dogonił mnie i złapał za biodra, tak że wpadłam w jego silne ramiona.
-Czyli będę walczył. - mruknął mi do ucha gdy wyrywałam się by pobiec do naszej sypialni.
-Nienawidzę Cię! - krzyknęłam biegnąc jak najszybciej.
Wpadłam do pokoju od razu zrzucając z szafy wielką walizkę. Otwarłam szafę by wyciągnąć z niej ubrania.
A potem wyniosłam się, może i na zawsze?
-
Zapukałam do potężnych, dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi. Poczułam jak w moim żołądku wiruje. Może się wycofać? Jest jeszcze szansa!
W tym samym momencie gdy chciałam już odejść, drzwi otwarły się. Styles, we własnej osobie stał i wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Był wychudzony, miał wory pod oczami, a włosy były rozczochrane. Jego dresowe spodnie, spadły by mu gdyby nie ciasno zawiązany sznureczek. Koszulka, była zbyt duża, żeby była jego. A może rzeczywiście, aż tak schudł?
-W czymś mogę pomóc? - odezwał się ochryple, jak kiedyś, tak, że w moich oczach pojawiły się łzy. - moich rodziców nie ma.
Nie zauważył mnie?
-Ja.. - po tym słowie podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Wymalowane zaskoczenie na jego twarzy można było rozpoznać z daleka. - ja do Ciebie..
-[T.I].. - szepnął, a jego telefon upadł na marmurową posadzkę roztrzaskując się na kawałki. - ja.. co ty... jak to..?
-Wiesz, jeśli nie chcesz, żebym tu była mogę sobie iść.. - pokazałam kciukiem moje auto.
-W-wejdź. - nadal wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył największy skarb, istniejący na świecie. Otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. W holu pokazał gestem abym weszła do salonu. Szedł od razu za mną, i czułam jak ilustruje mnie wzrokiem.
Przystanęłam przy fotelu. Powoli zbliżył się do mnie. Nawet jeśli dużo schudł, to i tak był nadal wyższy o mnie o głowę. Popatrzył mi w oczy i dotknął mojego policzka. Przymknęłam oczy, ale zaraz potem opanował się i osunął o kilka kroków.
-Ja.. ja przepraszam. - wymamrotał pod nosem nie patrząc na mnie. - tak bardzo przepraszam. - przeczesał palcami zwoje włosy.
-Ej, Harry. - powiedziałam zbliżając się do loczkowatego. - spokojnie.
-Po prostu bardzo tęskniłem. Tak bardzo. - przytulił się do mnie mocno. - przez te dwa lata myślałem tylko o tobie. Nie mogłem przestać się obwiniać o to co zrobiłem, chciałem po prostu umrzeć.
-Hazz.. - szepnęłam. - jestem tu i cię kocham, jasne?
Pocałował mnie. Jego spierzchnięte i zimne usta przycisnęły się do moich warg. Poczułam zniecierpliwienie, namiętność i smutek. Odwzajemniłam pieszczotę, wplątując palce w jego włosy.
Dwudziestolatek objął mnie swoimi ramionami i ponownie przytulił. Tym razem mocniej.
-Poczekaj chwilę, dobrze? - zapytał.
-Pewnie. - uśmiechnęłam się lekko.
Brunet pobiegł na górę zwinnym krokiem. Nie czekałam długo, bo zszedł szybko i wrócił do salonu.
Uklęknął przede mną na dwóch kolanach i wyciągnął z dresów małe pudełeczko.
-Czekałem całe dwa lata. Dwa lata, by cię tylko zapytać o jedna rzecz. - zaczął. - wiem, że to nie jest romantyczne miejsce, ani ja nie jestem odpowiednio ubrany, ale muszę to zrobić. [T.I], byliśmy razem trzy lata, a potem ja zrobiłem, coś czego nie powinienem. Bardzo, ale to bardzo tego żałuję. Myślałem o tym bardzo dużo podczas, tej "przerwy". Ale chcę żebyś wiedziała, że cię kocham i zamierzam walczyć o ciebie. Nawet jeśli nie będę musiał. - zachichotałam cicho, a on się uśmiechnął pokazując dołeczki - no więc zadam ci to jedno pytanie, a ty masz na nie odpowiedzieć "tak", bo inaczej pójdę się zabić,pociąć, skoczyć z mostu lub utopić, czy Bóg wie co. A więc.. [T.I], wyjdziesz za mnie?
Przetarłam oczy, ponieważ obraz klęczącego Harry'ego zasłaniały mi łzy. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam za obie dłonie.
-Tak, Harry. - szepnęłam a on uśmiechnął się jeszcze szerzej i wstał. Na palec nałożył mi pierścionek po czym bardzo mocno pocałował.
-Teraz mogę umrzeć. - spojrzał w górę rozkładając ręce szeroko - dzięki ci Boże!
-Harry uspokój się! - krzyknęłam chichocząc.
-Nigdy. - szepnął po czym ponownie zatopił się w moich ustach.
-
HAHAHHAAHHAHAAHAHH XDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Nie no beka
-
-Kochanie? - Harry wszedł do kuchni. Wytarłam ręce w szmatkę i odwróciłam się do chłopaka. Patrzył na mnie ze smutkiem.
-Coś się stało? - zapytałam marszcząc brwi.
-Czy.. czy ty mnie kochasz? - zapytał.
-Oczywiście że tak, dlaczego pytasz? - zdziwiłam się.
-Ja ciebie też, skarbie. - szepnął. - ale muzę ci coś wyznać.
Bicie mojego serca przyśpieszyło o trzy razy szybciej.
-Hm? - spojrzałam w jego oczy, które tym razem łzawiły. - czemu płaczesz?
-Zdradziłem cię.
To był cios prosto w serce, z dodatkiem uderzenia w twarz. Nie, to nie może być prawda.
-To jeden z tych żartów? - zapytałam próbując się uśmiechnąć. - to było kiepskie.
Pokręcił głową przecząco. Jego twarz zbledła, a oczy podpuchły od łez. Pokręciłam głową, nie dowierzając. Moje oczy powędrowały na dłonie którymi ściskałam koszulkę chłopaka.
Nie, nie mogę się rozpłakać.
A jednak. Kilka łez popłynęło po moich policzkach jak małe strumyki.
-Zrozumiem jeśli odejdziesz. - szepnął - jestem świnią. Nie będę Cię zatrzymywać.
-Owszem, jesteś świnią. I owszem, będziesz mnie zatrzymywać, bo prawdziwy facet, który kocha, musi walczyć o ukochaną osobę. Chyba, że już mnie nie kochasz? - mówiłam spokojnie, łkając co chwilę.
-Kocham Cię ponad życie, [t.i]. - powiedział cicho, swoim ochrypłym głosem.
Dostał w twarz z całej siły. W te uderzenie wdałam swoją całą siłę, wściekłość i ból, jaką czułam.
Brunet odsunął się kilka kroków w tył i złapał za obolałe miejsce. W tym czasie ominęłam go i pobiegłam na górę. Niestety dogonił mnie i złapał za biodra, tak że wpadłam w jego silne ramiona.
-Czyli będę walczył. - mruknął mi do ucha gdy wyrywałam się by pobiec do naszej sypialni.
-Nienawidzę Cię! - krzyknęłam biegnąc jak najszybciej.
Wpadłam do pokoju od razu zrzucając z szafy wielką walizkę. Otwarłam szafę by wyciągnąć z niej ubrania.
A potem wyniosłam się, może i na zawsze?
-
Zapukałam do potężnych, dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi. Poczułam jak w moim żołądku wiruje. Może się wycofać? Jest jeszcze szansa!
W tym samym momencie gdy chciałam już odejść, drzwi otwarły się. Styles, we własnej osobie stał i wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Był wychudzony, miał wory pod oczami, a włosy były rozczochrane. Jego dresowe spodnie, spadły by mu gdyby nie ciasno zawiązany sznureczek. Koszulka, była zbyt duża, żeby była jego. A może rzeczywiście, aż tak schudł?
-W czymś mogę pomóc? - odezwał się ochryple, jak kiedyś, tak, że w moich oczach pojawiły się łzy. - moich rodziców nie ma.
Nie zauważył mnie?
-Ja.. - po tym słowie podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Wymalowane zaskoczenie na jego twarzy można było rozpoznać z daleka. - ja do Ciebie..
-[T.I].. - szepnął, a jego telefon upadł na marmurową posadzkę roztrzaskując się na kawałki. - ja.. co ty... jak to..?
-Wiesz, jeśli nie chcesz, żebym tu była mogę sobie iść.. - pokazałam kciukiem moje auto.
-W-wejdź. - nadal wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył największy skarb, istniejący na świecie. Otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. W holu pokazał gestem abym weszła do salonu. Szedł od razu za mną, i czułam jak ilustruje mnie wzrokiem.
Przystanęłam przy fotelu. Powoli zbliżył się do mnie. Nawet jeśli dużo schudł, to i tak był nadal wyższy o mnie o głowę. Popatrzył mi w oczy i dotknął mojego policzka. Przymknęłam oczy, ale zaraz potem opanował się i osunął o kilka kroków.
-Ja.. ja przepraszam. - wymamrotał pod nosem nie patrząc na mnie. - tak bardzo przepraszam. - przeczesał palcami zwoje włosy.
-Ej, Harry. - powiedziałam zbliżając się do loczkowatego. - spokojnie.
-Po prostu bardzo tęskniłem. Tak bardzo. - przytulił się do mnie mocno. - przez te dwa lata myślałem tylko o tobie. Nie mogłem przestać się obwiniać o to co zrobiłem, chciałem po prostu umrzeć.
-Hazz.. - szepnęłam. - jestem tu i cię kocham, jasne?
Pocałował mnie. Jego spierzchnięte i zimne usta przycisnęły się do moich warg. Poczułam zniecierpliwienie, namiętność i smutek. Odwzajemniłam pieszczotę, wplątując palce w jego włosy.
Dwudziestolatek objął mnie swoimi ramionami i ponownie przytulił. Tym razem mocniej.
-Poczekaj chwilę, dobrze? - zapytał.
-Pewnie. - uśmiechnęłam się lekko.
Brunet pobiegł na górę zwinnym krokiem. Nie czekałam długo, bo zszedł szybko i wrócił do salonu.
Uklęknął przede mną na dwóch kolanach i wyciągnął z dresów małe pudełeczko.
-Czekałem całe dwa lata. Dwa lata, by cię tylko zapytać o jedna rzecz. - zaczął. - wiem, że to nie jest romantyczne miejsce, ani ja nie jestem odpowiednio ubrany, ale muszę to zrobić. [T.I], byliśmy razem trzy lata, a potem ja zrobiłem, coś czego nie powinienem. Bardzo, ale to bardzo tego żałuję. Myślałem o tym bardzo dużo podczas, tej "przerwy". Ale chcę żebyś wiedziała, że cię kocham i zamierzam walczyć o ciebie. Nawet jeśli nie będę musiał. - zachichotałam cicho, a on się uśmiechnął pokazując dołeczki - no więc zadam ci to jedno pytanie, a ty masz na nie odpowiedzieć "tak", bo inaczej pójdę się zabić,pociąć, skoczyć z mostu lub utopić, czy Bóg wie co. A więc.. [T.I], wyjdziesz za mnie?
Przetarłam oczy, ponieważ obraz klęczącego Harry'ego zasłaniały mi łzy. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam za obie dłonie.
-Tak, Harry. - szepnęłam a on uśmiechnął się jeszcze szerzej i wstał. Na palec nałożył mi pierścionek po czym bardzo mocno pocałował.
-Teraz mogę umrzeć. - spojrzał w górę rozkładając ręce szeroko - dzięki ci Boże!
-Harry uspokój się! - krzyknęłam chichocząc.
-Nigdy. - szepnął po czym ponownie zatopił się w moich ustach.
-
HAHAHHAAHHAHAAHAHH XDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Nie no beka
sobota, 24 sierpnia 2013
Zerrie&[T.I]
Leżałam na kanapie wpatrując się w wieczorne wydanie wiadomości. Młody mężczyzna koło 25 lat mówił z entuzjazmem o najnowszych plotkach i skandalach. Między innymi że Demi Lovato wydała nową płytę, lub Taylor Swift ma nowego chłopaka. Prychnęłam gdy na ekranie wyświetliło się zdjęcie pary trzymającej się za ręce i uśmiechającej wesoło. Chwyciłam pilot i podgłośniłam dźwięk.
