sobota, 31 sierpnia 2013

Harry

Czas : Nie ma One Direction.

-

-Kochanie? - Harry wszedł do kuchni. Wytarłam ręce w szmatkę i odwróciłam się do chłopaka. Patrzył na mnie ze smutkiem. 
-Coś się stało? - zapytałam marszcząc brwi. 
-Czy.. czy ty mnie kochasz? - zapytał. 
-Oczywiście że tak, dlaczego pytasz? - zdziwiłam się. 
-Ja ciebie też, skarbie. - szepnął. - ale muzę ci coś wyznać. 
Bicie mojego serca przyśpieszyło o trzy razy szybciej. 
-Hm? - spojrzałam w jego oczy, które tym razem łzawiły. - czemu płaczesz?
-Zdradziłem cię. 
To był cios prosto w serce, z dodatkiem uderzenia w twarz. Nie, to nie może być prawda.
-To jeden z tych żartów? - zapytałam próbując się uśmiechnąć. - to było kiepskie. 
Pokręcił głową przecząco. Jego twarz zbledła, a oczy podpuchły od łez. Pokręciłam głową, nie dowierzając. Moje oczy powędrowały na dłonie którymi ściskałam koszulkę chłopaka. 
Nie, nie mogę się rozpłakać. 
A jednak. Kilka łez popłynęło po moich policzkach jak małe strumyki. 
-Zrozumiem jeśli odejdziesz. - szepnął - jestem świnią. Nie będę Cię zatrzymywać. 
-Owszem, jesteś świnią. I owszem, będziesz mnie zatrzymywać, bo prawdziwy facet, który kocha, musi walczyć o ukochaną osobę. Chyba, że już mnie nie kochasz? - mówiłam spokojnie, łkając co chwilę. 
-Kocham Cię ponad życie, [t.i]. - powiedział cicho, swoim ochrypłym głosem. 
Dostał w twarz z całej siły. W te uderzenie wdałam swoją całą siłę, wściekłość i ból, jaką czułam. 
Brunet odsunął się kilka kroków w tył i złapał za obolałe miejsce. W tym czasie ominęłam go i pobiegłam na górę. Niestety dogonił mnie i złapał za biodra, tak że wpadłam w jego silne ramiona. 
-Czyli będę walczył. - mruknął mi do ucha gdy wyrywałam się by pobiec do naszej sypialni.
-Nienawidzę Cię! - krzyknęłam biegnąc jak najszybciej. 
Wpadłam do pokoju od razu zrzucając z szafy wielką walizkę. Otwarłam szafę by wyciągnąć z niej ubrania.

A potem wyniosłam się, może i na zawsze?

-

Zapukałam do potężnych, dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi. Poczułam jak w moim żołądku wiruje. Może się wycofać? Jest jeszcze szansa!
W tym samym momencie gdy chciałam już odejść, drzwi otwarły się. Styles, we własnej osobie stał i wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Był wychudzony, miał wory pod oczami, a włosy były rozczochrane. Jego dresowe spodnie, spadły by mu gdyby nie ciasno zawiązany sznureczek. Koszulka, była zbyt duża, żeby była jego. A może rzeczywiście, aż tak schudł?
-W czymś mogę pomóc? - odezwał się ochryple, jak kiedyś, tak, że w moich oczach pojawiły się łzy. - moich rodziców nie ma.
Nie zauważył mnie?
-Ja.. - po tym słowie podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Wymalowane zaskoczenie na jego twarzy można było rozpoznać z daleka. - ja do Ciebie..
-[T.I].. - szepnął, a jego telefon upadł na marmurową posadzkę roztrzaskując się na kawałki. - ja.. co ty... jak to..?
-Wiesz, jeśli nie chcesz, żebym tu była mogę sobie iść.. - pokazałam kciukiem moje auto.
-W-wejdź. - nadal wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył największy skarb, istniejący na świecie. Otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. W holu pokazał gestem abym weszła do salonu. Szedł od razu za mną, i czułam jak ilustruje mnie wzrokiem.
Przystanęłam przy fotelu. Powoli zbliżył się do mnie. Nawet jeśli dużo schudł, to i tak był nadal wyższy o mnie o głowę. Popatrzył mi w oczy i dotknął mojego policzka. Przymknęłam oczy, ale zaraz potem opanował się i osunął o kilka kroków.
-Ja.. ja przepraszam. - wymamrotał pod nosem nie patrząc na mnie. - tak bardzo przepraszam. - przeczesał palcami zwoje włosy.
-Ej, Harry. - powiedziałam zbliżając się do loczkowatego. - spokojnie.
-Po prostu bardzo tęskniłem. Tak bardzo. - przytulił się do mnie mocno. - przez te dwa lata myślałem tylko o tobie. Nie mogłem przestać się obwiniać o to co zrobiłem, chciałem po prostu umrzeć.
-Hazz.. - szepnęłam. - jestem tu i cię kocham, jasne?
Pocałował mnie. Jego spierzchnięte i zimne usta przycisnęły się do moich warg. Poczułam zniecierpliwienie, namiętność i smutek. Odwzajemniłam pieszczotę, wplątując palce w jego włosy.
Dwudziestolatek objął mnie swoimi ramionami i ponownie przytulił. Tym razem mocniej.
-Poczekaj chwilę, dobrze? - zapytał.
-Pewnie. - uśmiechnęłam się lekko.
Brunet pobiegł na górę zwinnym krokiem. Nie czekałam długo, bo zszedł szybko i wrócił do salonu.
Uklęknął przede mną na dwóch kolanach i wyciągnął z dresów małe pudełeczko.
-Czekałem całe dwa lata. Dwa lata, by cię tylko zapytać o jedna rzecz. - zaczął. - wiem, że to nie jest romantyczne miejsce, ani ja nie jestem odpowiednio ubrany, ale muszę to zrobić. [T.I], byliśmy razem trzy lata, a potem ja zrobiłem, coś czego nie powinienem. Bardzo, ale to bardzo tego żałuję. Myślałem o tym bardzo dużo podczas, tej "przerwy". Ale chcę żebyś wiedziała, że cię kocham i zamierzam walczyć o ciebie. Nawet jeśli nie będę musiał. - zachichotałam cicho, a on się uśmiechnął pokazując dołeczki - no więc zadam ci to jedno pytanie, a ty masz na nie odpowiedzieć "tak", bo inaczej pójdę się zabić,pociąć, skoczyć z mostu lub utopić, czy Bóg wie co. A więc.. [T.I], wyjdziesz za mnie?
Przetarłam oczy, ponieważ obraz klęczącego Harry'ego zasłaniały mi łzy. Uśmiechnęłam się do niego i złapałam za obie dłonie.
-Tak, Harry. - szepnęłam a on uśmiechnął się jeszcze szerzej i wstał. Na palec nałożył mi pierścionek po czym bardzo mocno pocałował.
-Teraz mogę umrzeć. - spojrzał w górę rozkładając ręce szeroko - dzięki ci Boże!
-Harry uspokój się! - krzyknęłam chichocząc.
-Nigdy. - szepnął po czym ponownie zatopił się w moich ustach.

