piątek, 28 czerwca 2013

Niall.

-Niall? - weszłam do naszej sypialni. Serce podskoczyło mi do gardła, a nogi ugięły się. Blondyn od razu wstał chowając za plecami przeźroczystą torebeczkę z białym proszkiem. Starł z nosa pozostałości po kokainie, myśląc że tego nie widziałam. - co..
-[T.I].. to.. to nie tak.. - próbował się tłumaczyć.
-A jak? - milczał - obiecałeś przestać!
-Nie umiem.. - wyszeptał, a na jego policzkach pojawiły się łzy - tak jak z oddychaniem! Nie umiem przestać! - krzyczał płacząc.
-Cztery lata poszły na marne?! A może po prostu nie chodziłeś na tą terapię?! - wykrzyczałam mu prostu w twarz.
Milczał. Było tylko słychać jego ciche łkanie w ręce.
Poprawiłam ramiączko od torebki i pokręciłam głową nie dowierzając. Schowałam twarz w dłonie i przetarłam oczy.
-Tak chcesz to skończyć? Obiecałeś mi rodzinę, dom, miłość.. zaręczyliśmy się. Chcesz się zaćpać lub umrzeć?! - krzyknęłam - Niall, zaufałam ci, a ty to wykorzystałeś.
-Kochanie.. - zaczął. - próbowałem, chodziłem na tą terapię. Ale nic nie pomagało, zupełnie nic. Tak bardzo mi przykro.. - wstał i popatrzył mi w oczy.
-Przyznaj się. Po kryjomu brałeś. Powiedz to! - nadal krzyczałam.
Znów zamilkł.
Ściągnęłam pierścionek z mojego palca i kilka razy obróciłam go w dłoniach. Chwyciłam prawą rękę blondyna i otworzyłam ją, po czym położyłam na palcach i przymknęłam jego dłoń, zaciskając w pięść.
-Gdy będziesz gotowy by zostać mężem .. i ojcem przyjdź. Przepraszam.. - mówiłam cicho a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ojcem? - wymamrotał - czy..
-Żegnaj. - przerwałam mu i pewnym krokiem wyszłam z naszego domu cicho łkając.

-

Patrząc w okno głaskałam się po moim lekko zaokrąglonym brzuszku. Niall nie dawał znaków od zaledwie dwóch tygodni, a czułam się jakby to był rok. O niczym innym nie myślę. W głowie mam tylko jego i owoc naszej miłości.
Łzy od paru dni zaczynają ustawać, ale minimalnie. Nie mogę sobie poradzić z utratą mojego ukochanego.
Może to dobrze, że go zostawiłam? Może zrozumie, że nie warto było brać, tylko się leczyć?
To boli.
-Kochanie.. - usłyszałam jego melodyjny głos. Odskoczyłam od okna o mało nie spadając z parapetu. - tak bardzo cie przepraszam.
Spojrzałam w jego błękitne oczy. Łzy ciekły mu po czerwonych jak maki policzkach. Chwyciłam jego ręce i położyłam na swoim brzuchu.
-Co z tobą? - zapytałam.
-Byłem głupi. - szepnął mi do ucha po czym mocno przytulił. - wybacz mi.
-Obiecaj, że się wyleczysz. Zostawisz to i zaczniemy od nowa. Razem. - mówiłam przez łzy.
Chłopak uklęknął i ze swojej jeansowej kurtki wyciągnął małe pudełeczko.
-Zacznijmy od nowa. - powiedział patrząc mi w oczy - wyjdziesz za mnie?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdząco głową. Ten uśmiechnął się i włożyłam pierścionek na mój serdeczny palec.
-Razem. - szepnął i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.


-

Znów krótki.. nie mam weny..