-"Zayn Malik oraz Perrie Edwards zaręczyli się! 18 sierpnia, członek słynnego boysbandu oświadczył się jednej z wokalistek Little Mix, mianowicie Perrie...! " - zaledwie dwa zdania doprowadziły mnie do szału. Rzuciłam pilotem wprost w środek ekranu, przez co telewizor odchylił się do tyłu i uderzył o ścianę. Wstałam gwałtownie na nogi i chwyciłam moją skórzaną kurtkę, by po chwili móc wyjść i trzasnąć drzwiami tak głośno, że cała ulica zdołałaby to usłyszeć.
Nałożyłam skórzany materiał na ramiona i ruszyłam głośno szlochając do parku.
-"Przecież ja Cię kocham. Obiecuję że będziemy razem na zawsze. Kocham cię, skarbie, już niedługo.." - przedrzeźniałam Zayn'a głośno. Staruszek koło którego przechodziłam spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja to po prostu zignorowałam. Przeszłam dalej, spoglądając na swoje buty. Nie zważając na to czy ktoś się na mnie gapi czy nie, wybuchłam głośniejszym płaczem i usiadłam na pobliskiej ławce.
Mój telefon zadzwonił. Mając nadzieję, że to jednak nie chłopak, odebrałam.
-Słucham? - otarłam rękawem oczy odzywając się.
-Kochanie? Gdzie jesteś? - mówił zmartwiony na co ja prychnęłam głośno. Zaśmiałam się gorzko, a dopiero po minucie odważyłam się coś powiedzieć.
-Jak najdalej od ciebie, i niech tak pozostanie. - szepnęłam, by nie zdradzić, że płacze.
-Co się stało? - poczułam jak przechodzi mnie fala złości.
-Gratuluję nowej Narzeczonej. - wysyczałam dławiąc się łzami.
-Daj mi wytłumaczyć.. - mówił niewyraźnie, na co ja rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do fontanny.
"Nie, wrócę tam, i się pogodzimy, prawda?" - mówiłam do siebie w myślach.Co ja wygaduje? Wysiliłam się na gorzki uśmiech. Prychnęłam i spacerkiem wróciłam do domu. Jestem silna.
Wbiegłam po marmurowych schodkach i pchnęłam klamkę drzwi. Były otwarte, jak zawsze. Lekko uśmiechając się trzasnęłam głośno drzwiami, a kurtkę rzuciłam na małą szafeczkę.
Podniosłam głowę i ujrzałam Mulata. Patrzył na mnie tymi czekoladowymi tęczówkami, wyrażały ból i zdziwienie. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, a w nim poczułam jego. Zayna Malika, który pachniał jak wanilia z dodatkiem czekolady.
Zamachnęłam się prawą dłonią i uderzyłam z całej siły w jego policzek. Złapał się za obolałe miejsce, odskakując do tyłu.
-No to kiedy ślub? - mówiłam nisko i zdecydowanie, co do mnie nie pasowało. Malik spojrzał na mnie i chciał dotknąć mojej dłoni, ale gdy zmroziłam go wzrokiem od razu się wycofał. Zaśmiałam się głośno, z nutką bólu. - a ja cię tak kochałam... - szepnęłam gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-To nie moja wina że mam takich menagerów! - krzyknął na co przeszedł mnie dreszcz. - jesteś dla mnie najważniejsza, zrozum że muszę z nią być! Muszę to robić, ale za rok będzie inaczej! Przyrzekam Ci. - ostatnie twa słowa wyszeptał prawie bezgłośnie. - pamiętasz gdy zabrałem Cię nad te małe jeziorko, przy skałach? Tylko ty i ja o nim wiemy. Pamiętasz jak mówiłem Ci, że cię kocham? To były najszczersze dwa słowa jakie wypowiedziałem w życiu. - chwycił moje dłonie i pocałował czule w palce.
-Ja.. - nie wiedziałam co powiedzieć, po prostu westchnęłam i wtuliłam się w Mulata. Głośno zapłakałam w jego koszulkę. - nie chcę cię z nią widzieć. Nie znoszę tego widoku, nie znoszę jak na nią patrzysz. To mnie boli, Zayn. - mówiłam cicho. Pogłaskał mnie po włosach i ucałował w czoło.
-Cii... będziemy szczęśliwi, nie wezmę z nią ślubu. Obiecuję Ci, że uciekniemy, daleko. Bardzo daleko. - uspakajał mnie. A ja mu uwierzyłam, ponownie.
--
-...haha, pamiętasz jak Perrie przyszła do nas i wykrzyczała że mnie zniszczy? A jaka była czerwona - wspominał Zayn . Śmiałam się w niebo głosy. - tak bardzo się cieszę że jesteśmy razem.
-Ja też się cieszę. - mruknęłam całując jego polik. Poprawiłam moją białą suknię i uśmiechnęłam się szeroko. - Albo jak Liam rzucił w ciebie ciastem. - prychnęłam zabawnie i roześmiałam się, a Mulat z udawaną złością odwrócił się w stronę okna karetki pogotowia. Zachichotałam i ścisnęłam jego rękę.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam patrząc na jego obandażowaną nogę.
-Nie ma to jak złamać nogę w dzień ślubu, trzeba mieć szczęście. - prychnął, na co wybuchnęłam śmiechem.
-Możemy to powtórzyć. - zaproponowałam. On spiorunował mnie wzrokiem. - Znaczy ślub! -zachichotałam, a ten uśmiechnął się krzywo i syknął.
-Bardzo źle wygląda? - zapytał. Automatycznie zerknęłam na złamanie. Skrzywiłam się i uśmiechnęłam pocieszająco, co nie było przekonujące.
-Nie martw się. - ścisnęłam bardziej jego dłoń.
-Jesteś przy mnie, o nic nie muszę się martwić. - czule pogłaskał moje kłykcie - no chyba że całym pokojem wypełnionym gośćmi którzy czekają aż zacznie się ślub. Ale to tak mniej. - pokazał drugą ręką odległość dwóch centymetrów między kciukiem i palcem wskazującym.
Zachichotałam i pocałowałam go czule. Jak najczulej.
-
KOCHAM ZERRIE I NIE MIAŁAM ZAMARU TU OBRAŻAĆ TEJ PARY, ALE PRZYSZEDŁ MI POMYSŁ.
KOCHAM ZERRIE.
PS, KOCHAM ZERRIE C:
-"Zayn Malik oraz Perrie Edwards zaręczyli się! 18 sierpnia, członek słynnego boysbandu oświadczył się jednej z wokalistek Little Mix, mianowicie Perrie...! " - zaledwie dwa zdania doprowadziły mnie do szału. Rzuciłam pilotem wprost w środek ekranu, przez co telewizor odchylił się do tyłu i uderzył o ścianę. Wstałam gwałtownie na nogi i chwyciłam moją skórzaną kurtkę, by po chwili móc wyjść i trzasnąć drzwiami tak głośno, że cała ulica zdołałaby to usłyszeć.
Nałożyłam skórzany materiał na ramiona i ruszyłam głośno szlochając do parku.
-"Przecież ja Cię kocham. Obiecuję że będziemy razem na zawsze. Kocham cię, skarbie, już niedługo.." - przedrzeźniałam Zayn'a głośno. Staruszek koło którego przechodziłam spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja to po prostu zignorowałam. Przeszłam dalej, spoglądając na swoje buty. Nie zważając na to czy ktoś się na mnie gapi czy nie, wybuchłam głośniejszym płaczem i usiadłam na pobliskiej ławce.
Mój telefon zadzwonił. Mając nadzieję, że to jednak nie chłopak, odebrałam.
-Słucham? - otarłam rękawem oczy odzywając się.
-Kochanie? Gdzie jesteś? - mówił zmartwiony na co ja prychnęłam głośno. Zaśmiałam się gorzko, a dopiero po minucie odważyłam się coś powiedzieć.
-Jak najdalej od ciebie, i niech tak pozostanie. - szepnęłam, by nie zdradzić, że płacze.
-Co się stało? - poczułam jak przechodzi mnie fala złości.
-Gratuluję nowej Narzeczonej. - wysyczałam dławiąc się łzami.
-Daj mi wytłumaczyć.. - mówił niewyraźnie, na co ja rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do fontanny.
"Nie, wrócę tam, i się pogodzimy, prawda?" - mówiłam do siebie w myślach.Co ja wygaduje? Wysiliłam się na gorzki uśmiech. Prychnęłam i spacerkiem wróciłam do domu. Jestem silna.
Wbiegłam po marmurowych schodkach i pchnęłam klamkę drzwi. Były otwarte, jak zawsze. Lekko uśmiechając się trzasnęłam głośno drzwiami, a kurtkę rzuciłam na małą szafeczkę.
Podniosłam głowę i ujrzałam Mulata. Patrzył na mnie tymi czekoladowymi tęczówkami, wyrażały ból i zdziwienie. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, a w nim poczułam jego. Zayna Malika, który pachniał jak wanilia z dodatkiem czekolady.
Zamachnęłam się prawą dłonią i uderzyłam z całej siły w jego policzek. Złapał się za obolałe miejsce, odskakując do tyłu.
-No to kiedy ślub? - mówiłam nisko i zdecydowanie, co do mnie nie pasowało. Malik spojrzał na mnie i chciał dotknąć mojej dłoni, ale gdy zmroziłam go wzrokiem od razu się wycofał. Zaśmiałam się głośno, z nutką bólu. - a ja cię tak kochałam... - szepnęłam gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-To nie moja wina że mam takich menagerów! - krzyknął na co przeszedł mnie dreszcz. - jesteś dla mnie najważniejsza, zrozum że muszę z nią być! Muszę to robić, ale za rok będzie inaczej! Przyrzekam Ci. - ostatnie twa słowa wyszeptał prawie bezgłośnie. - pamiętasz gdy zabrałem Cię nad te małe jeziorko, przy skałach? Tylko ty i ja o nim wiemy. Pamiętasz jak mówiłem Ci, że cię kocham? To były najszczersze dwa słowa jakie wypowiedziałem w życiu. - chwycił moje dłonie i pocałował czule w palce.
-Ja.. - nie wiedziałam co powiedzieć, po prostu westchnęłam i wtuliłam się w Mulata. Głośno zapłakałam w jego koszulkę. - nie chcę cię z nią widzieć. Nie znoszę tego widoku, nie znoszę jak na nią patrzysz. To mnie boli, Zayn. - mówiłam cicho. Pogłaskał mnie po włosach i ucałował w czoło.
-Cii... będziemy szczęśliwi, nie wezmę z nią ślubu. Obiecuję Ci, że uciekniemy, daleko. Bardzo daleko. - uspakajał mnie. A ja mu uwierzyłam, ponownie.
--
-...haha, pamiętasz jak Perrie przyszła do nas i wykrzyczała że mnie zniszczy? A jaka była czerwona - wspominał Zayn . Śmiałam się w niebo głosy. - tak bardzo się cieszę że jesteśmy razem.
-Ja też się cieszę. - mruknęłam całując jego polik. Poprawiłam moją białą suknię i uśmiechnęłam się szeroko. - Albo jak Liam rzucił w ciebie ciastem. - prychnęłam zabawnie i roześmiałam się, a Mulat z udawaną złością odwrócił się w stronę okna karetki pogotowia. Zachichotałam i ścisnęłam jego rękę.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam patrząc na jego obandażowaną nogę.
-Nie ma to jak złamać nogę w dzień ślubu, trzeba mieć szczęście. - prychnął, na co wybuchnęłam śmiechem.
-Możemy to powtórzyć. - zaproponowałam. On spiorunował mnie wzrokiem. - Znaczy ślub! -zachichotałam, a ten uśmiechnął się krzywo i syknął.
-Bardzo źle wygląda? - zapytał. Automatycznie zerknęłam na złamanie. Skrzywiłam się i uśmiechnęłam pocieszająco, co nie było przekonujące.
-Nie martw się. - ścisnęłam bardziej jego dłoń.
-Jesteś przy mnie, o nic nie muszę się martwić. - czule pogłaskał moje kłykcie - no chyba że całym pokojem wypełnionym gośćmi którzy czekają aż zacznie się ślub. Ale to tak mniej. - pokazał drugą ręką odległość dwóch centymetrów między kciukiem i palcem wskazującym.
Zachichotałam i pocałowałam go czule. Jak najczulej.
-
KOCHAM ZERRIE I NIE MIAŁAM ZAMARU TU OBRAŻAĆ TEJ PARY, ALE PRZYSZEDŁ MI POMYSŁ.
KOCHAM ZERRIE.