-

HAHAHHAAHHAHAAHAHH XDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Nie no beka

sobota, 24 sierpnia 2013

Zerrie&[T.I]

Leżałam na kanapie wpatrując się w wieczorne wydanie wiadomości. Młody mężczyzna koło 25 lat mówił z entuzjazmem o najnowszych plotkach i skandalach. Między innymi że Demi Lovato wydała nową płytę, lub Taylor Swift ma nowego chłopaka. Prychnęłam gdy na ekranie wyświetliło się zdjęcie pary trzymającej się za ręce i uśmiechającej wesoło. Chwyciłam pilot i podgłośniłam dźwięk.
-"Zayn Malik oraz Perrie Edwards zaręczyli się! 18 sierpnia, członek słynnego boysbandu oświadczył się jednej z wokalistek Little Mix, mianowicie Perrie...! " - zaledwie dwa zdania doprowadziły mnie do szału. Rzuciłam pilotem wprost w środek ekranu, przez co telewizor odchylił się do tyłu i uderzył o ścianę. Wstałam gwałtownie na nogi i chwyciłam moją skórzaną kurtkę, by po chwili móc wyjść i trzasnąć drzwiami tak głośno, że cała ulica zdołałaby to usłyszeć.
Nałożyłam skórzany materiał na ramiona i ruszyłam głośno szlochając do parku.
-"Przecież ja Cię kocham. Obiecuję że będziemy razem na zawsze. Kocham cię, skarbie, już niedługo.." - przedrzeźniałam Zayn'a głośno. Staruszek koło którego przechodziłam spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja to po prostu zignorowałam. Przeszłam dalej, spoglądając na swoje buty. Nie zważając na to czy ktoś się na mnie gapi czy nie, wybuchłam głośniejszym płaczem i usiadłam na pobliskiej ławce.
Mój telefon zadzwonił. Mając nadzieję, że to jednak nie chłopak, odebrałam.
-Słucham? - otarłam rękawem oczy odzywając się.
-Kochanie? Gdzie jesteś? - mówił zmartwiony na co ja prychnęłam głośno. Zaśmiałam się gorzko, a dopiero po minucie odważyłam się coś powiedzieć.
-Jak najdalej od ciebie, i niech tak pozostanie. - szepnęłam, by nie zdradzić, że płacze.
-Co się stało? - poczułam jak przechodzi mnie fala złości.
-Gratuluję nowej Narzeczonej. - wysyczałam dławiąc się łzami.
-Daj mi wytłumaczyć.. - mówił niewyraźnie, na co ja rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do fontanny.

"Nie, wrócę tam, i się pogodzimy, prawda?" - mówiłam do siebie w myślach.Co ja wygaduje? Wysiliłam się na gorzki uśmiech. Prychnęłam i spacerkiem wróciłam do domu. Jestem silna. 

Wbiegłam po marmurowych schodkach i pchnęłam klamkę drzwi. Były otwarte, jak zawsze. Lekko uśmiechając się trzasnęłam głośno drzwiami, a kurtkę rzuciłam na małą szafeczkę.
Podniosłam głowę i ujrzałam Mulata. Patrzył na mnie tymi czekoladowymi tęczówkami, wyrażały ból i zdziwienie. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, a w nim poczułam jego. Zayna Malika, który pachniał jak wanilia z dodatkiem czekolady.
Zamachnęłam się prawą dłonią i uderzyłam z całej siły w jego policzek. Złapał się za obolałe miejsce, odskakując do tyłu.
-No to kiedy ślub? - mówiłam nisko i zdecydowanie, co do mnie nie pasowało. Malik spojrzał na mnie i chciał dotknąć mojej dłoni, ale gdy zmroziłam go wzrokiem od razu się wycofał. Zaśmiałam się głośno, z nutką bólu. - a ja cię tak kochałam... - szepnęłam gdy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-To nie moja wina że mam takich menagerów! - krzyknął na co przeszedł mnie dreszcz. - jesteś dla mnie najważniejsza, zrozum że muszę z nią być! Muszę to robić, ale za rok będzie inaczej! Przyrzekam Ci. - ostatnie twa słowa wyszeptał prawie bezgłośnie. - pamiętasz gdy zabrałem Cię nad te małe jeziorko, przy skałach? Tylko ty i ja o nim wiemy. Pamiętasz jak mówiłem Ci, że cię kocham? To były najszczersze dwa słowa jakie wypowiedziałem w życiu. - chwycił moje dłonie i pocałował czule w palce.
-Ja.. - nie wiedziałam co powiedzieć, po prostu westchnęłam i wtuliłam się w Mulata. Głośno zapłakałam w jego koszulkę. - nie chcę cię z nią widzieć. Nie znoszę tego widoku, nie znoszę jak na nią patrzysz. To mnie boli, Zayn. - mówiłam cicho. Pogłaskał mnie po włosach i ucałował w czoło.
-Cii... będziemy szczęśliwi, nie wezmę z nią ślubu. Obiecuję Ci, że uciekniemy, daleko. Bardzo daleko. - uspakajał mnie. A ja mu uwierzyłam, ponownie.

