-To jest Eleanor. - te trzy słowa zdołały zawalić mój cały świat.
Przede mną stała wysoka, brunetka o nagannej urodzie. Wachlarz rzęs wesoło poruszało się wraz z mrugnięciem jej oka. Idealnie chude nogi, nie za chude, ani za grube, w legginsach kolorze khaki wydawały się najpiękniejszymi na świecie. Biała, prześwitująca koszula bez rękawów opadała na jej górną część ciała. Rozpuszczone, lokowane włosy rozwiewał lekki wiaterek. A uśmiech.. jej tak okropnie śliczny uśmiech.
-Miło mi cię poznać, [T.I]. - odezwała się podając mi swoją idealną dłoń. Uścisnęłam ją lekko, odwzajemniając lekko uśmiech.
-Mi też. - mruknęłam fałszywie zadowolona. - szczęścia. - powiedziałam do szatyna.
On wiedział. Wiedział, że ja go bezgranicznie kocham. Powiedziałam mu to rok temu, ale chyba zdążył zapomnieć. Nie odwzajemniał tego. Nadal byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi. Lecz moje uczucie nie malało.
A teraz przyprowadza swoją nową dziewczynę do mnie.
W oczach zebrało mi się trochę łez. Odwróciłam wzrok na dół, udając że szukam czegoś w swojej torbie. Gdy ciecz zdążyła wyschnąć znów powróciłam do trzymającej się za ręce pary.
-Muszę iść. - powiedziałam w końcu, ponieważ zbierało mi się na kolejną falę łez.
-Coś się stało? - zapytał z troską, obejmując mnie jednym ramieniem.
-Do zobaczenia. - szepnęłam do niego odchodząc powoli. Nie odpowiedziałam mu, nie umiałam kłamać. A szczególnie Louisa.
Gdy się obejrzałam, dalej stał patrząc na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Były zdziwione i smutne. Eleanor pociągnęła go za rękę, przez co orzeźwiał i uśmiechnął się do niej lekko. Gdy już odchodzili w przeciwną stronę, ponownie się obejrzał, ale już tam mnie nie było.
-
-Cześć, [t.i] - odebrałam połączenie od szatyna.
Westchnęłam.
-Hej, Lou. - mruknęłam ściskając bardziej telefon.
-Miałabyś ochotę wyjść dzisiaj ze mną do klubu? - zapytał, a mnie wpełzł uśmieszek na twarz - i z El?
Automatycznie przygryzłam wargę, by łzy nie popłynęły z moich oczu.
-Nie mogę, Louis. - powiedziałam bez żadnego uczucia. - przepraszam.
Gdy już miałam przerwać połączenie usłyszałam jak coś mówi.
-Co zrobiłem.. ?- najwidoczniej powiedział to do siebie, bo od razu rozłączył się.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i przetarłam skronie palcami. Nie płacz, [t.i].
A potem do wieczora wypłakiwałam się w poduszkę.
A potem dalej go kochałam.
-
Na drugi dzień obudziłam się zakopana w białej pościeli. Gdy się podniosłam, by usiąść zobaczyłam jego. Siedział po turecku na moim łóżku, wpatrując się we mnie. Jego oczy były zmęczone, a uśmiech jakby wyblakł.
Spojrzałam w lustro za nim. Moje czerwone policzki idealnie współgrały z rozmazanym tuszem na nich. Westchnęłam i znów popatrzyłam na szatyna.
-Płakałaś. - stwierdził.
-Co tu robisz? - lekko podenerwowana zapytałam. Spuścił wzrok na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
-Siedzę. Dzwoniłem do ciebie, więc postanowiłem przyjść.
-I wkraść się do mojego mieszkania? - zapytałam ironicznie, na co on jeszcze bardziej posmutniał. - Louis, nie powinieneś tu przychodzić.
-Co zrobiłem? - zapytał po chwili, wpatrując się w moje oczy. - czy zraniłem Cię? Oszukałem? Coś innego?
-Louis, proszę idź stąd. - powiedziałam, by znów nie zobaczył jak płaczę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko. - mówił spokojnie, ale smutno. - wiesz, od pewnego czasu, czuję, że już nie jest jak dawniej. Oddaliliśmy się od siebie, chociaż zapewniałaś mnie że jest w porządku. Ale ja już nie umiem patrzeć na to wszystko. Czuję, że coś się dzieje, a ty mi nie chcesz powiedzieć.
-Lou..
-Jesteś moją przyjaciółką? - przerwał mi, patrząc w moje oczy.
-Zawsze nią będę. - szepnęłam.
-To w takim razie co się dzieje? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam moimi załzawionymi oczami na jego idealną twarz. Zauważył to i zmarszczył brwi, zdenerwowany. Ścisnął mnie jeszcze bardziej i przysunął się bliżej.