ZAWIESZAM BLOG NA CAŁE WAKACJE! DODAWANE BĘDĄ IMAGINY CZASEM GDY BĘDĘ W DOMU XD

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zayn

Pozbawiona jakiejkolwiek czynności do zajęcia czasu usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać pierwsze lepsze strony internetowe. Niestety nic ciekawego znalazłam i zaczęłam się powoli nudzić. Odłożyłam laptopa i wzięłam komórkę. Wybrałam numer do mojego chłopaka.
-Cześć kochanie. - jego głos zabrzmiał w słuchawce. 
-Cześć Zayn. - mówiłam cicho.
-Coś się stało? - zapytał.
-Tęsknie za tobą. - szepnęłam zatrzymując łzy - to dopiero pół roku.. jeszcze kolejne pół. Nie wiem czy wytrzymam.. wytrzymamy. 
-My? - zrozumiał że coś jest nie tak. - jak to?
-Zayn potrzebuje cię. - łzy wylały mi się z oczu. 
-Przyjadę. - rozłączył się a ja odłożyłam komórkę i utonęłam twarzą w poduszkach cicho łkając. 

-

Po niecałych sześciu godzinach Mulat zjawił się w drzwiach. A ja nadal płakałam. Podszedł do mnie i złapał za ręce. Odwróciłam wzrok na niego. Nawet nie wiedziałam czy to on, bo przed oczami miałam zamazana sylwetkę mężczyzny. Poczułam ciepłe palce na swoim policzku a po chwili usta na swoich ustach. Zapach papierosów i męskiej wody toaletowej - to Zayn.
-Tak bardzo cię przepraszam. - wyszeptał przerywając pocałunek. - powinienem być z tobą.
-To twoja praca. - mówiłam cicho nawet nie zerkając na niego.
-Ale praca jest najmniej ważna. Najważniejsza tu to jesteś ty, [T.I]..- znów mnie pocałował.
-Mam wrażenie, że przeszkadzam ci w koncertowaniu, wywiadach i całej karierze..- na chwilę zamilkłam - nie mam wrażenia, ja to wiem.
-Jesteś w błędzie. To koncertowanie przeszkadza mi w byciu z tobą. Wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie. Nic się nie liczy oprócz ciebie..
-Zayn..
-Dlatego chcę abyś ze mną jechała w trasę. - uśmiechnął się lekko - dali mi zgodę.
-Kłamiesz - zachichotałam nie wierząc.
-Nigdy bym cię nie okłamał, kochanie - wpił się w moje usta, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

-

Taki krótki, ale nie mam weny..

czwartek, 20 czerwca 2013

Liam

Ściągnęłam rękawiczki i rzuciłam je na stół. Wilgotną szmatką przetarłam moje czoło i ręce brudne ze smaru. 
-Liam pomożesz mi? - krzyknęłam z garażu, ale nikt się nie odezwał.
Wstałam głośno wzdychając i popędziłam do salonu. Liam leżał na kanapie z butelką coli w ręku. 
-Liam! - podniosłam głos, ale jego bardziej interesował mecz. 
Podeszłam do telewizora i włączyłam go. Szatyn od razu podniósł się i spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem.
-[T.I] ! - przewrócił oczami.
-Pomożesz mi czy nie?! - teraz to ja krzyczałam.
-Później. - mówił spokojnie.
-Później to sama to zrobię! - rzuciłam w niego brudną ścierką - wypchaj się. 
-[T.I].. - poszedł za mną.
-Nie możesz mi pomóc zrobić łatwej rzeczy, a na mecz to musisz patrzeć bo to jest przecież najważniejsze! Przecież znasz się na rowerach! - odepchnęłam go.
Zatrzasnęłam drzwi od garażu i westchnęłam kładąc sobie dłonie na biodrach. Spojrzałam na rower po czym starłam kropelki potu z mojego czoła. Przeczesałam włosy i znów wzięłam się do roboty. 

-

-Mmm.. jeszcze trochę! - mówiłam do siebie. - wchodź tam cholerny łańcuchu!
Gdy łańcuszek wchodził do odpowiedniego miejsca nagle wyślizgnął mi się z rąk i spadł na ziemię.
-Cholera! - krzyknęłam i kopnęłam rower. Westchnęłam i opadłam na ziemię zdenerwowana. 