--

-...haha, pamiętasz jak Perrie przyszła do nas i wykrzyczała że mnie zniszczy? A jaka była czerwona - wspominał Zayn . Śmiałam się w niebo głosy. - tak bardzo się cieszę że jesteśmy razem.
-Ja też się cieszę. - mruknęłam całując jego polik. Poprawiłam moją białą suknię i uśmiechnęłam się szeroko. - Albo jak Liam rzucił w ciebie ciastem. - prychnęłam zabawnie i roześmiałam się, a Mulat z udawaną złością odwrócił się w stronę okna karetki pogotowia. Zachichotałam i ścisnęłam jego rękę.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam patrząc na jego obandażowaną nogę.
-Nie ma to jak złamać nogę w dzień ślubu, trzeba mieć szczęście. - prychnął, na co wybuchnęłam śmiechem.
-Możemy to powtórzyć. - zaproponowałam. On spiorunował mnie wzrokiem. - Znaczy ślub! -zachichotałam, a ten uśmiechnął się krzywo i syknął.
-Bardzo źle wygląda? - zapytał. Automatycznie zerknęłam na złamanie. Skrzywiłam się i uśmiechnęłam pocieszająco, co nie było przekonujące.
-Nie martw się. - ścisnęłam bardziej jego dłoń.
-Jesteś przy mnie, o nic nie muszę się martwić. - czule pogłaskał moje kłykcie - no chyba że całym pokojem wypełnionym gośćmi którzy czekają aż zacznie się ślub. Ale to tak mniej. - pokazał drugą ręką odległość dwóch centymetrów między kciukiem i palcem wskazującym.
Zachichotałam i pocałowałam go czule. Jak najczulej.

-

KOCHAM ZERRIE I NIE MIAŁAM ZAMARU TU OBRAŻAĆ TEJ PARY, ALE PRZYSZEDŁ MI POMYSŁ.
KOCHAM ZERRIE.
PS, KOCHAM ZERRIE C:

Marcel cz.2

-Może to chodzi o mój wygląd? Chciałaś znów zmieszać mnie z błotem, a jak zauważyłaś mnie "innego" to postanowiłaś się pobawić? - zapytałem nie patrząc na nią.
-Nie mów tak. Zakochałam się w twoim charakterze, w twoim uśmiechu i oczach. Byłeś miły i zawsze mogłam na ciebie liczyć.. 
-A ja zakochałem się w tobie za to że byłaś zawsze, za twoje oczy i słodki uśmiech. Mogłaś mnie rozbawiać zwykłym słowem, a potem tak nagle zmieniłaś się. I odeszłaś. - podniosłem się z fotela - czas na ciebie, poza tym powinnaś być w szkole. 
-Marcel.. proszę wybacz mi. - wymamrotała podchodząc do mnie niebezpiecznie blisko - tak się za tobą stęskniłam. Proszę, potrzebuję cię.
-Nawet nie wiesz jak ja bardzo, ciebie. - wyszeptałem jej do ucha, a ona niepewnie wtuliła się w mój tors. Czułem jak łzy [T.I] spływają z mojego brzucha. Tak mi jej brakowało. 
-Nadal tak samo pachniesz. Pachniesz Marcelem. - uśmiechnęła się i ponownie przytuliła. 
-Ty nadal jesteś tak samo piękna. - pocałowałem ją w czoło przymykając oczy. - idź do szkoły, jutro będę.
-Na pewno? - zapytała. 
-Na pewno. - potwierdziłem z niewidocznym uśmiechem. - ale przyjdę jako Marcel kujon. 
-Kocham obydwojgu. - na jej policzkach zawitały wesołe dołeczki. 
-Nie mów NIKOMU o Marcelu w tatuażach. Proszę. - poprosiłem cicho dając nacisk na słowo "nikomu" a on pokiwała głową twierdząco - idź już. 
Puściłem ją, a ona mnie. Przez chwilę patrzeliśmy w swoje oczy. Wiedziałem czego chce. Nachyliłem się lekko i musnąłem jej usta. Ona przycisnęła mnie do siebie pogłębiając przy tym pocałunek. Rozszerzyła wargi, a mój język wślizgnął się do jej ust. Czule muskaliśmy swoje wargi. Skończyliśmy ten cudowny pocałunek głośniejszym mlaśnięciem. Cmoknąłem ją ostatni raz czuje w usta, a ona wyszła. 


*-T.I-*
Tak bardzo żałowałam, że zraniłam Marcela. Ja głupia udawałam że go nienawidzę, a kochałam go ponad życie. Było mi okropnie z tą świadomością że go zostawiłam, a co gorsza w takim momencie.
Gdy wyszłam z jego domu od razu dotknęłam swoich ust. Próbowałam przypomnieć sobie pocałunek z przed chwili. Marcel tak cudownie całuje. Mogłabym zrobić wszystko, by tylko był ze mną i dawał mi takie pocałunki codziennie.