PS, KOCHAM ZERRIE C:
Marcel cz.2
-Może to chodzi o mój wygląd? Chciałaś znów zmieszać mnie z błotem, a jak zauważyłaś mnie "innego" to postanowiłaś się pobawić? - zapytałem nie patrząc na nią.
-Nie mów tak. Zakochałam się w twoim charakterze, w twoim uśmiechu i oczach. Byłeś miły i zawsze mogłam na ciebie liczyć..
-A ja zakochałem się w tobie za to że byłaś zawsze, za twoje oczy i słodki uśmiech. Mogłaś mnie rozbawiać zwykłym słowem, a potem tak nagle zmieniłaś się. I odeszłaś. - podniosłem się z fotela - czas na ciebie, poza tym powinnaś być w szkole.
-Marcel.. proszę wybacz mi. - wymamrotała podchodząc do mnie niebezpiecznie blisko - tak się za tobą stęskniłam. Proszę, potrzebuję cię.
-Nawet nie wiesz jak ja bardzo, ciebie. - wyszeptałem jej do ucha, a ona niepewnie wtuliła się w mój tors. Czułem jak łzy [T.I] spływają z mojego brzucha. Tak mi jej brakowało.
-Nadal tak samo pachniesz. Pachniesz Marcelem. - uśmiechnęła się i ponownie przytuliła.
-Ty nadal jesteś tak samo piękna. - pocałowałem ją w czoło przymykając oczy. - idź do szkoły, jutro będę.
-Na pewno? - zapytała.
-Na pewno. - potwierdziłem z niewidocznym uśmiechem. - ale przyjdę jako Marcel kujon.
-Kocham obydwojgu. - na jej policzkach zawitały wesołe dołeczki.
-Nie mów NIKOMU o Marcelu w tatuażach. Proszę. - poprosiłem cicho dając nacisk na słowo "nikomu" a on pokiwała głową twierdząco - idź już.
Puściłem ją, a ona mnie. Przez chwilę patrzeliśmy w swoje oczy. Wiedziałem czego chce. Nachyliłem się lekko i musnąłem jej usta. Ona przycisnęła mnie do siebie pogłębiając przy tym pocałunek. Rozszerzyła wargi, a mój język wślizgnął się do jej ust. Czule muskaliśmy swoje wargi. Skończyliśmy ten cudowny pocałunek głośniejszym mlaśnięciem. Cmoknąłem ją ostatni raz czuje w usta, a ona wyszła.
*-T.I-*
Tak bardzo żałowałam, że zraniłam Marcela. Ja głupia udawałam że go nienawidzę, a kochałam go ponad życie. Było mi okropnie z tą świadomością że go zostawiłam, a co gorsza w takim momencie.
Gdy wyszłam z jego domu od razu dotknęłam swoich ust. Próbowałam przypomnieć sobie pocałunek z przed chwili. Marcel tak cudownie całuje. Mogłabym zrobić wszystko, by tylko był ze mną i dawał mi takie pocałunki codziennie.
Wbiegłam szczęśliwa do szkoły. Z uśmiechem na twarzy witałam moich kolegów i koleżanki. Czułam motyle w brzuchu, a moje policzki zalały rumieńce.
-Ej, co ty taka szczęśliwa? - przywitałam się z moją przyjaciółką.
-Aa.. bo ja.. poznałam kogoś. - uśmiechnęłam się słodko a ona zachichotała.- taki jeden, nie znasz.
-Mmm.. a przystojny? - poruszyła brwiami.
-Nie wiesz jak bardzo.. Ma takie piękne, zielone oczy i dołeczki w policzkach. Brązowe włosy i niesamowite ciało... - rozmarzyłam się.
-A jak ma na imię? - tego pytania się najbardziej bałam.
-Ymm...
-Marcel. - ktoś objął mnie od tyłu. Odskoczyłam i odwróciłam się do chłopaka. Zobaczyłam duże okulary i porządnie ułożone włosy. - cześć.
-On?! - oburzyła się - ten kujon ?! Nieudacznik?!
Marcel od razu spuścił wzrok smutny a ja przytuliłam go mocno. Musnęłam ustami jego polik, a po chwili pocałowałam czule. Uśmiechnęłam się przez gorący całus. On objął mnie w talii i przycisnął do szafki. Gdy oderwałam się od chłopaka, ujrzałam kilkadziesiąt twarzy którzy otaczali nas z każdej strony.
-Chodzisz z tym przydupasem? - krzyknął jeden chłopak. Spojrzałam na speszonego Marcela. Splotłam nasze dłonie i spojrzałam na nastolatków.
-Z moim przydupasem. - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. - Marcel jest wspaniałym i przystojnym chłopakiem. Kocham go, słyszycie?
Oczy bruneta zaświeciły. Kąciki ust podniosły się ku górze, ukazując przy tym dołeczki w policzkach.
-Przystojnym? - prychnęła moja przyjaciółka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - puściłam oczko brunetowi. On uśmiechnął się i zdjął swoje okulary.
*Marcel*
Wróciłem z [T.I] do mojego domu. Cały czas trzymaliśmy się za ręce! Chociaż wszyscy śmiali się z dziewczyny i ją oczerniali ona nie wyrzekła się mnie. Byłem taki szczęśliwy!
Gdy doszliśmy do mojego domu, rudowłosa mi coś zaproponowała.
-Marcel, mam pomysł. Ale obiecaj że się zgodzisz. - złapała mnie za obie ręce i ze słodką minką mówiła.
-No nie wiem.. - zawahałem się przez chwilę - okej.
-Kupię ci..
-Nie nic mi nie kupujesz! - sprzeciwiłem się od razu. Ona przewróciła oczami i puściła mnie. - sam sobie kupię.
-Nowe ubrania. - powiedziała, po czym spuściła wzrok na ziemię. - nie, że mi się nie podobasz w tych ubraniach, bo niezależnie od czegokolwiek jesteś przystojny, ale może niech w szkole zobaczą jakie z ciebie ciacho!? No proszę! - błagała mnie z uśmiechem.
-No nie wiem.. ja.. nie wiem czy mi starczy.. - podrapałem się w kark. - poczekaj.
Cmoknąłem ją w usta i pobiegłem do mojej mamy do kuchni. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie.
-Mamo.. mam prośbę. Ale głupio mi prosić. - mówiłem cicho.
-Synku, powiedz mi. - poprosiła a ja wziąłem głęboki oddech.
-Potrzebuję pieniędzy. Trochę więcej niż zawsze.. - potarłem czoło ze zdenerwowania.
-Czterysta starczy? - zapytała wyciągając portfel. - proszę.
-Ale mamo.. ja.. skąd ty to..
-Nie martw się i bierz. - uśmiechnęła się czule, a ja pocałowałem ją w polik i pobiegłem z powrotem do [t.i].
-A więc? - zapytałem wchodząc do mojego pokoju. Ona odwróciła się do mnie.
-Czas na zakupy. - mruknęła złączając nasze dłonie.
-
-Marcel, nie poznaję cię. - mama szepnęła zszokowana widząc mnie w czarnej koszulce, ciemnych, zwężanych jeansach z luźnym krokiem i białych trampkach. Moje włosy nie były już starannie ułożone, loczki odskakiwały na różne strony. - a gdzie okulary?
-Soczewki. - wskazałem na oczy a ta jeszcze bardziej otwarła buzię z zaskoczenia.
-Jaki z ciebie przystojniak. - przyznała [T.I] dotykając mojej dłoni. - prawda proszę pani?
-Jak najbardziej. - nadal była oszołomiona.
-Idę do szkoły, mamo. - powiedziałem splatając moją dłoń z dłonią mojej dziewczyny. Uśmiechnąłem się do niej i razem ruszyliśmy do szkoły.
Wciągnąłem powietrze i wszedłem do budynku. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Zdecydowanym krokiem szedłem przy boku brązowookiej. Widać było, że uczniowie są zaskoczeni moim wyglądem. Może trzeba było od razu zmienić mój strój? Chyba tak.
Znów poczułem smak jej malinowych warg. Delikatnie muskałem jej usta, ale też zdecydowanie. Wszyscy patrzeli się na mnie zszokowani.
Przycisnąłem ją do szafki, a mój język wszedł do jej ust. Przymknąłem oczy by rozkoszować się smakiem jej warg. Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do pieszczoty.
-Kocham cię, Marcel. - wyszeptała gdy przytulałem ją do siebie.
-Ja ciebie też, [T.I]. - pocałowałem ją w czoło.
-
chuyowe, wiem że was zawiodłam bo trz tygodnie nic nie dodawałam ale miałam.. parę spraw. Przepraszam.
Gdy wyszłam z jego domu od razu dotknęłam swoich ust. Próbowałam przypomnieć sobie pocałunek z przed chwili. Marcel tak cudownie całuje. Mogłabym zrobić wszystko, by tylko był ze mną i dawał mi takie pocałunki codziennie.
Wbiegłam szczęśliwa do szkoły. Z uśmiechem na twarzy witałam moich kolegów i koleżanki. Czułam motyle w brzuchu, a moje policzki zalały rumieńce.
-Ej, co ty taka szczęśliwa? - przywitałam się z moją przyjaciółką.
-Aa.. bo ja.. poznałam kogoś. - uśmiechnęłam się słodko a ona zachichotała.- taki jeden, nie znasz.
-Mmm.. a przystojny? - poruszyła brwiami.
-Nie wiesz jak bardzo.. Ma takie piękne, zielone oczy i dołeczki w policzkach. Brązowe włosy i niesamowite ciało... - rozmarzyłam się.
-A jak ma na imię? - tego pytania się najbardziej bałam.
-Ymm...
-Marcel. - ktoś objął mnie od tyłu. Odskoczyłam i odwróciłam się do chłopaka. Zobaczyłam duże okulary i porządnie ułożone włosy. - cześć.
-On?! - oburzyła się - ten kujon ?! Nieudacznik?!
Marcel od razu spuścił wzrok smutny a ja przytuliłam go mocno. Musnęłam ustami jego polik, a po chwili pocałowałam czule. Uśmiechnęłam się przez gorący całus. On objął mnie w talii i przycisnął do szafki. Gdy oderwałam się od chłopaka, ujrzałam kilkadziesiąt twarzy którzy otaczali nas z każdej strony.
-Chodzisz z tym przydupasem? - krzyknął jeden chłopak. Spojrzałam na speszonego Marcela. Splotłam nasze dłonie i spojrzałam na nastolatków.
-Z moim przydupasem. - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. - Marcel jest wspaniałym i przystojnym chłopakiem. Kocham go, słyszycie?
Oczy bruneta zaświeciły. Kąciki ust podniosły się ku górze, ukazując przy tym dołeczki w policzkach.
-Przystojnym? - prychnęła moja przyjaciółka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - puściłam oczko brunetowi. On uśmiechnął się i zdjął swoje okulary.
*Marcel*
Wróciłem z [T.I] do mojego domu. Cały czas trzymaliśmy się za ręce! Chociaż wszyscy śmiali się z dziewczyny i ją oczerniali ona nie wyrzekła się mnie. Byłem taki szczęśliwy!
Gdy doszliśmy do mojego domu, rudowłosa mi coś zaproponowała.
-Marcel, mam pomysł. Ale obiecaj że się zgodzisz. - złapała mnie za obie ręce i ze słodką minką mówiła.
-No nie wiem.. - zawahałem się przez chwilę - okej.
-Kupię ci..
-Nie nic mi nie kupujesz! - sprzeciwiłem się od razu. Ona przewróciła oczami i puściła mnie. - sam sobie kupię.
-Nowe ubrania. - powiedziała, po czym spuściła wzrok na ziemię. - nie, że mi się nie podobasz w tych ubraniach, bo niezależnie od czegokolwiek jesteś przystojny, ale może niech w szkole zobaczą jakie z ciebie ciacho!? No proszę! - błagała mnie z uśmiechem.
-No nie wiem.. ja.. nie wiem czy mi starczy.. - podrapałem się w kark. - poczekaj.
Cmoknąłem ją w usta i pobiegłem do mojej mamy do kuchni. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie.
-Mamo.. mam prośbę. Ale głupio mi prosić. - mówiłem cicho.
-Synku, powiedz mi. - poprosiła a ja wziąłem głęboki oddech.
-Potrzebuję pieniędzy. Trochę więcej niż zawsze.. - potarłem czoło ze zdenerwowania.
-Czterysta starczy? - zapytała wyciągając portfel. - proszę.
-Ale mamo.. ja.. skąd ty to..