Otwarłam drzwi i pobiegłam na górę by się umyć. Wzięłam ciepły prysznic, uczesałam włosy i ubrałam ciemne rurki oraz czarny T-shirt. Na stopy założyłam czerwone trampki i zbiegłam na dół. Niestety musiałam przejść przez salon by dostać się na zewnątrz. Chwyciłam bluzę i weszłam do salonu przy okazji łapiąc telefon. 
-Gdzie wychodzisz? - zapytał śledząc mój każdy ruch. 
-Przejść się. - odpowiedziałam cicho nie patrząc na niego. 
-Mogę z tobą? - zapytał. 
-Mecz leci, popatrz sobie. - powiedziałam z uśmiechem, ale i z ironią. 
-Przestań. - szepnął. 
-Ale o co ci chodzi? - udawałam głupią - leci Grecja - Irlandia z tego co wiem. Popatrz sobie, wrócę wieczorem. - mówiłam wiążąc sznurowadło. 
-Mogę iść z tobą? - ponownie zapytał ignorując moje poprzednie zdanie. 
-Idę do rodziców. - skłamałam.
-Kłamiesz. - wyczuł mnie - usiądź koło mnie. 
-Wchodzę! - krzyknęłam.
-[T.I]! - krzyknął głośno i chłodno a ja automatycznie odwróciłam się. Jeszcze nigdy tak głośno nie podniósł na mnie głosu. - stój. 
-Hm?
-Mam ci naprawić ten rower? - zapytał.
-Nie musisz mi robić łaski, kochanie. - poklepałam go po policzku - sama to zrobię jutro. 
-To jest irytujące. - mówił przez zaciśnięte zęby. 
-Pech. - odwróciłam się, ale on złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Bez słowa wpił się w moje usta i nie pozwolił nawet się ruszyć. Przycisnął mnie do ściany nadal całując. Złapał mnie w talii i chociaż próbowałam się wyrywać, i tak mi nic to nie dało. 
-Ej, no.. - jęknął. - nie gniewaj się. 
-Już mi robić rower! - zachichotałam i pokazałam drzwi. Ten zasalutował, ostatni raz złożył na moich ustach pocałunek i szybkim krokiem zmierzył ku miejscu. Ja uśmiechnięta opadłam na kanapę i włączyłam telewizor. 

-

Heheh

środa, 19 czerwca 2013

Larry

17.06.2007 rok.

Siedziałem oparty o ścianę przy klasie. W uszach rozbrzmiewała muzyka której nawet nie znałem. Westchnąłem słysząc stłumiony dźwięk dzwonka na lekcje. Wstałem od razu chwytając torbę. Cała klasa weszła do środka, w tym ja na końcu. Popędziłem przez pół klasy by naleźć się koło ławki przy ścianie. Wyciągnąłem książki do Chemii i rzuciłem plecak w kąt.
Przymknąłem oczy z zanudzenia. Gdy nagle nauczycielka odezwała się.
-Kochani, to jest was nowy kolega, Louis Tomlinson. - mówiła ciepło. Otworzyłem oczy nie dowierzając. Odruchowo przetarłem oczy po czym jeszcze raz spojrzałem na chłopaka. A zarazem przyjaciela. - Louis miał problemy szkolne przez co przeniósł się do nowej szkoły i młodszej klasy. - w tym momencie szatyn spuścił wzrok. Wiedziałem że nie było mu łatwo.
-Cześć. - wymamrotał cicho machając klasie. Przeskakiwał po wszystkich uczniach i w końcu zauważył mnie. Widać było że też jest zaskoczony. Uśmiechnął się szeroko i pomachał mi z większym entuzjazmem. Poklepałem miejsce koło mnie. Lou od razu ruszył w moją stronę, po czym przysiadł na krześle tuż przy mnie.
-Stary co ty tu robisz?! - mówiłem szeptem szczerząc się.
-Ymm.. nie przeszedłem do następnej.. już drugi raz. - prychnął cicho. - ale nadrobię to.
-Mam nadzieję. - mrugnąłem.

10.12.2008 rok.