Wbiegłam szczęśliwa do szkoły. Z uśmiechem na twarzy witałam moich kolegów i koleżanki. Czułam motyle w brzuchu, a moje policzki zalały rumieńce.
-Ej, co ty taka szczęśliwa? - przywitałam się z moją przyjaciółką.
-Aa.. bo ja.. poznałam kogoś. - uśmiechnęłam się słodko a ona zachichotała.- taki jeden, nie znasz.
-Mmm.. a przystojny? - poruszyła brwiami.
-Nie wiesz jak bardzo.. Ma takie piękne, zielone oczy i dołeczki w policzkach. Brązowe włosy i niesamowite ciało... - rozmarzyłam się.
-A jak ma na imię? - tego pytania się najbardziej bałam.
-Ymm...
-Marcel. - ktoś objął mnie od tyłu. Odskoczyłam i odwróciłam się do chłopaka. Zobaczyłam duże okulary i porządnie ułożone włosy. - cześć.
-On?! - oburzyła się - ten kujon ?! Nieudacznik?!
Marcel od razu spuścił wzrok smutny a ja przytuliłam go mocno. Musnęłam ustami jego polik, a po chwili pocałowałam czule. Uśmiechnęłam się przez gorący całus. On objął mnie w talii i przycisnął do szafki. Gdy oderwałam się od chłopaka, ujrzałam kilkadziesiąt twarzy którzy otaczali nas z każdej strony.
-Chodzisz z tym przydupasem? - krzyknął jeden chłopak. Spojrzałam na speszonego Marcela. Splotłam nasze dłonie i spojrzałam na nastolatków.
-Z moim przydupasem. - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. - Marcel jest wspaniałym i przystojnym chłopakiem. Kocham go, słyszycie?
Oczy bruneta zaświeciły. Kąciki ust podniosły się ku górze, ukazując przy tym dołeczki w policzkach.
-Przystojnym? - prychnęła moja przyjaciółka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - puściłam oczko brunetowi. On uśmiechnął się i zdjął swoje okulary.


*Marcel*

 Wróciłem z [T.I] do mojego domu. Cały czas trzymaliśmy się za ręce! Chociaż wszyscy śmiali się z dziewczyny i ją oczerniali ona nie wyrzekła się mnie. Byłem taki szczęśliwy!
Gdy doszliśmy do mojego domu, rudowłosa mi coś zaproponowała.
-Marcel, mam pomysł. Ale obiecaj że się zgodzisz. - złapała mnie za obie ręce i ze słodką minką mówiła.
-No nie wiem.. - zawahałem się przez chwilę - okej.
-Kupię ci..
-Nie nic mi nie kupujesz! - sprzeciwiłem się od razu. Ona przewróciła oczami i puściła mnie. - sam sobie kupię.
-Nowe ubrania. - powiedziała, po czym spuściła wzrok na ziemię. - nie, że mi się nie podobasz w tych ubraniach, bo niezależnie od czegokolwiek jesteś przystojny, ale może niech w szkole zobaczą jakie z ciebie ciacho!? No proszę! - błagała mnie z uśmiechem.
-No nie wiem.. ja.. nie wiem czy mi starczy.. - podrapałem się w kark. - poczekaj.
Cmoknąłem ją w usta i pobiegłem do mojej mamy do kuchni. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie.
-Mamo.. mam prośbę. Ale głupio mi prosić. - mówiłem cicho.
-Synku, powiedz mi. - poprosiła a ja wziąłem głęboki oddech.
-Potrzebuję pieniędzy. Trochę więcej niż zawsze.. - potarłem czoło ze zdenerwowania.
-Czterysta starczy? - zapytała wyciągając portfel. - proszę.
-Ale mamo.. ja.. skąd ty to..
-Nie martw się i bierz. - uśmiechnęła się czule, a ja pocałowałem ją w polik i pobiegłem z powrotem do [t.i].
-A więc? - zapytałem wchodząc do mojego pokoju. Ona odwróciła się do mnie.
-Czas na zakupy. - mruknęła złączając nasze dłonie.

-

-Marcel, nie poznaję cię. - mama szepnęła zszokowana widząc mnie w czarnej koszulce, ciemnych, zwężanych jeansach z luźnym krokiem i białych trampkach. Moje włosy nie były już starannie ułożone, loczki odskakiwały na różne strony. - a gdzie okulary?
-Soczewki. - wskazałem na oczy a ta jeszcze bardziej otwarła buzię z zaskoczenia.
-Jaki z ciebie przystojniak. - przyznała [T.I] dotykając mojej dłoni. - prawda proszę pani?
-Jak najbardziej. - nadal była oszołomiona.
-Idę do szkoły, mamo. - powiedziałem splatając moją dłoń z dłonią mojej dziewczyny. Uśmiechnąłem się do niej i razem ruszyliśmy do szkoły.


Wciągnąłem powietrze i wszedłem do budynku. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Zdecydowanym krokiem szedłem przy boku brązowookiej. Widać było, że uczniowie są zaskoczeni moim wyglądem. Może trzeba było od razu zmienić mój strój? Chyba tak.

Znów poczułem smak jej malinowych warg. Delikatnie muskałem jej usta, ale też zdecydowanie. Wszyscy patrzeli się na mnie zszokowani.
Przycisnąłem ją do szafki, a mój język wszedł do jej ust. Przymknąłem oczy by rozkoszować się smakiem jej warg. Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do pieszczoty.
-Kocham cię, Marcel. - wyszeptała gdy przytulałem ją do siebie.
-Ja ciebie też, [T.I]. - pocałowałem ją w czoło.

-

chuyowe, wiem że was zawiodłam bo trz tygodnie nic nie dodawałam ale miałam.. parę spraw. Przepraszam. 

piątek, 2 sierpnia 2013

Liam i Zayn.