-Kocham Cię, Lou. Nie mogę znieść tego, że ona jest z tobą, nie mogę znieść, że chociaż wiedziałeś, że cię kocham to i tak z nią przyszedłeś. Poznałam ją, i nie mogę zaakceptować tego, że ona jest tak idealna i szczęśliwa z tobą. - wygadałam się, po czym gwałtownie zabrałam powietrza. On patrzył na mnie pustym wzrokiem. - cieszysz się, że ci powiedziałam? Przecież przyjaciele sobie wszystko mówią, prawda? - mówiłam lekko uśmiechając się. - Lou, proszę. Idź, bądź szczęśliwy. Eleanor czeka.
-[T.I].. - wymamrotał, ale ja pokazałam gestem ręki by się uciszył.
-Proszę, Louis. Idź. - patrzałam przestrzeń. Czułam jak łzy wypalają dziury w moich oczach.
Pocałował mnie lekko w usta i podniósł się z mojego łóżka.
-Kocham Cię, [t.i]. Uwierz mi, nie wiesz jak bardzo. Nie mogę z tobą być. Nie mogę, bo..
-Jesteś szczęśliwy z El. - dokończyłam za niego. Kątem oka zobaczyłam jak kręci głową.
-Bo oni mi nie pozwalają. - wyszeptał po czym podszedł do drzwi mojego pokoju - żegnaj, [t.i].
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie, prawie płacząc. Wygrzebałam się z pościeli i szybkim krokiem podeszłam do niego.
Wpiłam się w jego różane wargi. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc mnie w talii i przyciskając do ściany.
-Żegnaj, Lou. - szepnęłam, a potem wyszedł. Trzasnął drzwiami.
Wyszedł, a ja wiedziałam, że na zawsze.
Opadłam na ziemię, gorzko płacząc. Nie opanowując krzyków złapałam się za włosy i na kolanach, rzucałam się jak małe dziecko.
*Pięć lat później*
Byłam w moim mieszkaniu, na moim łóżku, w którym dokładnie pięć lat temu, Louis zostawił mnie, zapewniając że mnie kocha.
Przeglądałam album ze starymi zdjęciami, gdy jeszcze zadawałam się z pięknym szatynem.
Mam dwadzieścia trzy lata, jestem samotna, jedynie moje serce jest zajęte przez tego idiotę, który nawet nie zadzwonił. Nie odezwał się.
Tak, ja nadal go kocham.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i spojrzałam na zegarek. Dostawca spóźnił się o minutę, więc mam darmową pizze!
Z lekkim uśmiechem podążyłam do drzwi i szeroko otwarłam je. Nie patrząc kto stoi w drzwiach, wyciągnęłam pieniądze i wystawiłam rękę.
-Niech pan weźmie, jako taki napiwek. - zachichotałam, grzebiąc jeszcze w drugiej kieszeni w poszukiwaniu drobniaków.
-Napiwek? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zachichotał i złapał mnie za dłoń czule. - nie chcę twoich pieniędzy, chcę Ciebie.
Otwarłam oczy zszokowana. Wypuściłam pieniądze z ręki gdy zobaczyłam, że osoba w futrynie drzwi, to nie dostawca.
-Louis? - zapytałam, jakbym nie była pewna. Uśmiechnął się tym wspaniałym uśmiechem i wpadł mi w ramiona.
-Tak bardzo tęskniłem. - wyszeptał, tuląc się do mnie. - przepraszam Cię.
-To ja tęskniłam. - zaciągnęłam się zapachem Louisa. Podniosłam wzrok, a nasze oczy spotkały się. - masz brodę.
-Minęło dużo czasu. W końcu to już dwadzieścia sześć lat. - uśmiechnął się.
-Zmieniłeś się. - szepnęłam. Pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Jedno się nie zmieniło. - odsunął się kilka centymetrów ode mnie. - nadal cię kocham.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam w usta namiętnie. Oplótł moje biodra, swoimi dłoniami i uśmiechnął się przez pocałunek.
To jest chyba sen.
Niemożliwe?
A jednak.
-
Jak mam doła to mi lepiej wychodzą imaginy.......nie nic.
Jakiego doła? Co się stało??
OdpowiedzUsuńPs imagin S U P E R ;)
Bomba! Czyli mam rozumieć , że Lou i El to ustswka w tym imaginie? Chyba na to wynika xx
OdpowiedzUsuńSpotkania po latach :) Coś w tym jest ;)
Weny :*
Zapraszam do sb
najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com
Super <33333
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana do The Versatile Blogger Award 1,2 więcej na http://love-is-an-illusion-12.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetna jesteś <3
OdpowiedzUsuń