-Lou! - krzyknąłem widząc siedzącego chłopaka na ławce. Odwrócił się do mnie i pomachał mi. Podbiegłem do niego i usiadłem przy nim. - to co chciałeś?
-Musimy pogadać. - mówił.
-Aaa... chcesz pożyczyć kasę? Spisać zadanie? - pytałem.
-Nie, Harreh. - schował twarz w dłonie. - tym razem to coś innego.
-Ym.. a no tak! Za niedługo masz swoją sweet szesnastkę. Bez obawy mam już prezent - puściłem mu oczko.
-Nie Harry. - podniósł lekko głos.
-To o co chodzi? - zadziwiłem się.
-Muszę wyjechać. - szepnął nawet na mnie nie patrząc. - na dłużej.
-Ale będziesz mnie odwiedzać? - pytałem.
-Harry.. - westchnął i wtedy pierwszy raz na mnie spojrzał. - to nie takie łatwe..
Westchnąłem i poprawiłem moje loczki. Oderwałem wzrok od mojego przyjaciela i spojrzałem w dal. Louis chciał złapał mnie za rękę ale w odpowiednim momencie odsunąłem się na bezpieczna odległość. Spojrzałem na swój nadgarstek gdzie wisiała bransoletka z muliny którą dostałem na urodziny od Louis'a. Szarpnąłem za nią, a ona spadła z mojej ręki. na udo. Rzuciłem nią w chłopaka i podniosłem się z ławki.
-Tak po prostu mnie zostawiasz? Po prawie czternastu latach przyjaźni? - mówiłem przez łzy. - straszny dupek z ciebie.
-Harreh... - wyszeptał.
-Nie nazywaj mnie tak. - spuściłem wzrok i ponownie przeczesałem loczki.
-To też dla mnie trudne. - mamrotał.
Ja spojrzałem na niego ostatni raz by zapamiętać rysy jego twarzy. W sumie co ja robię? Nie chcę go pamiętać. Odwróciłem się na pięcie, po czym zacząłem zmierzać ku mojego domu.
Nie chciałem płakać. Ale łzy lały mi się strumieniami, a ludzie na ulicy patrzyli na mnie dziwnie. Chociaż miałem tylko 14 lat, wyglądałem jakbym miał 16.
Zacząłem biec przed siebie. Łzy zamazywały wszystko, a nogi plątały się.
Wpadłem do domu gorzko łkając. Matka i Gemma od razu weszły do holu słysząc mój płacz. Spojrzały na siebie po czym podeszły do mnie.
-Kochanie..
-Zostawcie mnie! - krzyknąłem na nie. Po raz pierwszy odkąd się urodziłem podniosłem głos na matkę i siostrę. Plącząc się i potykając pobiegłem na górę i zamknąłem się w pokoju. Opadłem na łóżko nie mogąc zapomnieć o chłopaku.
Płakałem długo. Ale zorientowałem się, że tak na prawdę nie powinienem. Chociaż znaliśmy się i przyjaźniliśmy od urodzenia, to wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Kochałem go, nie jak przyjaciela. Ale jak chłopaka. Wiem, że to dziwne, ale miłość nie wybiera..

~
1.06.2010 rok.

Poprawiłem loczki i założyłem mój kremowy szal na szyję. Matka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.
-Na pewno przejdziesz, wierzę w ciebie! - przycisnęła mnie do siebie. - a teraz idź.
Z uśmiechem wszedłem na scenę. Tłum dziewczyn z prawego kąta sali zapiszczało, a ja zachichotałem. Stanąłem na krzyżyku przy mikrofonie nadal szczerząc się.
-Witaj! Jak ci na imię? - jeden z jurorów zapytał.
-Jestem Harry Styles. - przeszedłem wzrokiem cały tłum ludzi.
-Ile masz lat?
-Szesnaście.
-A co nam zaśpiewasz? - kobieta w czarnych włosach uśmiechnęła się.
-Stevie Wonder - Isn't she lovely. - powiedziałem a kobieta uśmiechnęła się.
-Isn't she lovely
Isn't she wonderfull
Isn't she precious
Less than one minute old
I never thought thought love we'd be
Makong one as lovely as she 
But isn't she lovely made from love..  - zaśpiewałem jedną zwrotkę a widownia zaczęła klaskać i krzyczeć.
-To było niesamowite.. - mężczyzna, zapewne rada jurorów odezwał się. - myślę że wszyscy są na tak?
-Pewnie - powiedzieli z uśmiechem.
-O mój Boże. - zachichotałem - dziękuję! - krzyknąłem do niech schodząc ze sceny. Gdy już nie było mnie widać rzuciłem się na matkę i siostrę. Uroniłem łzę uświadamiając sobie że przeszedłem do następnego etapu.