Łzy ciekły po moich polikach. Od dwóch..dwudziestu..tygodni?
Było mi ciężko. Moje obolałe ciało leżało bezwładnie na łóżku, a ja musiałam w nim siedzieć. Czułam się jak szmata, zabawka.
Nie mogłam przestać myśleć o tamtym zdarzeniu, które było, aż pięć miesięcy temu. Brzydzę się sobą, brzydzę się facetami. Wolałabym umrzeć niż ponownie spojrzeć na byle jakiego, nawet chłopczyka..

Usłyszałam pukanie do drzwi. Odwróciłam wzrok na okno po lewej stronie by nie widzieć osoby która zaraz zawita w moim pokoju.
-[T.I].. - ktoś wyszeptał. Dźwięk zamykanych drzwi, poinformował mnie o tym że już ktoś tu jest. Poczułam ciężar drugiej osoby na łóżku. - proszę powiedz coś.
-Liam.. - rozpłakałam się. Nie mogłam znieść już tych oszustw. Ale nie mogę powiedzieć bratu o tym że ktoś się mną w taki sposób zabawił. A w szczególności jego przyjaciel. Nie mogę tego powiedzieć, on go zabije.
-Spójrz na mnie, proszę. - słychać było że cicho łka. Odezwałam się pierwszy raz od kilku miesięcy, to musiał być ogromny krok dla mnie, jak i dla niego. - proszę.
-Nie umiem, Liam. Tak bardzo bym chciała... - szeptałam niezrozumiale.
-Są moje urodziny, zrób mi prezent. - powiedział trochę się uspokajając. Wiedział że zrobię dla niego wszystko. - nie widziałaś mnie już pół roku. Zrób mi prezent, tylko tego chcę.
Wysiliłam się aby obrócić głowę w jego stronę. Ale miałam zamknięte oczy, nie wiem czy dam radę.
-Proszę. - złapał mnie za rękę, którą zaraz wyrwałam. Otwarłam oczy. Zobaczyłam dość umięśnionego chłopaka o ciemnych włosach. Na brodzie miał lekki zarost co informowało o męskości. Miał czarną koszulkę i ciemne, zwężane jeansy. Był smutny, zły, czy to wszystko przeze mnie?
Przecież to mój brat. Mogłam przynajmniej na niego spojrzeć. Nie mogę się go brzydzić.
-Wszystkiego najlepszego skarbie. - wychrypiałam cicho, a on uśmiechnął się. - jesteś taki dorosły.
-[T.I].. proszę..
-Liam, nie. - przerwałam mu głośniej. - nie mogę powiedzieć. To by zniszczyło wszystko. - po moim policzku spłynęła łza.
-Nikomu nie powiem, jestem twoim bratem. Wiesz, że możesz mi zaufać, zawsze mi mówiłaś wszystko. - znów się rozpłakał a ja miałam ochotę po prostu go przytulić. Ale nie umiałam, nie umiałam po tym co się stało.
Miał rację. Ufałam mu od zawsze, byliśmy zgodnym rodzeństwem.
-Liam.. ja powiem ci. Ale bądź spokojny, wysłuchaj mnie do końca i obiecaj że nikomu nie powiesz, że wiesz co się wydarzyło. Nie mówi nikomu o tym, że ci powiedziałam. - mówiłam ściszonym głosem a on kiwał głową. - dokładnie pięć miesięcy temu to się stało. Wyszliście do baru, a ze mną miał zostać Zayn. - na samo wspomnienie łzy cisnęły mi się do oczu - myślałam że będzie fajnie, bo byliśmy ze sobą blisko. Jednak po tym gdy wyszliście, Zayn podszedł do mnie i zaczął obmacywać. Sprzeciwiałam się mu, mówiłam żeby przestał, a on śmiał się głośno i powiedział że mam być cicho, bo wmówi ci, że ja go próbowałam napastować, a wtedy jeszcze byłam niepełnoletnia..
-Zabiję go! - Liam wstał i kopnął krzesło przy moim biurku, tak że poleciało na koniec pokoju.
-Liam! - prawie krzyknęłam, a on uspokoił się i usiadł na poprzednie miejsce. - on.. on mnie rozebrał.. i potem.. - płakałam głośno. - on mnie zgwałcił. Krzyczałam, biłam go, a on mnie. Mówił że jeśli ci powiem to mnie zabije. Pójdzie na policję i powie że ja go chciałam zabić. Musiałam milczeć, Liam. Tak bardzo się bałam. - płakałam razem z nim. Chwycił moją rękę i spojrzał w moje oczy.
-Zabiję go słyszysz?! Zabiję? - krzyczał głośno, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
Spojrzał na mnie z troską po czym zbiegł na dół i zatrzasnął drzwi z hukiem.
Zasłużył, prawda?

*Perspektywa Liama*

Zapukałem do drzwi Zayna. Po paru sekundach otworzył mi i z uśmiechem wpuścił do środka.
-Hej stary! - przywitaliśmy się lekkim uściskiem. To był początek planu. - wszystkiego najlepszego!
-Siema, siema. - mówiłem tak jak zawsze.  - dzięki.
-Coś się stało? - zapytał - wiesz.. Pezz jest.
-O, to możesz ją zawołać? Chciałem wam coś powiedzieć. - uśmiechnąłem się szeroko, na co on poszedł do salonu, by po chwili mógł wrócić z Perrie.
-Hej piękna! - powiedziałem, a ona pocałowała mnie w policzek.
-Liam, dawno cię nie widziałam. - uśmiechnęła się szeroko - co się stało?
-Wiecie.. [T.I] się do mnie odezwała! Jestem tak szczęśliwy że postanowiłem tu przyjść i wam powiedzieć. - śmiałem się, udając moje szczęście.- nawet rozmawiałem z nią.
-Tak? - Zayn zapytał - co mówiła?
-A wiesz.. takie tam . Złożyła mi życzenia.. niestety ciągle jest przybita. Ciekawe co się stało, prawda? - mówiłem smutno. Druga część planu za mną. - chciała abym Ci coś przekazał. - podrapałem się po nosie po czym zamachnąłem się i uderzyłem go z całej siły w szczękę. On upadł na ziemię z hukiem - taki mały prezent ode mnie i od [T.I]. I wiesz co? Mam jeszcze coś. - kopnąłem go w brzuch, tak że usłyszeć można było jak jego żebro łamie się. Perrie krzyknęła i ukucnęła przy swoim chłopaku.
-Co ty robisz?! - wrzasnęła do mnie.
-Poczekaj - powiedziałem spokojnie, a ona odsunęła się - jeszcze to. - podniosłem go za koszulkę i przygwoździłem do ściany. Z jego nosa kapała krew, a głowa prawie że stuknęła się z moją. - brzydzę się tobą, jak mogłeś zgwałcić moja siostrę, śmieciu?! - przycisnąłem kolano do jego krocza tak że syknął mi prosto w twarz. Po chwili puściłem go tak że upadł na schody.
Spojrzałem na Perrie całą zapłakaną. Przytuliłem ją mocno do siebie.
-Cii.. chodźmy stąd. - wyszeptałem po czym wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon.