-Nie martw się i bierz. - uśmiechnęła się czule, a ja pocałowałem ją w polik i pobiegłem z powrotem do [t.i].
-A więc? - zapytałem wchodząc do mojego pokoju. Ona odwróciła się do mnie.
-Czas na zakupy. - mruknęła złączając nasze dłonie.
-
-Marcel, nie poznaję cię. - mama szepnęła zszokowana widząc mnie w czarnej koszulce, ciemnych, zwężanych jeansach z luźnym krokiem i białych trampkach. Moje włosy nie były już starannie ułożone, loczki odskakiwały na różne strony. - a gdzie okulary?
-Soczewki. - wskazałem na oczy a ta jeszcze bardziej otwarła buzię z zaskoczenia.
-Jaki z ciebie przystojniak. - przyznała [T.I] dotykając mojej dłoni. - prawda proszę pani?
-Jak najbardziej. - nadal była oszołomiona.
-Idę do szkoły, mamo. - powiedziałem splatając moją dłoń z dłonią mojej dziewczyny. Uśmiechnąłem się do niej i razem ruszyliśmy do szkoły.
Wciągnąłem powietrze i wszedłem do budynku. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Zdecydowanym krokiem szedłem przy boku brązowookiej. Widać było, że uczniowie są zaskoczeni moim wyglądem. Może trzeba było od razu zmienić mój strój? Chyba tak.
Znów poczułem smak jej malinowych warg. Delikatnie muskałem jej usta, ale też zdecydowanie. Wszyscy patrzeli się na mnie zszokowani.
Przycisnąłem ją do szafki, a mój język wszedł do jej ust. Przymknąłem oczy by rozkoszować się smakiem jej warg. Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do pieszczoty.
-Kocham cię, Marcel. - wyszeptała gdy przytulałem ją do siebie.
-Ja ciebie też, [T.I]. - pocałowałem ją w czoło.
-
chuyowe, wiem że was zawiodłam bo trz tygodnie nic nie dodawałam ale miałam.. parę spraw. Przepraszam.
piątek, 2 sierpnia 2013
Liam i Zayn.
Łzy ciekły po moich polikach. Od dwóch..dwudziestu..tygodni?
Było mi ciężko. Moje obolałe ciało leżało bezwładnie na łóżku, a ja musiałam w nim siedzieć. Czułam się jak szmata, zabawka.
Nie mogłam przestać myśleć o tamtym zdarzeniu, które było, aż pięć miesięcy temu. Brzydzę się sobą, brzydzę się facetami. Wolałabym umrzeć niż ponownie spojrzeć na byle jakiego, nawet chłopczyka..
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odwróciłam wzrok na okno po lewej stronie by nie widzieć osoby która zaraz zawita w moim pokoju.
-[T.I].. - ktoś wyszeptał. Dźwięk zamykanych drzwi, poinformował mnie o tym że już ktoś tu jest. Poczułam ciężar drugiej osoby na łóżku. - proszę powiedz coś.
-Liam.. - rozpłakałam się. Nie mogłam znieść już tych oszustw. Ale nie mogę powiedzieć bratu o tym że ktoś się mną w taki sposób zabawił. A w szczególności jego przyjaciel. Nie mogę tego powiedzieć, on go zabije.
-Spójrz na mnie, proszę. - słychać było że cicho łka. Odezwałam się pierwszy raz od kilku miesięcy, to musiał być ogromny krok dla mnie, jak i dla niego. - proszę.
-Nie umiem, Liam. Tak bardzo bym chciała... - szeptałam niezrozumiale.
-Są moje urodziny, zrób mi prezent. - powiedział trochę się uspokajając. Wiedział że zrobię dla niego wszystko. - nie widziałaś mnie już pół roku. Zrób mi prezent, tylko tego chcę.
Wysiliłam się aby obrócić głowę w jego stronę. Ale miałam zamknięte oczy, nie wiem czy dam radę.
-Proszę. - złapał mnie za rękę, którą zaraz wyrwałam. Otwarłam oczy. Zobaczyłam dość umięśnionego chłopaka o ciemnych włosach. Na brodzie miał lekki zarost co informowało o męskości. Miał czarną koszulkę i ciemne, zwężane jeansy. Był smutny, zły, czy to wszystko przeze mnie?
Przecież to mój brat. Mogłam przynajmniej na niego spojrzeć. Nie mogę się go brzydzić.
-Wszystkiego najlepszego skarbie. - wychrypiałam cicho, a on uśmiechnął się. - jesteś taki dorosły.
-[T.I].. proszę..
-Liam, nie. - przerwałam mu głośniej. - nie mogę powiedzieć. To by zniszczyło wszystko. - po moim policzku spłynęła łza.
-Nikomu nie powiem, jestem twoim bratem. Wiesz, że możesz mi zaufać, zawsze mi mówiłaś wszystko. - znów się rozpłakał a ja miałam ochotę po prostu go przytulić. Ale nie umiałam, nie umiałam po tym co się stało.
Miał rację. Ufałam mu od zawsze, byliśmy zgodnym rodzeństwem.
-Liam.. ja powiem ci. Ale bądź spokojny, wysłuchaj mnie do końca i obiecaj że nikomu nie powiesz, że wiesz co się wydarzyło. Nie mówi nikomu o tym, że ci powiedziałam. - mówiłam ściszonym głosem a on kiwał głową. - dokładnie pięć miesięcy temu to się stało. Wyszliście do baru, a ze mną miał zostać Zayn. - na samo wspomnienie łzy cisnęły mi się do oczu - myślałam że będzie fajnie, bo byliśmy ze sobą blisko. Jednak po tym gdy wyszliście, Zayn podszedł do mnie i zaczął obmacywać. Sprzeciwiałam się mu, mówiłam żeby przestał, a on śmiał się głośno i powiedział że mam być cicho, bo wmówi ci, że ja go próbowałam napastować, a wtedy jeszcze byłam niepełnoletnia..
-Zabiję go! - Liam wstał i kopnął krzesło przy moim biurku, tak że poleciało na koniec pokoju.
-Liam! - prawie krzyknęłam, a on uspokoił się i usiadł na poprzednie miejsce. - on.. on mnie rozebrał.. i potem.. - płakałam głośno. - on mnie zgwałcił. Krzyczałam, biłam go, a on mnie. Mówił że jeśli ci powiem to mnie zabije. Pójdzie na policję i powie że ja go chciałam zabić. Musiałam milczeć, Liam. Tak bardzo się bałam. - płakałam razem z nim. Chwycił moją rękę i spojrzał w moje oczy.
-Zabiję go słyszysz?! Zabiję? - krzyczał głośno, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Spojrzał na mnie z troską po czym zbiegł na dół i zatrzasnął drzwi z hukiem.
Zasłużył, prawda?
*Perspektywa Liama*
Zapukałem do drzwi Zayna. Po paru sekundach otworzył mi i z uśmiechem wpuścił do środka.
-Hej stary! - przywitaliśmy się lekkim uściskiem. To był początek planu. - wszystkiego najlepszego!
-Siema, siema. - mówiłem tak jak zawsze. - dzięki.
-Coś się stało? - zapytał - wiesz.. Pezz jest.
-O, to możesz ją zawołać? Chciałem wam coś powiedzieć. - uśmiechnąłem się szeroko, na co on poszedł do salonu, by po chwili mógł wrócić z Perrie.
-Hej piękna! - powiedziałem, a ona pocałowała mnie w policzek.
-Liam, dawno cię nie widziałam. - uśmiechnęła się szeroko - co się stało?
-Wiecie.. [T.I] się do mnie odezwała! Jestem tak szczęśliwy że postanowiłem tu przyjść i wam powiedzieć. - śmiałem się, udając moje szczęście.- nawet rozmawiałem z nią.
-Tak? - Zayn zapytał - co mówiła?
-A wiesz.. takie tam . Złożyła mi życzenia.. niestety ciągle jest przybita. Ciekawe co się stało, prawda? - mówiłem smutno. Druga część planu za mną. - chciała abym Ci coś przekazał. - podrapałem się po nosie po czym zamachnąłem się i uderzyłem go z całej siły w szczękę. On upadł na ziemię z hukiem - taki mały prezent ode mnie i od [T.I]. I wiesz co? Mam jeszcze coś. - kopnąłem go w brzuch, tak że usłyszeć można było jak jego żebro łamie się. Perrie krzyknęła i ukucnęła przy swoim chłopaku.
-Co ty robisz?! - wrzasnęła do mnie.
-Poczekaj - powiedziałem spokojnie, a ona odsunęła się - jeszcze to. - podniosłem go za koszulkę i przygwoździłem do ściany. Z jego nosa kapała krew, a głowa prawie że stuknęła się z moją. - brzydzę się tobą, jak mogłeś zgwałcić moja siostrę, śmieciu?! - przycisnąłem kolano do jego krocza tak że syknął mi prosto w twarz. Po chwili puściłem go tak że upadł na schody.
Spojrzałem na Perrie całą zapłakaną. Przytuliłem ją mocno do siebie.
-Cii.. chodźmy stąd. - wyszeptałem po czym wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon.
-
"Zayn Malik, lat 20. Został skazany na dziesięć lat pozbawienia wolności za gwałt z użyciem przemocy, oraz za groźby karalne w stosunku do [T.I ] Payn."
"[T.I] Payn, lat 18. Po całym wydarzeniu popełniła samobójstwo. Jej ciało znaleziono w w jej sypialni, prawdopodobnie okaleczyła się oraz przedawkowała różnorodne leki"
Liam odłożył gazetę na stół w kuchni. Miał ogromne szczęście, że nie trafił do więzienia gdzie mógłby zemścić się jeszcze bardziej na swoim byłym przyjacielu. Musiałby zabić go na oczach wszystkich więźniów. Lecz, to by było za mało dla Liama. Śmierć Zayna to byłaby tylko 1/2 tego co by z nim zrobił.
Szatyn wsiadł w auto i pojechał na pobliski cmentarz, gdzie pochowana została jego najukochańsza siostra zaledwie tydzień temu. W oczach miał łzy, a serce biło zbyt szybko.
Dojechał do szarego, przepełnionego smutkiem miejsca. Wyszedł z auta tylko zatrzaskując drzwi i podbiegł do grobu [T.I]. Przez chwilę przyglądał się nagrobkowi, po czym położył na nim czerwoną różę - taką jaką lubiła jego ukochana siostra.
-Wiedz, że cię kocham, siostro. Poczekaj, obiecuję ci, że on zginie. Może i poniosę konsekwencje, ale zemszczę się jeszcze bardziej. Przez niego już cię nie ma, lecz, jego też nie będzie, on będzie w piekle. - wyszeptał Liam patrząc na zdjęcie brunetki. Uśmiechnął się chytrze po czym odjechał do swojego domu.
Liam czekał dziesięć lat na Zayna. Kiedy w końcu minął ten czas, on wstał i pożegnał się ze swoją żoną oraz z synkiem. Powiedział, że długo go nie zobaczą. Wybiegł z domu i pojechał do domu swojego dawnego przyjaciela, a teraz wroga. Stanął przed drzwiami i zadzwonił. Po paru sekundach otworzył mu mężczyzna. Nie zważając na nic, Liam wtargnął do środka i pozbył się Mulata. Raz na zawsze.
"Liam Payne, lat 30. Został skazany na karę 30 lat pozbawienia wolności. Jednak jego kara nie trwała długo. Minęły cztery lata od śmierci Malika. Mężczyzna zabrał pistolet policjantowi i popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę" - pisała gazeta poranna. Główny temat, niesamowita historia.
"Mówiłem, skarbie? Pożałował."
-
OH GOD O.O
Było mi ciężko. Moje obolałe ciało leżało bezwładnie na łóżku, a ja musiałam w nim siedzieć. Czułam się jak szmata, zabawka.
Nie mogłam przestać myśleć o tamtym zdarzeniu, które było, aż pięć miesięcy temu. Brzydzę się sobą, brzydzę się facetami. Wolałabym umrzeć niż ponownie spojrzeć na byle jakiego, nawet chłopczyka..
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odwróciłam wzrok na okno po lewej stronie by nie widzieć osoby która zaraz zawita w moim pokoju.
-[T.I].. - ktoś wyszeptał. Dźwięk zamykanych drzwi, poinformował mnie o tym że już ktoś tu jest. Poczułam ciężar drugiej osoby na łóżku. - proszę powiedz coś.
-Liam.. - rozpłakałam się. Nie mogłam znieść już tych oszustw. Ale nie mogę powiedzieć bratu o tym że ktoś się mną w taki sposób zabawił. A w szczególności jego przyjaciel. Nie mogę tego powiedzieć, on go zabije.