1.07.2010 rok.

Rozmawiałem właśnie z moim kolegom; Niallem przed kolejnym etapem, gdy nagle zobaczyłem coś co mnie zwaliło z nóg.
-Ym.. Niall. Może pójdziemy gdzie indziej? Strasznie tu duszno. - chciałem jak najszybciej wyjść z pomieszczenia by nie natrafić na chłopaka. Tak, Louisa Tomlinsona.
-Coś się stało? - odwrócił się gdy zobaczył że patrzę mu za plecy. - to jest Louis. Bardzo miły gość.
-Proszę, bardzo tu duszno. - nalegałem.
-Może was przedstawię? - zignorował moje pytanie. - zaprzyjaźnilibyście się.
-Niall. Proszę. - mówiłem przez zęby gdy szatyn zaczął zbliżać się w naszą stronę. Niestety Blondyn nawet nie ruszył z miejsca, a chłopak dotarł do nas.
-H-harry? - zapytał dukając.
-Niall, chodźmy. - mruknąłem do blondyna nawet nie patrząc na mojego byłego przyjaciela.
-To wy się znacie? - zapytał.
-Niestety. - szepnąłem jak najmniej słyszalnie.
-Harry! - złapał mnie za łokieć. -Harry! - powtórzył moje imię gdy wyrwałem się z jego uścisku.
-Czego?! - podniosłem głos.
-Posłuchaj.. - szepnął.
-Chcesz mi opowiedzieć jak miałeś wspaniałe życie gdy zostawiłeś mnie samego?! A może chcesz kolejny raz spieprzyć mi życie? Louis, byłeś moim jedynym przyjacielem, a ty tak po prostu odszedłeś!
Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Nie przejąłem się tym, ale ściszyłem głos.
-Harreh.. - wypowiedział moje imię szeptem. - to nie tak. Przepraszam..
-Myślisz że to wystarczy? - syknąłem.- stłucz talerz i powiedz "przepraszam". Jak myślisz pozbiera się? - milczał. - no właśnie.
-Wyjechałem bo nie chciałem Cię stracić.
-A myślisz że nie straciłeś właśnie wyjeżdżając? - zapytałem. - dlaczego nie chciałeś mnie zranić? Przecież mówiliśmy sobie wszystko..
Chłopak podszedł do mnie i przytulił mocno.
-Bo Cię kocham, Harreh.. - wyszeptał mi do ucha. - nie jak przyjaciela.
-Ja ciebie też. - również wyszeptałem i zamknąłem go w uścisku.

--
Hahah, kolejny Larry.
Podoba się?

niedziela, 16 czerwca 2013

Harry

Chwyciłem za mój czarny kapelusz i ułożyłem go sobie na włosach. Spojrzałem w lustro poprawiając wystające na wszystkie strony loczki i sprawdziłem czy nie jestem gdzieś brudny. Mój telefon włożyłem do kiszeni, a na nos włożyłem carne Ray Ben'y. Uśmiechnąłem się i wyszedłem z domu trzaskając cicho drzwiami. Zakluczyłem je, po czym schowałem klucz w doniczce.

Ubrałam czarną podkoszulkę i niebieskie szorty oraz moje nowe Vansy, które dostałam na urodziny od mamy. Moje białe Ray-Ben'y siedziały na nosie, gdy poprawiałam rudawą kitkę. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze i chwyciłam iPod'a z marmurowego blatu. Na moim ramieniu zawiesiłam czarną torbę. Wyszłam z domu i zakluczyłam drzwi. 