-

"Zayn Malik, lat 20. Został skazany na dziesięć lat pozbawienia wolności za gwałt z użyciem przemocy, oraz za groźby karalne w stosunku do [T.I ] Payn." 

"[T.I] Payn, lat 18. Po całym wydarzeniu popełniła samobójstwo. Jej ciało znaleziono w w jej sypialni, prawdopodobnie okaleczyła się oraz przedawkowała różnorodne leki" 

Liam odłożył gazetę na stół w kuchni. Miał ogromne szczęście, że nie trafił do więzienia gdzie mógłby zemścić się jeszcze bardziej na swoim byłym przyjacielu. Musiałby zabić go na oczach wszystkich więźniów. Lecz, to by było za mało dla Liama. Śmierć Zayna to byłaby tylko 1/2 tego co by z nim zrobił.

Szatyn wsiadł w auto i pojechał na pobliski cmentarz, gdzie pochowana została jego najukochańsza siostra zaledwie tydzień temu. W oczach miał łzy, a serce biło zbyt szybko.
Dojechał do szarego, przepełnionego smutkiem miejsca. Wyszedł z auta tylko zatrzaskując drzwi i podbiegł do grobu [T.I]. Przez chwilę przyglądał się nagrobkowi, po czym położył na nim czerwoną różę - taką jaką lubiła jego ukochana siostra.
-Wiedz, że cię kocham, siostro. Poczekaj, obiecuję ci, że on zginie. Może i poniosę konsekwencje, ale zemszczę się jeszcze bardziej. Przez niego już cię nie ma, lecz, jego też nie będzie, on będzie w piekle. - wyszeptał Liam patrząc na zdjęcie brunetki. Uśmiechnął się chytrze po czym odjechał do swojego domu.


Liam czekał dziesięć lat na Zayna. Kiedy w końcu minął ten czas, on wstał i pożegnał się ze swoją żoną oraz z synkiem. Powiedział, że długo go nie zobaczą. Wybiegł z domu i pojechał do domu swojego dawnego przyjaciela, a teraz wroga. Stanął przed drzwiami i zadzwonił. Po paru sekundach otworzył mu mężczyzna. Nie zważając na nic, Liam wtargnął do środka i pozbył się Mulata. Raz na zawsze.


"Liam Payne, lat 30. Został skazany na karę 30 lat pozbawienia wolności. Jednak jego kara nie trwała długo. Minęły cztery lata od śmierci Malika. Mężczyzna zabrał pistolet policjantowi i popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę" - pisała gazeta poranna. Główny temat, niesamowita historia.


"Mówiłem, skarbie? Pożałował." 

-

OH GOD O.O

Harry

-Loueh! - krzyknąłem na cały głos.
-Tak kociaku? - zobaczyłem go jak schodzi po schodach i rusza znacząco brwiami. 
-Ej! - przeniosłem wzrok na dziewczynę stojącą koło mnie. Zaśmiałem się i delikatnie pocałowałem w usta. - bo będę zazdrosna!
-Już jesteś, słońce. - mruknąłem uśmiechnięty i otuliłem ją ramieniem. - Lou wychodzimy z [T.I], będziemy późno. - ponownie spojrzałem na szatyna.
-Wolna chata! - krzykną uradowany i wypchnął nas z domu. Głośno się zaśmialiśmy. Splotłem nasze dłonie i razem ruszyliśmy w stronę kawiarni. 

Przez całą drogę śmialiśmy się i rozmawialiśmy praktycznie o niczym. Moja ukochana rozbawiała mnie na każdym kroku. Gdy dotarliśmy do kawiarni, jak dżentelmen otworzyłem jej drzwi. Ta zarumieniła się i weszła do środka. 
Usiedliśmy przy małym stoliczku przy oknie. Na moje szczęście była kanapa więc mogłem siedzieć bliżej dziewczyny. Otuliłem ją ramieniem i pocałowałem w skroń. 
-Co zamawiamy? - zapytałem. 
-Pamiętasz naszą pierwszą randkę? - odpowiedziała pytaniem, a ja uśmiechnąłem się - to co wtedy. 
-Czyli latte Vanilia i czekoladowe ciastko razy dwa? - posłałem jej słodki uśmiech, ona znowu zarumieniła się i pokiwała głową. Zawołałem kelnerkę i złożyłem zamówienie. 