-Spójrz na mnie, proszę. - słychać było że cicho łka. Odezwałam się pierwszy raz od kilku miesięcy, to musiał być ogromny krok dla mnie, jak i dla niego. - proszę.
-Nie umiem, Liam. Tak bardzo bym chciała... - szeptałam niezrozumiale.
-Są moje urodziny, zrób mi prezent. - powiedział trochę się uspokajając. Wiedział że zrobię dla niego wszystko. - nie widziałaś mnie już pół roku. Zrób mi prezent, tylko tego chcę.
Wysiliłam się aby obrócić głowę w jego stronę. Ale miałam zamknięte oczy, nie wiem czy dam radę.
-Proszę. - złapał mnie za rękę, którą zaraz wyrwałam. Otwarłam oczy. Zobaczyłam dość umięśnionego chłopaka o ciemnych włosach. Na brodzie miał lekki zarost co informowało o męskości. Miał czarną koszulkę i ciemne, zwężane jeansy. Był smutny, zły, czy to wszystko przeze mnie?
Przecież to mój brat. Mogłam przynajmniej na niego spojrzeć. Nie mogę się go brzydzić.
-Wszystkiego najlepszego skarbie. - wychrypiałam cicho, a on uśmiechnął się. - jesteś taki dorosły.
-[T.I].. proszę..
-Liam, nie. - przerwałam mu głośniej. - nie mogę powiedzieć. To by zniszczyło wszystko. - po moim policzku spłynęła łza.
-Nikomu nie powiem, jestem twoim bratem. Wiesz, że możesz mi zaufać, zawsze mi mówiłaś wszystko. - znów się rozpłakał a ja miałam ochotę po prostu go przytulić. Ale nie umiałam, nie umiałam po tym co się stało.
Miał rację. Ufałam mu od zawsze, byliśmy zgodnym rodzeństwem.
-Liam.. ja powiem ci. Ale bądź spokojny, wysłuchaj mnie do końca i obiecaj że nikomu nie powiesz, że wiesz co się wydarzyło. Nie mówi nikomu o tym, że ci powiedziałam. - mówiłam ściszonym głosem a on kiwał głową. - dokładnie pięć miesięcy temu to się stało. Wyszliście do baru, a ze mną miał zostać Zayn. - na samo wspomnienie łzy cisnęły mi się do oczu - myślałam że będzie fajnie, bo byliśmy ze sobą blisko. Jednak po tym gdy wyszliście, Zayn podszedł do mnie i zaczął obmacywać. Sprzeciwiałam się mu, mówiłam żeby przestał, a on śmiał się głośno i powiedział że mam być cicho, bo wmówi ci, że ja go próbowałam napastować, a wtedy jeszcze byłam niepełnoletnia..
-Zabiję go! - Liam wstał i kopnął krzesło przy moim biurku, tak że poleciało na koniec pokoju.
-Liam! - prawie krzyknęłam, a on uspokoił się i usiadł na poprzednie miejsce. - on.. on mnie rozebrał.. i potem.. - płakałam głośno. - on mnie zgwałcił. Krzyczałam, biłam go, a on mnie. Mówił że jeśli ci powiem to mnie zabije. Pójdzie na policję i powie że ja go chciałam zabić. Musiałam milczeć, Liam. Tak bardzo się bałam. - płakałam razem z nim. Chwycił moją rękę i spojrzał w moje oczy.
-Zabiję go słyszysz?! Zabiję? - krzyczał głośno, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Spojrzał na mnie z troską po czym zbiegł na dół i zatrzasnął drzwi z hukiem.
Zasłużył, prawda?
*Perspektywa Liama*
Zapukałem do drzwi Zayna. Po paru sekundach otworzył mi i z uśmiechem wpuścił do środka.
-Hej stary! - przywitaliśmy się lekkim uściskiem. To był początek planu. - wszystkiego najlepszego!
-Siema, siema. - mówiłem tak jak zawsze. - dzięki.
-Coś się stało? - zapytał - wiesz.. Pezz jest.
-O, to możesz ją zawołać? Chciałem wam coś powiedzieć. - uśmiechnąłem się szeroko, na co on poszedł do salonu, by po chwili mógł wrócić z Perrie.
-Hej piękna! - powiedziałem, a ona pocałowała mnie w policzek.
-Liam, dawno cię nie widziałam. - uśmiechnęła się szeroko - co się stało?
-Wiecie.. [T.I] się do mnie odezwała! Jestem tak szczęśliwy że postanowiłem tu przyjść i wam powiedzieć. - śmiałem się, udając moje szczęście.- nawet rozmawiałem z nią.
-Tak? - Zayn zapytał - co mówiła?
-A wiesz.. takie tam . Złożyła mi życzenia.. niestety ciągle jest przybita. Ciekawe co się stało, prawda? - mówiłem smutno. Druga część planu za mną. - chciała abym Ci coś przekazał. - podrapałem się po nosie po czym zamachnąłem się i uderzyłem go z całej siły w szczękę. On upadł na ziemię z hukiem - taki mały prezent ode mnie i od [T.I]. I wiesz co? Mam jeszcze coś. - kopnąłem go w brzuch, tak że usłyszeć można było jak jego żebro łamie się. Perrie krzyknęła i ukucnęła przy swoim chłopaku.
-Co ty robisz?! - wrzasnęła do mnie.
-Poczekaj - powiedziałem spokojnie, a ona odsunęła się - jeszcze to. - podniosłem go za koszulkę i przygwoździłem do ściany. Z jego nosa kapała krew, a głowa prawie że stuknęła się z moją. - brzydzę się tobą, jak mogłeś zgwałcić moja siostrę, śmieciu?! - przycisnąłem kolano do jego krocza tak że syknął mi prosto w twarz. Po chwili puściłem go tak że upadł na schody.
Spojrzałem na Perrie całą zapłakaną. Przytuliłem ją mocno do siebie.
-Cii.. chodźmy stąd. - wyszeptałem po czym wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon.
-
"Zayn Malik, lat 20. Został skazany na dziesięć lat pozbawienia wolności za gwałt z użyciem przemocy, oraz za groźby karalne w stosunku do [T.I ] Payn."
"[T.I] Payn, lat 18. Po całym wydarzeniu popełniła samobójstwo. Jej ciało znaleziono w w jej sypialni, prawdopodobnie okaleczyła się oraz przedawkowała różnorodne leki"
Liam odłożył gazetę na stół w kuchni. Miał ogromne szczęście, że nie trafił do więzienia gdzie mógłby zemścić się jeszcze bardziej na swoim byłym przyjacielu. Musiałby zabić go na oczach wszystkich więźniów. Lecz, to by było za mało dla Liama. Śmierć Zayna to byłaby tylko 1/2 tego co by z nim zrobił.
Szatyn wsiadł w auto i pojechał na pobliski cmentarz, gdzie pochowana została jego najukochańsza siostra zaledwie tydzień temu. W oczach miał łzy, a serce biło zbyt szybko.
Dojechał do szarego, przepełnionego smutkiem miejsca. Wyszedł z auta tylko zatrzaskując drzwi i podbiegł do grobu [T.I]. Przez chwilę przyglądał się nagrobkowi, po czym położył na nim czerwoną różę - taką jaką lubiła jego ukochana siostra.
-Wiedz, że cię kocham, siostro. Poczekaj, obiecuję ci, że on zginie. Może i poniosę konsekwencje, ale zemszczę się jeszcze bardziej. Przez niego już cię nie ma, lecz, jego też nie będzie, on będzie w piekle. - wyszeptał Liam patrząc na zdjęcie brunetki. Uśmiechnął się chytrze po czym odjechał do swojego domu.
Liam czekał dziesięć lat na Zayna. Kiedy w końcu minął ten czas, on wstał i pożegnał się ze swoją żoną oraz z synkiem. Powiedział, że długo go nie zobaczą. Wybiegł z domu i pojechał do domu swojego dawnego przyjaciela, a teraz wroga. Stanął przed drzwiami i zadzwonił. Po paru sekundach otworzył mu mężczyzna. Nie zważając na nic, Liam wtargnął do środka i pozbył się Mulata. Raz na zawsze.
"Liam Payne, lat 30. Został skazany na karę 30 lat pozbawienia wolności. Jednak jego kara nie trwała długo. Minęły cztery lata od śmierci Malika. Mężczyzna zabrał pistolet policjantowi i popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę" - pisała gazeta poranna. Główny temat, niesamowita historia.
"Mówiłem, skarbie? Pożałował."
-
OH GOD O.O
Harry
-Loueh! - krzyknąłem na cały głos.
-Tak kociaku? - zobaczyłem go jak schodzi po schodach i rusza znacząco brwiami.
-Ej! - przeniosłem wzrok na dziewczynę stojącą koło mnie. Zaśmiałem się i delikatnie pocałowałem w usta. - bo będę zazdrosna!
-Już jesteś, słońce. - mruknąłem uśmiechnięty i otuliłem ją ramieniem. - Lou wychodzimy z [T.I], będziemy późno. - ponownie spojrzałem na szatyna.
-Wolna chata! - krzykną uradowany i wypchnął nas z domu. Głośno się zaśmialiśmy. Splotłem nasze dłonie i razem ruszyliśmy w stronę kawiarni.
Przez całą drogę śmialiśmy się i rozmawialiśmy praktycznie o niczym. Moja ukochana rozbawiała mnie na każdym kroku. Gdy dotarliśmy do kawiarni, jak dżentelmen otworzyłem jej drzwi. Ta zarumieniła się i weszła do środka.
Usiedliśmy przy małym stoliczku przy oknie. Na moje szczęście była kanapa więc mogłem siedzieć bliżej dziewczyny. Otuliłem ją ramieniem i pocałowałem w skroń.
-Co zamawiamy? - zapytałem.
-Pamiętasz naszą pierwszą randkę? - odpowiedziała pytaniem, a ja uśmiechnąłem się - to co wtedy.
-Czyli latte Vanilia i czekoladowe ciastko razy dwa? - posłałem jej słodki uśmiech, ona znowu zarumieniła się i pokiwała głową. Zawołałem kelnerkę i złożyłem zamówienie.
To już czas.
Bawiłem się włosami brunetki. Ona uśmiechała się i upiła kolejny łyk kawy.
-Jesteś zdenerwowany? - zapytała patrząc mi w oczy. Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową. - coś się stało? -Muszę ci coś powiedzieć. - szepnąłem jej do ucha. - coś na co się zbierałem od naszego pierwszego spotkania.
-Mianowicie? - zmarszczyła brwi.
-Kocham Cię, [T.I] - wydusiłem z siebie. Jej kąciki ust uniosły się wysoko, a z mojego serca spadł kamień. Nachyliłem się i najpierw ucałowałem jej kąciki ust, a dopiero po chwili wpiłem się w jej usta. Namiętnie muskałem jej język swoim językiem. Obije uśmiechnęliśmy się przez pocałunek. Jej delikatne ale zachłanne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze, przez co coraz bardziej się podniecałem i chciałem dłużej całować jej usta.
Nagle ktoś odchrząknął cicho. Od razu oderwałem się od dziewczyny i spojrzałem za siebie. W środku byłem zły że ktoś przerywa mi w takiej chwili, ale z drugiej strony mogłem przewidzieć, że takie coś się stanie.
Uśmiechnąłem się lekko do niskiej dziewczyny.
-Mogę w czymś pomóc? - zapytałem wycierając usta palcami.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem twoją fanką, no i nie jestem stąd.. - mówiła cicho. Uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem ją mocno.
-Dla ciebie wszystko. - wziąłem jej zeszyt i napisałem autograf. - zdjęcie też?
-Jakbyś mógł. - uśmiechnęła się lekko. Nastawiłem się i cyknęła zdjęcie po czym podziękowała i odeszła.
Ponownie przysunąłem się do dziewczyny.
-Na czym skończyliśmy? - dzieliła nas niedozwolona granica. Brunetka uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do siebie, by znów posmakować mych ust.
-
Hehe :3
krotki
-Kocham Cię, [T.I] - wydusiłem z siebie. Jej kąciki ust uniosły się wysoko, a z mojego serca spadł kamień. Nachyliłem się i najpierw ucałowałem jej kąciki ust, a dopiero po chwili wpiłem się w jej usta. Namiętnie muskałem jej język swoim językiem. Obije uśmiechnęliśmy się przez pocałunek. Jej delikatne ale zachłanne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze, przez co coraz bardziej się podniecałem i chciałem dłużej całować jej usta.