Spacerowym krokiem szedłem przez park. W lewej ręce trzymałem mój telefon i próbowałem nadążyć z odpisywaniem na esemesy. Niall, Zayn, Lou i Li wysyłali teraz mi najmniej wiadomości, a najwięcej styliści, menagerowie i ochroniarze. Mógłbym przysiąc, że oddałbym wszystko żeby mieć co najmniej pół godziny spokoju.

Usiadłam na ławce w parku sprawdzając wiadomości. Pustka. Nie zwlekając włączyłam muzykę i odchyliłam lekko głowę. Czułam przyjemny wiatr tulący moją twarz. Uśmiechnęłam się do siebie przymykając oczy. Promienie słońca ogrzewały moje ciało, tak że małe kropelki potu powoli zaczęły spływać z mojego czoła. Irytowało mnie to, jednak nic nie powinno zepsuć mi tak pięknego dnia. 

Usiadłem na ławce nadal odpisując na wiadomości. Powoli zaczynało mnie to denerwować , więc wyłączyłem komórkę i schowałem ją do kieszeni. Wiem, że będę mieć przechlapane, jednak pozwolę sobie na minimum pięć minut spokoju.
Spojrzałem przed siebie. Ujrzałem dziewczynę o rudych włosach i wspaniałej urodzie. Na chwilę straciłem rozum i zapatrzyłem się na nią. Ściągnęła okulary i zauważyła mnie. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła że na nią patrzę. Lekko pomachała mi, po czym wstała i odeszła. Wlepiałem ślepia w ławkę która pozostała pusta i zorientowałem się że jej nie ma.

Zaśmiałam się wspominając sytuację sprzed chwili. Jeszcze nie miałam w życiu takiej sytuacji, że ktoś wgapiał się we mnie. Ale z drugiej strony to miłe, że ktoś zwraca na mnie uwagę. A może to dlatego że jestem brudna? Odruchowo sprawdziłam swój strój z tyłu i z przodu. A może mam szopę na głowie? Poprawiłam włosy w szybie obok mnie. Albo coś zrobiłam co go zdziwiło? Nie przypominam sobie.. 
Weszłam do kawiarenki, od razu kierując się do lady. Dziewczyna z miłym uśmiechem podeszła do mnie. Zamówiłam Latte Vanilia Poprosiła abym usiadła przy stoliku i poczekała. 

Wszedłem do kawiarni. Nie zwracając uwagi na nic podszedłem do lady i zamówiłem gorącą Latte. Wyciągnąłem pieniądze i położyłem na marmurze lekko uśmiechając się. Usiadłem przy stoliku pod oknem. Miałem widok na całą Oxford Street.
Podniosłem mój kapelusz i przeczesałem włosy po czym nakrycie głowy znowu pojawiło się na moich włosach. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przyjrzałem się wszystkim, ale w tłumie ludzi ujrzałem znajomą twarz. To ona. Znów się zaciąłem. Wpatrywałem się w jej piegowatą twarz, i dopiero teraz dostrzegłem, że jej oczy są ciemnobrązowe. Zdjąłem okulary aby lepiej ją obejrzeć, lecz przerwała mi chwilę kelnerka z kawą. Podziękowałem jej nie patrząc na nią. Dziewczyna także dostała kawę. Jej uśmiech był piękny.

Podziękowałam za kawę szczerym uśmiechem. Upiłam łyk rozglądając się po kawiarni. Chłopak o loczkowatych włosach przykuł moją uwagę. To on. Nie miał okularów więc mogłam mu się bardziej przyjrzeć. Przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, lekko uśmiechając się. Odwróciłam wzrok i dopiłam kawę. Pieniądze zostawiłam na stoliczku. Chwyciłam torbę i wstałam z miejsca. Opuściłam miejsce. Ktoś zadzwonił gdy szłam przez ulicę. Nie patrząc na telefon odebrałam. To Liam! Zaproponował mi imprezę u niego w domu. Od razu się zgodziłam, lecz miałam tylko godzinę na przygotowanie się. Popędziłam do domu. 