To już czas. 
Bawiłem się włosami brunetki. Ona uśmiechała się i upiła kolejny łyk kawy. 
-Jesteś zdenerwowany? - zapytała patrząc mi w oczy. Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową. - coś się stało?  -Muszę ci coś powiedzieć. - szepnąłem jej do ucha. - coś na co się zbierałem od naszego pierwszego spotkania.
-Mianowicie? - zmarszczyła brwi.
-Kocham Cię, [T.I] - wydusiłem z siebie. Jej kąciki ust uniosły się wysoko, a z mojego serca spadł kamień. Nachyliłem się i najpierw ucałowałem jej kąciki ust, a dopiero po chwili wpiłem się w jej usta. Namiętnie muskałem jej język swoim językiem. Obije uśmiechnęliśmy się przez pocałunek. Jej delikatne ale zachłanne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze, przez co coraz bardziej się podniecałem i chciałem dłużej całować jej usta.
Nagle ktoś odchrząknął cicho. Od razu oderwałem się od dziewczyny i spojrzałem za siebie. W środku byłem zły że ktoś przerywa mi w takiej chwili, ale z drugiej strony mogłem przewidzieć, że takie coś się stanie.
Uśmiechnąłem się lekko do niskiej dziewczyny.
-Mogę w czymś pomóc? - zapytałem wycierając usta palcami.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem twoją fanką, no i nie jestem stąd.. - mówiła cicho. Uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem ją mocno.
-Dla ciebie wszystko. - wziąłem jej zeszyt i napisałem autograf. - zdjęcie też?
-Jakbyś mógł. - uśmiechnęła się lekko. Nastawiłem się i cyknęła zdjęcie po czym podziękowała i odeszła.

Ponownie przysunąłem się do dziewczyny.
-Na czym skończyliśmy? - dzieliła nas niedozwolona granica. Brunetka uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do siebie, by znów posmakować mych ust.


-

Hehe :3
krotki

czwartek, 1 sierpnia 2013

Marcel cz. 1.

Haha, postanowiłam zamiast Harry'ego, zrobić Marcela c:
-

Jak co dzień wstałem o siódmej rano. Wytargałem się z łóżka i w samych bokserkach popędziłem do mojej łazienki. Umyłem zęby, twarz, moje włosy ułożyłam jak to zawsze robię i popsikałem lakierem do włosów. Na nos włożyłem moje okulary których tak nienawidziłem. Na szczęście już za niedługo będę nosił soczewki. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i wróciłem do mojej sypialni by wyciągnąć z szafy ubrania. Jak zwykle wziąłem białą koszulę, brązowy krawat oraz beżowy sweterek bez rękawów w brązową kratkę. Na nogi ubrałem czarne spodnie i skórzane, brązowe buty ze szpiczastym końcem. Na lewym nadgarstku zapiąłem srebrny zegarek. Chwyciłem mój plecach i zbiegłem na dół. 
-Dzień dobry mamo. - wszedłem wesoły do kuchni. Ona tylko uśmiechnęła się szeroko. 
-Głodny? - zapytała po chwili. Ja pokiwałem głową, a ta podała mi talerz z kanapkami które zniknęły w ciągu kilku minut. Popiłem wszystko sokiem pomarańczowym i wstałem by odnieść naczynia do zmywarki.
-Dziękuję - cmoknąłem moją rodzicielkę w policzek - do widzenia, mamo. 
-Pa kochanie. - krzyknęła a ja zamknąłem drzwi za sobą i pobiegłem na przystanek autobusowy. 


Wszedłem do zatłoczonej szkoły. Wszystkie twarze od razu spojrzały na mnie, ale ja do tego przywykłem. Jednak irytowały mnie ciągłe śmiechy i wyzwiska od innych uczniów. Muszę przyznać, nie było łatwo, ale muszę żyć tak czy inaczej. Nosiłem poważne rzeczy, bo moja mama niestety nie mogła kupić mi nowych. Miałem w szafie tylko sweterki, krawaty, koszule i dwie pary czarnych spodni. Poza tym na ciele mam pełno tatuaży. Wstydzę się je komukolwiek pokazać, ponieważ kujon szkolny i dziary nie idą ze sobą w parze. Wszyscy wyśmialiby mnie, czego aktualnie nie chcę. A moje włosy? Gdybym nosił loki wyglądałbym jeszcze gorzej. 
Jednym zdaniem, dobrze się uczę, ale źle wyglądam. 
Minąłem śmiejących się nastolatków i wszedłem do sali z chemii. To na szczęście nie jest trudny przedmiot, z czego się bardzo cieszyłem. 
Później matematyka, biologia, francuski, fizyka, historia i geografia. Nie poszło tak źle, w końcu dużo się uczę. 

Po minionych lekcjach, postanowiłem od razu nie wracać do domu. Ściągnąłem sweterek z powodu zbyt ciepłej pogody. Podwinąłem rękawy koszuli do łokci, ściągnąłem krawat i razem ze ciepłą kamizelką wrzuciłem wszystko do torby. Odpiąłem dwa pierwsze guziki białego materiału bym mógł oddychać. Moje okulary wrzuciłem do czarnego plecaka i ruszyłem w stronę pobliskiej kawiarenki. 
Usiadłem na małym krzesełku ze stolikiem. Miałem widok z dużego okna na całą ulicę, pięknie to wyglądało. Zielone drzewa na około i kolorowe kwiaty dodawały uroku ulicom i chodnikom. 
-Yhm, co podać? - głos młodej kobiety przerwał mi rozmyślanie. Spojrzałem w stronę kelnerki i westchnąłem głośno. 
To była ona. Dziewczyna o pięknych rudych włosach, piegowatej cerze i jasnoróżowych ustach. Zakochałem się w jej cudownym uśmiechu i czekoladowych oczach, jednak ona naśmiewała się ze mnie.
Chodziła ze mną do klasy. Codziennie patrzała na mnie z ukosu i śmiała się głośno z moich ocen. Nazywała kujonem, może ona chce być lepsza? Nie, to nie może tak być. 
-Możesz zawołać kogoś innego? - zapytałem cicho, na co ona spuściła wzrok. Ja odwróciłem głowę i spojrzałem za szybę. - nie chcę słyszeć kolejny raz jak się ze mnie naśmiewasz. 
-Nie mam zamiaru się śmiać, a poza tym nie ma nikogo poza mną. 
-To w takim razie żegnam. - wstałem chwytając  moją torbę z książkami. 
-Poczekaj. - złapała mnie za ramie gdy już miałem odejść. - dlaczego tak się zachowujesz? 
-Poczekaj. - powtórzyłem za nią wysokim głosem - może dlatego że na każdym kroku jestem przez ciebie wyśmiewany? - zapytałem sarkastycznie. 
Jej duże oczy spojrzały w moje. Wyrwałem się z jej uścisku i wyszedłem z kawiarni trzaskając drzwiczkami. Ona stała nadal oszołomiona moim zachowaniem przy stoliku. Przyglądała mi się jak odchodzę. Widziałem co robiła ponieważ kilka razy odwróciłem się do dziewczyny. 
Powoli zaczyna mi się robić przykro. Bardzo. 