Nagle ktoś odchrząknął cicho. Od razu oderwałem się od dziewczyny i spojrzałem za siebie. W środku byłem zły że ktoś przerywa mi w takiej chwili, ale z drugiej strony mogłem przewidzieć, że takie coś się stanie.
Uśmiechnąłem się lekko do niskiej dziewczyny.
-Mogę w czymś pomóc? - zapytałem wycierając usta palcami.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem twoją fanką, no i nie jestem stąd.. - mówiła cicho. Uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem ją mocno.
-Dla ciebie wszystko. - wziąłem jej zeszyt i napisałem autograf. - zdjęcie też?
-Jakbyś mógł. - uśmiechnęła się lekko. Nastawiłem się i cyknęła zdjęcie po czym podziękowała i odeszła.
Ponownie przysunąłem się do dziewczyny.
-Na czym skończyliśmy? - dzieliła nas niedozwolona granica. Brunetka uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do siebie, by znów posmakować mych ust.
-
Hehe :3
krotki
czwartek, 1 sierpnia 2013
Marcel cz. 1.
Haha, postanowiłam zamiast Harry'ego, zrobić Marcela c:
-
Jak co dzień wstałem o siódmej rano. Wytargałem się z łóżka i w samych bokserkach popędziłem do mojej łazienki. Umyłem zęby, twarz, moje włosy ułożyłam jak to zawsze robię i popsikałem lakierem do włosów. Na nos włożyłem moje okulary których tak nienawidziłem. Na szczęście już za niedługo będę nosił soczewki. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i wróciłem do mojej sypialni by wyciągnąć z szafy ubrania. Jak zwykle wziąłem białą koszulę, brązowy krawat oraz beżowy sweterek bez rękawów w brązową kratkę. Na nogi ubrałem czarne spodnie i skórzane, brązowe buty ze szpiczastym końcem. Na lewym nadgarstku zapiąłem srebrny zegarek. Chwyciłem mój plecach i zbiegłem na dół.
-Dzień dobry mamo. - wszedłem wesoły do kuchni. Ona tylko uśmiechnęła się szeroko.
-Głodny? - zapytała po chwili. Ja pokiwałem głową, a ta podała mi talerz z kanapkami które zniknęły w ciągu kilku minut. Popiłem wszystko sokiem pomarańczowym i wstałem by odnieść naczynia do zmywarki.
-Dziękuję - cmoknąłem moją rodzicielkę w policzek - do widzenia, mamo.
-Pa kochanie. - krzyknęła a ja zamknąłem drzwi za sobą i pobiegłem na przystanek autobusowy.
Wszedłem do zatłoczonej szkoły. Wszystkie twarze od razu spojrzały na mnie, ale ja do tego przywykłem. Jednak irytowały mnie ciągłe śmiechy i wyzwiska od innych uczniów. Muszę przyznać, nie było łatwo, ale muszę żyć tak czy inaczej. Nosiłem poważne rzeczy, bo moja mama niestety nie mogła kupić mi nowych. Miałem w szafie tylko sweterki, krawaty, koszule i dwie pary czarnych spodni. Poza tym na ciele mam pełno tatuaży. Wstydzę się je komukolwiek pokazać, ponieważ kujon szkolny i dziary nie idą ze sobą w parze. Wszyscy wyśmialiby mnie, czego aktualnie nie chcę. A moje włosy? Gdybym nosił loki wyglądałbym jeszcze gorzej.
Jednym zdaniem, dobrze się uczę, ale źle wyglądam.
Minąłem śmiejących się nastolatków i wszedłem do sali z chemii. To na szczęście nie jest trudny przedmiot, z czego się bardzo cieszyłem.
Później matematyka, biologia, francuski, fizyka, historia i geografia. Nie poszło tak źle, w końcu dużo się uczę.
Po minionych lekcjach, postanowiłem od razu nie wracać do domu. Ściągnąłem sweterek z powodu zbyt ciepłej pogody. Podwinąłem rękawy koszuli do łokci, ściągnąłem krawat i razem ze ciepłą kamizelką wrzuciłem wszystko do torby. Odpiąłem dwa pierwsze guziki białego materiału bym mógł oddychać. Moje okulary wrzuciłem do czarnego plecaka i ruszyłem w stronę pobliskiej kawiarenki.
Usiadłem na małym krzesełku ze stolikiem. Miałem widok z dużego okna na całą ulicę, pięknie to wyglądało. Zielone drzewa na około i kolorowe kwiaty dodawały uroku ulicom i chodnikom.
-Yhm, co podać? - głos młodej kobiety przerwał mi rozmyślanie. Spojrzałem w stronę kelnerki i westchnąłem głośno.
To była ona. Dziewczyna o pięknych rudych włosach, piegowatej cerze i jasnoróżowych ustach. Zakochałem się w jej cudownym uśmiechu i czekoladowych oczach, jednak ona naśmiewała się ze mnie.
Chodziła ze mną do klasy. Codziennie patrzała na mnie z ukosu i śmiała się głośno z moich ocen. Nazywała kujonem, może ona chce być lepsza? Nie, to nie może tak być.
-Możesz zawołać kogoś innego? - zapytałem cicho, na co ona spuściła wzrok. Ja odwróciłem głowę i spojrzałem za szybę. - nie chcę słyszeć kolejny raz jak się ze mnie naśmiewasz.
-Nie mam zamiaru się śmiać, a poza tym nie ma nikogo poza mną.
-To w takim razie żegnam. - wstałem chwytając moją torbę z książkami.
-Poczekaj. - złapała mnie za ramie gdy już miałem odejść. - dlaczego tak się zachowujesz?
-Poczekaj. - powtórzyłem za nią wysokim głosem - może dlatego że na każdym kroku jestem przez ciebie wyśmiewany? - zapytałem sarkastycznie.
Jej duże oczy spojrzały w moje. Wyrwałem się z jej uścisku i wyszedłem z kawiarni trzaskając drzwiczkami. Ona stała nadal oszołomiona moim zachowaniem przy stoliku. Przyglądała mi się jak odchodzę. Widziałem co robiła ponieważ kilka razy odwróciłem się do dziewczyny.
Powoli zaczyna mi się robić przykro. Bardzo.
Na drugi dzień nie chciałem iść do szkoły. [T.I] na pewno nagadała wszystkim, że rozbeczałem się jak dziecko jak zacząłem jej wytykać co zrobiła.
Jednak ja nie umiem przestać o niej myśleć. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi. Tak, przyjaciółmi. Mogłem na nią polegać, a od kiedy mój tata zmarł a mama dostawała mniej pieniędzy, ona odwróciła się. Gdy było mi tak strasznie trudno, jej nie było. I chyba nie będzie.
Poprosiłem mamę by kupiła mi coś na ból głowy. Nie chciałem jej okłamywać, ale gdybym powiedział jej dlaczego nie chcę iść do szkoły, mogłaby być trochę zła. Nie chciałem jej denerwować.
Leżałem jeszcze w łóżku rozmyślając nad całą sytuacją. Miałem na sobie czarne bokserki i dresowe spodenki do kolan. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Przecież nikogo nie zapraszałem.. - jęknąłem do siebie. Ociężale wstałem z łóżka i po gołych stopach zbiegłem do drzwi. Uchyliłem je, przez co widać było mnie całego.
To [T.I]. Spojrzałem na nią od góry do dołu. Jej chude, ale kształtne ciało okrywała biała sukienka w czarne kwiaty. Na stopach miała czarne sandałki, a w ręce beżową torbę do szkoły.
Rudowłosa wlepiła wzrok w moje tatuaże. Obejrzała mnie od stóp do głowy i rozszerzyła lekko usta. Delikatnie podrapała się po karku patrząc mi w oczy.
-Jest Marcel? - odezwała się nagle a ja doznałem szoku. Nie rozpoznała mnie?
-To ja. - mówiłem oschle, ale spokojnie. [T.I] rozszerzyły się oczy ze zdziwienia a usta jeszcze szerzej otworzyły. - coś chciałaś? Głowa mnie boli.
-Mogę wejść? - zapytała nieśmiało, a ja głupi otworzyłem szerzej drzwi i zaprosiłem ją do środka. Powoli i niepewnie weszła do środka i rozejrzała się po holu. Zamknąłem drzwi nogą i ignorując ją wszedłem do salonu. Weszła za mną i usiadła na kanapie.
-A więc? - próbowałem na nią nie patrzeć.
-Chciałam przeprosić za moje zachowanie. W ogóle chciałam przeprosić za te naśmiewanie się z ciebie. Wiesz jaka jestem, zawsze chciałam być w centrum uwagi. - tłumaczyła cicho.
-To nic nie zmienia. - powiedziałem i odchrząknąłem. - zostawiłaś mnie gdy mój ojciec zmarł. Nie dość że straciłem ojca to jeszcze najlepszą przyjaciółkę. Po prostu odwróciłaś się. - spojrzałem na swoje stopy. - potem te naśmiewanie się by być lepszą. A ja tylko chciałem dojść do siebie i znaleźć nowych przyjaciół. Jesteś z siebie zadowolona? Zniszczyłaś mi połowę życia. - mówiłem spokojnie, ale w oczach miałem łzy.
-Marcel..
-Proszę, wyjdź. Nie odwiedzaj mnie, już cię nie potrzebuję. - właśnie że tak! Potrzebuję jej do jasnej cholery!
-Ale proszę wysłuchaj mnie.. - poprosiła, w jej oczach widniały łzy które zaraz wypłynęły na jej rumiane policzki. Moje serce zmiękło. Westchnąłem i spojrzałem na nią.
-Słucham. - wyszeptałem siadając w wygodnym fotelu.
-Ja nie wiem.. nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Rodzice kazali mi już nie mieć z tobą kontaktu, bardzo to przeżyłam. Ale zagrozili że przeniosą mnie do innej szkoły, a co najgorsze że przeprowadzimy się na drugi koniec kraju. Nie chciałam cię ranić, więc zgodziłam się. Nie chciałam opuszczać ciebie, bo wiem co nas łączyło. Byłeś dla mnie jak brat.. a potem.. nie wierzę że to mówię.. byłeś moja pierwszą miłością. Opiekowałeś się mną, nie przeszkadzały mi twoje oceny, twój ubiór czy okulary. Musiałam to robić, bo nie chciałam się przeprowadzać, co by mogło znaczyć że już cię więcej nie zobaczę.. - po jej policzkach ciekły łzy, jak i po moich.
-Nie chciałaś mnie ranić? I tak już to zrobiłaś. - wyszeptałem ścierając łzy z policzków.
-Tak bardzo przepraszam.. - powiedziała chowając twarz w dłonie.
-
dziesięć komentarzy i dalej co? c:
wtorek, 30 lipca 2013
Zayn
Wiem, że jesteście złe bo nic nie dodawałam :c No ale nie było mnie..
miłego czytania ;]
-
Jego czekoladowe oczy które widuje każdego dnia. Jego ciemne jak smoła włosy ułożone na żelu których dotykam każdego dnia. Jego tatuaże które podziwiam codziennie. Ten Zayn Malik który nawet nie wie jak bardzo go kocham. Chociaż już tysiąc razy mówiliśmy to sobie.
Weszłam do naszego domu. Usłyszałam kłótnię Zayna z jakimiś obcymi głosami i czwórką pozostałych z 1D. Schowałam się za ścianą.
-Zayn musisz z nią skończyć - zaczął starszy mężczyzna - musi się coś dziać w waszym związku.
-Nie zrobię tego, kocham ją.
-Podpisałeś umowę! Nie możesz się sprzeciwić. Będziesz się z nią spotykał tak długo jak ci będziemy kazać! A teraz karzemy ci z nią zerwać! - krzyknął głośno.
-Chłopaki pomóżcie mi.. - poprosił.
-Przykro mi stary.. - Liam wstał i zmierzył ku mnie. Ja płakałam, jak mógł mnie oszukać?!
Szatyn natknął się na mnie. Gdy zobaczył w jakim jestem w stanie złapał się za głowę.
-Czyli byłam ustawką? - zapytałam cicho łkając. On przytulił mnie mocno i pocałował w czoło. - dlaczego mnie oszukiwał?
-On cię kocha.. - szepnął po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Westchnęłam cicho i otarłam łzy. Stanęłam w futrynie drzwi patrząc na stojącego tyłem do mnie Zayna.
-Ty zakłamany, cholerny, egoistyczny dupku! - krzyknęłam na cały głos. Od razu spojrzał na mnie zaskoczony. - byłam tylko po to żeby coś się działo w twojej karierze?! Ja cię na prawdę pokochałam..
-[T.I]..ja cię kocham! To nie tak! - podszedł do mnie i złapał za ramiona.
-Nie dotykaj mnie! Jeszcze zniszczę ci reputację. - wyrwałam się z jego objęć i popędziłam na górę. Zatrzasnęłam drzwi za sobą przy okazji przekręciłam klucz. Wzięłam walizkę i spakowałam do niej moje rzeczy. Wywaliłam ją przez balkon, po czym otwarłam drzwi i popędziłam na dół do salonu.
-Proszę! Już mnie więcej nie zobaczycie. - powiedziałam przez łzy i wybiegłam z domu. Za mną wybiegł Mulat krzycząc coś.
-Muszę się stąd wynosić. - westchnęłam łapiąc za rączkę walizki. Zatrzymałam taksówkę i pośpiesznie wsiadłam do niej. Wyrzuciłam z torebki swój telefon który wibrował od dziesięciu minut. On roztrzaskał się na kawałki. Zamknęłam drzwi i poprosiłam kierowcę by ruszył w stronę lotniska.
Stanęłam przy budce telefonicznej. Przez chwilę wahałam się czy zadzwonić. Jednak po chwili wrzuciłam monetę do dziurki i wybrałam numer do Zayn'a. Minęły trzy sygnały aż w końcu usłyszałam jego zapłakany głos. Pociągnął nosem.
-Słucham? - odezwał się.
-Zayn..
-Kochanie. - mówił płacząc. - ja cię kocham.
-Ja ciebie też. - w moich oczach pojawiły się łzy - wyjeżdżam na jakiś czas. Obiecuję że zadzwonię.
-Nie rób tego. - poprosił - nie zostawiaj mnie.
-Cześć, Zayn. - odłożyłam słuchawkę i podeszłam do lady gdzie można było kupić bilety. - jeden do Irlandii.
Zapłaciłam za bilet i popędziłam w stronę odprawy.
Minął tydzień.
Dwa
Osiem
Rok.
On nadal czekał. Dzwonił, pisał, chociaż nowy numer podawałam tylko mojej przyjaciółce. Powoli nie wytrzymywałam. Ciągle myśli wplątywały się w Zayna.
Odważyłam się.
-Zayn? wyszeptałam do słuchawki.
-[T.I], to ty? - zapytał niepewnie.
-Czekałeś. - uśmiechnęłam się lekko.
-Przecież obiecałem.Wiesz, że nadal cię kocham? Tęsknię. - mówił spokojnie. - to tak nie było. Oni mi kazali, a potem specjalnie przyszli wtedy kiedy ty miałaś wracać z pracy. Tak bardzo cie przepraszam..
-Zayn.. ja.. masz córkę. - wydusiłam z siebie nagle.
-Jestem ojcem?! - krzyknął zadowolony na co ja zaśmiałam się cicho.
-Zayn, przyjedź do mnie. - poprosiłam. - potrzebuję cię.
-Nie wiem gd..
-W Irlandii. Bądź szybko.
-Już lecę. - zaśmiał się i pociągnął nosem. - będę za cztery godziny.
-
Czekałam z córeczką przed dużym budynkiem. To już za chwilę zobaczę mojego ukochanego.
Jest!
Mulat wyszedł z rozsuwanych drzwi. Od razu rzucili się na niego reporterzy i fotografy. On jednak kazał im odsunąć się. Rozejrzał się i dostrzegł mnie. Jego czekoladowe oczy zaświeciły mocno, a usta wygięły się w uśmiechu. Podbiegł do mnie i wziął w ramiona. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały. Oparł czoło o moje nie odrywając wzroku. Złączył nasze usta w gorącym, ale delikatnym pocałunku.
-Tak bardzo tęskniłem. - z jego oczy popłynęły łzy.
Spojrzałam na małą dziewczynkę zawiniętą w kocyk.
-Julio, poznaj tatusia. - szepnęłam uśmiechając się do niej. Mulat podał jej jeden palec który uścisnęła lekko. Po chwili zachichotała cichutko. - tatusiu, poznaj Julię.
-Jest tak piękna jak ty. - szepnął mi do ucha.
-Ma oczka po tobie. - powiedziałam patrząc na niego. On chwycił mój podbródek i ponownie pocałował.
-Już cię nigdy nie zostawię, obiecuje.
-Kocham cię. - szepnęłam mu do ust.
-A ja was. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno, jakby już nigdy nie chciał nas wypuścić.
-
hahha lols
miłego czytania ;]
-
Jego czekoladowe oczy które widuje każdego dnia. Jego ciemne jak smoła włosy ułożone na żelu których dotykam każdego dnia. Jego tatuaże które podziwiam codziennie. Ten Zayn Malik który nawet nie wie jak bardzo go kocham. Chociaż już tysiąc razy mówiliśmy to sobie.
Weszłam do naszego domu. Usłyszałam kłótnię Zayna z jakimiś obcymi głosami i czwórką pozostałych z 1D. Schowałam się za ścianą.
-Zayn musisz z nią skończyć - zaczął starszy mężczyzna - musi się coś dziać w waszym związku.
-Nie zrobię tego, kocham ją.
-Podpisałeś umowę! Nie możesz się sprzeciwić. Będziesz się z nią spotykał tak długo jak ci będziemy kazać! A teraz karzemy ci z nią zerwać! - krzyknął głośno.
-Chłopaki pomóżcie mi.. - poprosił.
-Przykro mi stary.. - Liam wstał i zmierzył ku mnie. Ja płakałam, jak mógł mnie oszukać?!
Szatyn natknął się na mnie. Gdy zobaczył w jakim jestem w stanie złapał się za głowę.
-Czyli byłam ustawką? - zapytałam cicho łkając. On przytulił mnie mocno i pocałował w czoło. - dlaczego mnie oszukiwał?
-On cię kocha.. - szepnął po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Westchnęłam cicho i otarłam łzy. Stanęłam w futrynie drzwi patrząc na stojącego tyłem do mnie Zayna.
-Ty zakłamany, cholerny, egoistyczny dupku! - krzyknęłam na cały głos. Od razu spojrzał na mnie zaskoczony. - byłam tylko po to żeby coś się działo w twojej karierze?! Ja cię na prawdę pokochałam..
-[T.I]..ja cię kocham! To nie tak! - podszedł do mnie i złapał za ramiona.
-Nie dotykaj mnie! Jeszcze zniszczę ci reputację. - wyrwałam się z jego objęć i popędziłam na górę. Zatrzasnęłam drzwi za sobą przy okazji przekręciłam klucz. Wzięłam walizkę i spakowałam do niej moje rzeczy. Wywaliłam ją przez balkon, po czym otwarłam drzwi i popędziłam na dół do salonu.
-Proszę! Już mnie więcej nie zobaczycie. - powiedziałam przez łzy i wybiegłam z domu. Za mną wybiegł Mulat krzycząc coś.
-Muszę się stąd wynosić. - westchnęłam łapiąc za rączkę walizki. Zatrzymałam taksówkę i pośpiesznie wsiadłam do niej. Wyrzuciłam z torebki swój telefon który wibrował od dziesięciu minut. On roztrzaskał się na kawałki. Zamknęłam drzwi i poprosiłam kierowcę by ruszył w stronę lotniska.
Stanęłam przy budce telefonicznej. Przez chwilę wahałam się czy zadzwonić. Jednak po chwili wrzuciłam monetę do dziurki i wybrałam numer do Zayn'a. Minęły trzy sygnały aż w końcu usłyszałam jego zapłakany głos. Pociągnął nosem.
-Słucham? - odezwał się.
-Zayn..
-Kochanie. - mówił płacząc. - ja cię kocham.
-Ja ciebie też. - w moich oczach pojawiły się łzy - wyjeżdżam na jakiś czas. Obiecuję że zadzwonię.
-Nie rób tego. - poprosił - nie zostawiaj mnie.
-Cześć, Zayn. - odłożyłam słuchawkę i podeszłam do lady gdzie można było kupić bilety. - jeden do Irlandii.
Zapłaciłam za bilet i popędziłam w stronę odprawy.
Minął tydzień.
Dwa
Osiem
Rok.
On nadal czekał. Dzwonił, pisał, chociaż nowy numer podawałam tylko mojej przyjaciółce. Powoli nie wytrzymywałam. Ciągle myśli wplątywały się w Zayna.
Odważyłam się.
-Zayn? wyszeptałam do słuchawki.
-[T.I], to ty? - zapytał niepewnie.
-Czekałeś. - uśmiechnęłam się lekko.
-Przecież obiecałem.Wiesz, że nadal cię kocham? Tęsknię. - mówił spokojnie. - to tak nie było. Oni mi kazali, a potem specjalnie przyszli wtedy kiedy ty miałaś wracać z pracy. Tak bardzo cie przepraszam..
-Zayn.. ja.. masz córkę. - wydusiłam z siebie nagle.
-Jestem ojcem?! - krzyknął zadowolony na co ja zaśmiałam się cicho.
-Zayn, przyjedź do mnie. - poprosiłam. - potrzebuję cię.
-Nie wiem gd..
-W Irlandii. Bądź szybko.
-Już lecę. - zaśmiał się i pociągnął nosem. - będę za cztery godziny.
-
Czekałam z córeczką przed dużym budynkiem. To już za chwilę zobaczę mojego ukochanego.
Jest!
Mulat wyszedł z rozsuwanych drzwi. Od razu rzucili się na niego reporterzy i fotografy. On jednak kazał im odsunąć się. Rozejrzał się i dostrzegł mnie. Jego czekoladowe oczy zaświeciły mocno, a usta wygięły się w uśmiechu. Podbiegł do mnie i wziął w ramiona. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały. Oparł czoło o moje nie odrywając wzroku. Złączył nasze usta w gorącym, ale delikatnym pocałunku.
-Tak bardzo tęskniłem. - z jego oczy popłynęły łzy.
Spojrzałam na małą dziewczynkę zawiniętą w kocyk.
-Julio, poznaj tatusia. - szepnęłam uśmiechając się do niej. Mulat podał jej jeden palec który uścisnęła lekko. Po chwili zachichotała cichutko. - tatusiu, poznaj Julię.
-Jest tak piękna jak ty. - szepnął mi do ucha.
-Ma oczka po tobie. - powiedziałam patrząc na niego. On chwycił mój podbródek i ponownie pocałował.
-Już cię nigdy nie zostawię, obiecuje.
-Kocham cię. - szepnęłam mu do ust.
-A ja was. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno, jakby już nigdy nie chciał nas wypuścić.
-
hahha lols
piątek, 28 czerwca 2013
Niall.
-Niall? - weszłam do naszej sypialni. Serce podskoczyło mi do gardła, a nogi ugięły się. Blondyn od razu wstał chowając za plecami przeźroczystą torebeczkę z białym proszkiem. Starł z nosa pozostałości po kokainie, myśląc że tego nie widziałam. - co..
-[T.I].. to.. to nie tak.. - próbował się tłumaczyć.
-A jak? - milczał - obiecałeś przestać!
-Nie umiem.. - wyszeptał, a na jego policzkach pojawiły się łzy - tak jak z oddychaniem! Nie umiem przestać! - krzyczał płacząc.
-Cztery lata poszły na marne?! A może po prostu nie chodziłeś na tą terapię?! - wykrzyczałam mu prostu w twarz.
Milczał. Było tylko słychać jego ciche łkanie w ręce.
Poprawiłam ramiączko od torebki i pokręciłam głową nie dowierzając. Schowałam twarz w dłonie i przetarłam oczy.
-Tak chcesz to skończyć? Obiecałeś mi rodzinę, dom, miłość.. zaręczyliśmy się. Chcesz się zaćpać lub umrzeć?! - krzyknęłam - Niall, zaufałam ci, a ty to wykorzystałeś.
-Kochanie.. - zaczął. - próbowałem, chodziłem na tą terapię. Ale nic nie pomagało, zupełnie nic. Tak bardzo mi przykro.. - wstał i popatrzył mi w oczy.
-Przyznaj się. Po kryjomu brałeś. Powiedz to! - nadal krzyczałam.
Znów zamilkł.
Ściągnęłam pierścionek z mojego palca i kilka razy obróciłam go w dłoniach. Chwyciłam prawą rękę blondyna i otworzyłam ją, po czym położyłam na palcach i przymknęłam jego dłoń, zaciskając w pięść.
-Gdy będziesz gotowy by zostać mężem .. i ojcem przyjdź. Przepraszam.. - mówiłam cicho a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ojcem? - wymamrotał - czy..
-Żegnaj. - przerwałam mu i pewnym krokiem wyszłam z naszego domu cicho łkając.
-
Patrząc w okno głaskałam się po moim lekko zaokrąglonym brzuszku. Niall nie dawał znaków od zaledwie dwóch tygodni, a czułam się jakby to był rok. O niczym innym nie myślę. W głowie mam tylko jego i owoc naszej miłości.
Łzy od paru dni zaczynają ustawać, ale minimalnie. Nie mogę sobie poradzić z utratą mojego ukochanego.
Może to dobrze, że go zostawiłam? Może zrozumie, że nie warto było brać, tylko się leczyć?
To boli.
-Kochanie.. - usłyszałam jego melodyjny głos. Odskoczyłam od okna o mało nie spadając z parapetu. - tak bardzo cie przepraszam.
Spojrzałam w jego błękitne oczy. Łzy ciekły mu po czerwonych jak maki policzkach. Chwyciłam jego ręce i położyłam na swoim brzuchu.
-Co z tobą? - zapytałam.
-Byłem głupi. - szepnął mi do ucha po czym mocno przytulił. - wybacz mi.
-Obiecaj, że się wyleczysz. Zostawisz to i zaczniemy od nowa. Razem. - mówiłam przez łzy.
Chłopak uklęknął i ze swojej jeansowej kurtki wyciągnął małe pudełeczko.
-Zacznijmy od nowa. - powiedział patrząc mi w oczy - wyjdziesz za mnie?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową. Ten uśmiechnął się i włożyłam pierścionek na mój serdeczny palec.
-Razem. - szepnął i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
-
Znów krótki.. nie mam weny..
ZAWIESZAM BLOG NA CAŁE WAKACJE! DODAWANE BĘDĄ IMAGINY CZASEM GDY BĘDĘ W DOMU XD
-[T.I].. to.. to nie tak.. - próbował się tłumaczyć.
-A jak? - milczał - obiecałeś przestać!
-Nie umiem.. - wyszeptał, a na jego policzkach pojawiły się łzy - tak jak z oddychaniem! Nie umiem przestać! - krzyczał płacząc.
-Cztery lata poszły na marne?! A może po prostu nie chodziłeś na tą terapię?! - wykrzyczałam mu prostu w twarz.
Milczał. Było tylko słychać jego ciche łkanie w ręce.
Poprawiłam ramiączko od torebki i pokręciłam głową nie dowierzając. Schowałam twarz w dłonie i przetarłam oczy.
-Tak chcesz to skończyć? Obiecałeś mi rodzinę, dom, miłość.. zaręczyliśmy się. Chcesz się zaćpać lub umrzeć?! - krzyknęłam - Niall, zaufałam ci, a ty to wykorzystałeś.
-Kochanie.. - zaczął. - próbowałem, chodziłem na tą terapię. Ale nic nie pomagało, zupełnie nic. Tak bardzo mi przykro.. - wstał i popatrzył mi w oczy.
-Przyznaj się. Po kryjomu brałeś. Powiedz to! - nadal krzyczałam.
Znów zamilkł.
Ściągnęłam pierścionek z mojego palca i kilka razy obróciłam go w dłoniach. Chwyciłam prawą rękę blondyna i otworzyłam ją, po czym położyłam na palcach i przymknęłam jego dłoń, zaciskając w pięść.
-Gdy będziesz gotowy by zostać mężem .. i ojcem przyjdź. Przepraszam.. - mówiłam cicho a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ojcem? - wymamrotał - czy..
-Żegnaj. - przerwałam mu i pewnym krokiem wyszłam z naszego domu cicho łkając.
-
Patrząc w okno głaskałam się po moim lekko zaokrąglonym brzuszku. Niall nie dawał znaków od zaledwie dwóch tygodni, a czułam się jakby to był rok. O niczym innym nie myślę. W głowie mam tylko jego i owoc naszej miłości.
Łzy od paru dni zaczynają ustawać, ale minimalnie. Nie mogę sobie poradzić z utratą mojego ukochanego.
Może to dobrze, że go zostawiłam? Może zrozumie, że nie warto było brać, tylko się leczyć?
To boli.
-Kochanie.. - usłyszałam jego melodyjny głos. Odskoczyłam od okna o mało nie spadając z parapetu. - tak bardzo cie przepraszam.
Spojrzałam w jego błękitne oczy. Łzy ciekły mu po czerwonych jak maki policzkach. Chwyciłam jego ręce i położyłam na swoim brzuchu.
-Co z tobą? - zapytałam.
-Byłem głupi. - szepnął mi do ucha po czym mocno przytulił. - wybacz mi.
-Obiecaj, że się wyleczysz. Zostawisz to i zaczniemy od nowa. Razem. - mówiłam przez łzy.
Chłopak uklęknął i ze swojej jeansowej kurtki wyciągnął małe pudełeczko.
-Zacznijmy od nowa. - powiedział patrząc mi w oczy - wyjdziesz za mnie?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową. Ten uśmiechnął się i włożyłam pierścionek na mój serdeczny palec.
-Razem. - szepnął i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
-
Znów krótki.. nie mam weny..
ZAWIESZAM BLOG NA CAŁE WAKACJE! DODAWANE BĘDĄ IMAGINY CZASEM GDY BĘDĘ W DOMU XD
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Zayn
Pozbawiona jakiejkolwiek czynności do zajęcia czasu usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać pierwsze lepsze strony internetowe. Niestety nic ciekawego znalazłam i zaczęłam się powoli nudzić. Odłożyłam laptopa i wzięłam komórkę. Wybrałam numer do mojego chłopaka.
-Cześć kochanie. - jego głos zabrzmiał w słuchawce.
-Cześć Zayn. - mówiłam cicho.
-Coś się stało? - zapytał.
-Tęsknie za tobą. - szepnęłam zatrzymując łzy - to dopiero pół roku.. jeszcze kolejne pół. Nie wiem czy wytrzymam.. wytrzymamy.
-My? - zrozumiał że coś jest nie tak. - jak to?
-Zayn potrzebuje cię. - łzy wylały mi się z oczu.
-Przyjadę. - rozłączył się a ja odłożyłam komórkę i utonęłam twarzą w poduszkach cicho łkając.
-
Po niecałych sześciu godzinach Mulat zjawił się w drzwiach. A ja nadal płakałam. Podszedł do mnie i złapał za ręce. Odwróciłam wzrok na niego. Nawet nie wiedziałam czy to on, bo przed oczami miałam zamazana sylwetkę mężczyzny. Poczułam ciepłe palce na swoim policzku a po chwili usta na swoich ustach. Zapach papierosów i męskiej wody toaletowej - to Zayn.
-Tak bardzo cię przepraszam. - wyszeptał przerywając pocałunek. - powinienem być z tobą.
-To twoja praca. - mówiłam cicho nawet nie zerkając na niego.
-Ale praca jest najmniej ważna. Najważniejsza tu to jesteś ty, [T.I]..- znów mnie pocałował.
-Mam wrażenie, że przeszkadzam ci w koncertowaniu, wywiadach i całej karierze..- na chwilę zamilkłam - nie mam wrażenia, ja to wiem.
-Jesteś w błędzie. To koncertowanie przeszkadza mi w byciu z tobą. Wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie. Nic się nie liczy oprócz ciebie..
-Zayn..
-Dlatego chcę abyś ze mną jechała w trasę. - uśmiechnął się lekko - dali mi zgodę.
-Kłamiesz - zachichotałam nie wierząc.
-Nigdy bym cię nie okłamał, kochanie - wpił się w moje usta, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-
Taki krótki, ale nie mam weny..
-Tak bardzo cię przepraszam. - wyszeptał przerywając pocałunek. - powinienem być z tobą.
-To twoja praca. - mówiłam cicho nawet nie zerkając na niego.
-Ale praca jest najmniej ważna. Najważniejsza tu to jesteś ty, [T.I]..- znów mnie pocałował.
-Mam wrażenie, że przeszkadzam ci w koncertowaniu, wywiadach i całej karierze..- na chwilę zamilkłam - nie mam wrażenia, ja to wiem.
-Jesteś w błędzie. To koncertowanie przeszkadza mi w byciu z tobą. Wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie. Nic się nie liczy oprócz ciebie..
-Zayn..
-Dlatego chcę abyś ze mną jechała w trasę. - uśmiechnął się lekko - dali mi zgodę.
-Kłamiesz - zachichotałam nie wierząc.
-Nigdy bym cię nie okłamał, kochanie - wpił się w moje usta, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-
Taki krótki, ale nie mam weny..
czwartek, 20 czerwca 2013
Liam
Ściągnęłam rękawiczki i rzuciłam je na stół. Wilgotną szmatką przetarłam moje czoło i ręce brudne ze smaru.
-Liam pomożesz mi? - krzyknęłam z garażu, ale nikt się nie odezwał.
Wstałam głośno wzdychając i popędziłam do salonu. Liam leżał na kanapie z butelką coli w ręku.
-Liam! - podniosłam głos, ale jego bardziej interesował mecz.
Podeszłam do telewizora i włączyłam go. Szatyn od razu podniósł się i spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem.
-[T.I] ! - przewrócił oczami.
-Pomożesz mi czy nie?! - teraz to ja krzyczałam.
-Później. - mówił spokojnie.
-Później to sama to zrobię! - rzuciłam w niego brudną ścierką - wypchaj się.
-[T.I].. - poszedł za mną.
-Nie możesz mi pomóc zrobić łatwej rzeczy, a na mecz to musisz patrzeć bo to jest przecież najważniejsze! Przecież znasz się na rowerach! - odepchnęłam go.
Zatrzasnęłam drzwi od garażu i westchnęłam kładąc sobie dłonie na biodrach. Spojrzałam na rower po czym starłam kropelki potu z mojego czoła. Przeczesałam włosy i znów wzięłam się do roboty.
-
-Mmm.. jeszcze trochę! - mówiłam do siebie. - wchodź tam cholerny łańcuchu!
Gdy łańcuszek wchodził do odpowiedniego miejsca nagle wyślizgnął mi się z rąk i spadł na ziemię.
-Cholera! - krzyknęłam i kopnęłam rower. Westchnęłam i opadłam na ziemię zdenerwowana.
Otwarłam drzwi i pobiegłam na górę by się umyć. Wzięłam ciepły prysznic, uczesałam włosy i ubrałam ciemne rurki oraz czarny T-shirt. Na stopy założyłam czerwone trampki i zbiegłam na dół. Niestety musiałam przejść przez salon by dostać się na zewnątrz. Chwyciłam bluzę i weszłam do salonu przy okazji łapiąc telefon.
-Gdzie wychodzisz? - zapytał śledząc mój każdy ruch.
-Przejść się. - odpowiedziałam cicho nie patrząc na niego.
-Mogę z tobą? - zapytał.
-Mecz leci, popatrz sobie. - powiedziałam z uśmiechem, ale i z ironią.
-Przestań. - szepnął.
-Ale o co ci chodzi? - udawałam głupią - leci Grecja - Irlandia z tego co wiem. Popatrz sobie, wrócę wieczorem. - mówiłam wiążąc sznurowadło.
-Mogę iść z tobą? - ponownie zapytał ignorując moje poprzednie zdanie.
-Idę do rodziców. - skłamałam.
-Kłamiesz. - wyczuł mnie - usiądź koło mnie.
-Wchodzę! - krzyknęłam.
-[T.I]! - krzyknął głośno i chłodno a ja automatycznie odwróciłam się. Jeszcze nigdy tak głośno nie podniósł na mnie głosu. - stój.
-Hm?
-Mam ci naprawić ten rower? - zapytał.
-Nie musisz mi robić łaski, kochanie. - poklepałam go po policzku - sama to zrobię jutro.
-To jest irytujące. - mówił przez zaciśnięte zęby.
-Pech. - odwróciłam się, ale on złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Bez słowa wpił się w moje usta i nie pozwolił nawet się ruszyć. Przycisnął mnie do ściany nadal całując. Złapał mnie w talii i chociaż próbowałam się wyrywać, i tak mi nic to nie dało.
-Ej, no.. - jęknął. - nie gniewaj się.
-Już mi robić rower! - zachichotałam i pokazałam drzwi. Ten zasalutował, ostatni raz złożył na moich ustach pocałunek i szybkim krokiem zmierzył ku miejscu. Ja uśmiechnięta opadłam na kanapę i włączyłam telewizor.
-
Heheh
Subskrybuj:
Posty (Atom)