Włączyłem telefon i od razy ukazało mi się pięćdziesiąt wiadomości i trzy nieodebrane połączenia. Wśród połączeń był Liam. Przynajmniej do niego oddzwonię.
Ugh, znowu impreza. Nie mam ochoty iść, ale nie chce zrobić przykrości mojemu przyjacielowi. Zgodziłem się, po czym wróciłem do domu.
Po niecałych trzydziestu minutach miałem na sobie granatową koszulę w białe serca i czarne rurki. Na nogach czarne buty, a włosy były w nieładzie - jak zawsze. Spojrzałem w lustro poprawiając czuprynę i wyszedłem z domu.

Czarna sukienka znalazła się na moim ciele. Do tego założyłam granatowe szpilki i tego samego koloru żakiet. Kręcone włosy pozostawiłam rozpuszczone. Przejechałam tuszem po rzęsach, po czym przejechałam usta różowym błyszczykiem. Jeszcze tylko małe poprawki z włosami i wyszłam z domu. 

Rudowłosa weszła do dużego domu i od razu rzucił jej się w oczy Loczek. On też ją zauważył i podszedł do niej razem z Liam'em. Przywitała się z szatynem całusem w policzek, a Loczkowi podała rękę. 
-Jestem Harry. - odezwał się szeroko uśmiechając.
-Jestem [T.I]. - również uśmiechnęła się. 
Stali na przeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Ich ręce były złączone, a serca biły szybciej niż to dozwolone. [T.I] dostała motylów w brzuchu, za to Harry nie umiał wyjąkać nic sensownego. 

Co to za uczucie? 
To miłość.


-

To pierwszy takie imagin... jak wam się podoba?

sobota, 8 czerwca 2013

Lou

-Masz kogoś na oku? - moja przyjaciółka zapytała, idąc środkiem korytarza.
-Może.. - uśmiechnęłam się lekko patrząc w ziemię. 
-Kto?! - klasnęła w dłonie i chwyciła moje ramiona. Zaśmiałam się powoli czerwieniejąc. 
-Lou. - mruknęłam cicho, tak aby nikt nie słyszał. - ale nie mów nikomu. Proszę. 
-Nie martw się. - położyła swój wskazując palec na swoich ustach i puściła mi oczko. 

-

-[T.I]! Haha, na prawdę się we mnie zakochałaś?! - mówił głośno śmiejąc się donośnie. 
-Co? Co ci przyszło na myśl? - zrobiłam dziwną minę. 
-Mam pewne źródła.. - chytrze się uśmiechnął. - między innymi twoją psiapisółę.
-Louis, ja.. 
-Nie tłumacz się. - zachichotał - i tak nie masz szans. Pff..
Odwrócił się na pięcie i razem ze swoimi kolegami odszedł w przeciwną stronę. Ja stałam wryta, nogi pode mną się uginały, a łzy zamazywały obraz przed oczami. 
Wszyscy wokół mnie zaczęli się głośno naśmiewać z moich uczuć. Łzy powoli spływały z moich policzków. Jak najprędzej wybiegłam ze szkoły, by nie rozryczeć się jeszcze głośniej. 
Przysiadłam pod małym murkiem głośno łkając. Przypomniałam sobie że w torbie mam paczkę leków przeciwbólowych. Sięgnęłam po nie chwilę kręcąc w dłoni. Lewą ręką starłam łzy, a po chwili tabletki były już w moich ustach. 
Sięgnęłam po wodę do mojej torby. Upiłam kilka łyków, równocześnie połykając pastylki. 
-Będzie dobrze. - szepnęłam powoli odpływając. 

Dlaczego się śmiał? Dlaczego z przyjaciela zmienił się we wroga? 
Teraz [T.I] się nie dowie. Już za późno, za późno na jakiekolwiek słowo, wyjaśnienie. 

Przyjemny ból.
Ciemność. 
Śmierć. 
Spełnienie.
Odpoczynek od problemów.
Wieczny odpoczynek.. 

-

Macie taki krótki, so sorry,