Na drugi dzień nie chciałem iść do szkoły. [T.I] na pewno nagadała wszystkim, że rozbeczałem się jak dziecko jak zacząłem jej wytykać co zrobiła. 
Jednak ja nie umiem przestać o niej myśleć. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi. Tak, przyjaciółmi. Mogłem na nią polegać, a od kiedy mój tata zmarł a mama dostawała mniej pieniędzy, ona odwróciła się. Gdy było mi tak strasznie trudno, jej nie było. I chyba nie będzie. 
Poprosiłem mamę by kupiła mi coś na ból głowy. Nie chciałem jej okłamywać, ale gdybym powiedział jej dlaczego nie chcę iść do szkoły, mogłaby być trochę zła. Nie chciałem jej denerwować.

Leżałem jeszcze w łóżku rozmyślając nad całą sytuacją. Miałem na sobie czarne bokserki i dresowe spodenki do kolan. Nagle ktoś zapukał do drzwi. 
-Przecież nikogo nie zapraszałem.. - jęknąłem do siebie. Ociężale wstałem z łóżka i po gołych stopach zbiegłem do drzwi. Uchyliłem je, przez co widać było mnie całego. 
To [T.I]. Spojrzałem na nią od góry do dołu. Jej chude, ale kształtne ciało okrywała biała sukienka w czarne kwiaty. Na stopach miała czarne sandałki, a w ręce beżową torbę do szkoły. 
Rudowłosa wlepiła wzrok w moje tatuaże. Obejrzała mnie od stóp do głowy i rozszerzyła lekko usta. Delikatnie podrapała się po karku patrząc mi w oczy. 
-Jest Marcel? - odezwała się nagle a ja doznałem szoku. Nie rozpoznała mnie?
-To ja. - mówiłem oschle, ale spokojnie. [T.I] rozszerzyły się oczy ze zdziwienia a usta jeszcze szerzej otworzyły. - coś chciałaś? Głowa mnie boli. 
-Mogę wejść? - zapytała nieśmiało, a ja głupi otworzyłem szerzej drzwi i zaprosiłem ją do środka. Powoli i niepewnie weszła do środka i rozejrzała się po holu. Zamknąłem drzwi nogą i ignorując ją wszedłem do salonu. Weszła za mną i usiadła na kanapie.
-A więc? - próbowałem na nią nie patrzeć. 
-Chciałam przeprosić za moje zachowanie. W ogóle chciałam przeprosić za te naśmiewanie się z ciebie. Wiesz jaka jestem, zawsze chciałam być w centrum uwagi. - tłumaczyła cicho. 
-To nic nie zmienia. - powiedziałem i odchrząknąłem. - zostawiłaś mnie gdy mój ojciec zmarł. Nie dość że straciłem ojca to jeszcze najlepszą przyjaciółkę. Po prostu odwróciłaś się. - spojrzałem na swoje stopy. - potem te naśmiewanie się by być lepszą. A ja tylko chciałem dojść do siebie i znaleźć nowych przyjaciół. Jesteś z siebie zadowolona? Zniszczyłaś mi połowę życia. - mówiłem spokojnie, ale w oczach miałem łzy. 
-Marcel.. 
-Proszę, wyjdź. Nie odwiedzaj mnie, już cię nie potrzebuję. - właśnie że tak! Potrzebuję jej do jasnej cholery!
-Ale proszę wysłuchaj mnie.. - poprosiła, w jej oczach widniały łzy które zaraz wypłynęły na jej rumiane policzki. Moje serce zmiękło. Westchnąłem i spojrzałem na nią. 
-Słucham. - wyszeptałem siadając w wygodnym fotelu. 
-Ja nie wiem.. nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Rodzice kazali mi już nie mieć z tobą kontaktu, bardzo to przeżyłam. Ale zagrozili że przeniosą mnie do innej szkoły, a co najgorsze że przeprowadzimy się na drugi koniec kraju. Nie chciałam cię ranić, więc zgodziłam się. Nie chciałam opuszczać ciebie, bo wiem co nas łączyło. Byłeś dla mnie jak brat.. a potem.. nie wierzę że to mówię.. byłeś moja pierwszą miłością. Opiekowałeś się mną, nie przeszkadzały mi twoje oceny, twój ubiór czy okulary. Musiałam to robić, bo nie chciałam się przeprowadzać, co by mogło znaczyć że już cię więcej nie zobaczę.. - po jej policzkach ciekły łzy, jak i po moich. 
-Nie chciałaś mnie ranić? I tak już to zrobiłaś. - wyszeptałem ścierając łzy z policzków. 
-Tak bardzo przepraszam.. - powiedziała chowając twarz w dłonie. 


-

dziesięć komentarzy i dalej co? c: