17.06.2007 rok.
Siedziałem oparty o ścianę przy klasie. W uszach rozbrzmiewała muzyka której nawet nie znałem. Westchnąłem słysząc stłumiony dźwięk dzwonka na lekcje. Wstałem od razu chwytając torbę. Cała klasa weszła do środka, w tym ja na końcu. Popędziłem przez pół klasy by naleźć się koło ławki przy ścianie. Wyciągnąłem książki do Chemii i rzuciłem plecak w kąt.
Przymknąłem oczy z zanudzenia. Gdy nagle nauczycielka odezwała się.
-Kochani, to jest was nowy kolega, Louis Tomlinson. - mówiła ciepło. Otworzyłem oczy nie dowierzając. Odruchowo przetarłem oczy po czym jeszcze raz spojrzałem na chłopaka. A zarazem przyjaciela. - Louis miał problemy szkolne przez co przeniósł się do nowej szkoły i młodszej klasy. - w tym momencie szatyn spuścił wzrok. Wiedziałem że nie było mu łatwo.
-Cześć. - wymamrotał cicho machając klasie. Przeskakiwał po wszystkich uczniach i w końcu zauważył mnie. Widać było że też jest zaskoczony. Uśmiechnął się szeroko i pomachał mi z większym entuzjazmem. Poklepałem miejsce koło mnie. Lou od razu ruszył w moją stronę, po czym przysiadł na krześle tuż przy mnie.
-Stary co ty tu robisz?! - mówiłem szeptem szczerząc się.
-Ymm.. nie przeszedłem do następnej.. już drugi raz. - prychnął cicho. - ale nadrobię to.
-Mam nadzieję. - mrugnąłem.
10.12.2008 rok.
-Lou! - krzyknąłem widząc siedzącego chłopaka na ławce. Odwrócił się do mnie i pomachał mi. Podbiegłem do niego i usiadłem przy nim. - to co chciałeś?
-Musimy pogadać. - mówił.
-Aaa... chcesz pożyczyć kasę? Spisać zadanie? - pytałem.
-Nie, Harreh. - schował twarz w dłonie. - tym razem to coś innego.
-Ym.. a no tak! Za niedługo masz swoją sweet szesnastkę. Bez obawy mam już prezent - puściłem mu oczko.
-Nie Harry. - podniósł lekko głos.
-To o co chodzi? - zadziwiłem się.
-Muszę wyjechać. - szepnął nawet na mnie nie patrząc. - na dłużej.
-Ale będziesz mnie odwiedzać? - pytałem.
-Harry.. - westchnął i wtedy pierwszy raz na mnie spojrzał. - to nie takie łatwe..
Westchnąłem i poprawiłem moje loczki. Oderwałem wzrok od mojego przyjaciela i spojrzałem w dal. Louis chciał złapał mnie za rękę ale w odpowiednim momencie odsunąłem się na bezpieczna odległość. Spojrzałem na swój nadgarstek gdzie wisiała bransoletka z muliny którą dostałem na urodziny od Louis'a. Szarpnąłem za nią, a ona spadła z mojej ręki. na udo. Rzuciłem nią w chłopaka i podniosłem się z ławki.
-Tak po prostu mnie zostawiasz? Po prawie czternastu latach przyjaźni? - mówiłem przez łzy. - straszny dupek z ciebie.
-Harreh... - wyszeptał.
-Nie nazywaj mnie tak. - spuściłem wzrok i ponownie przeczesałem loczki.
-To też dla mnie trudne. - mamrotał.
Ja spojrzałem na niego ostatni raz by zapamiętać rysy jego twarzy. W sumie co ja robię? Nie chcę go pamiętać. Odwróciłem się na pięcie, po czym zacząłem zmierzać ku mojego domu.
Nie chciałem płakać. Ale łzy lały mi się strumieniami, a ludzie na ulicy patrzyli na mnie dziwnie. Chociaż miałem tylko 14 lat, wyglądałem jakbym miał 16.
Zacząłem biec przed siebie. Łzy zamazywały wszystko, a nogi plątały się.
Wpadłem do domu gorzko łkając. Matka i Gemma od razu weszły do holu słysząc mój płacz. Spojrzały na siebie po czym podeszły do mnie.
-Kochanie..
-Zostawcie mnie! - krzyknąłem na nie. Po raz pierwszy odkąd się urodziłem podniosłem głos na matkę i siostrę. Plącząc się i potykając pobiegłem na górę i zamknąłem się w pokoju. Opadłem na łóżko nie mogąc zapomnieć o chłopaku.
Płakałem długo. Ale zorientowałem się, że tak na prawdę nie powinienem. Chociaż znaliśmy się i przyjaźniliśmy od urodzenia, to wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Kochałem go, nie jak przyjaciela. Ale jak chłopaka. Wiem, że to dziwne, ale miłość nie wybiera..
~
1.06.2010 rok.
Poprawiłem loczki i założyłem mój kremowy szal na szyję. Matka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.
-Na pewno przejdziesz, wierzę w ciebie! - przycisnęła mnie do siebie. - a teraz idź.
Z uśmiechem wszedłem na scenę. Tłum dziewczyn z prawego kąta sali zapiszczało, a ja zachichotałem. Stanąłem na krzyżyku przy mikrofonie nadal szczerząc się.
-Witaj! Jak ci na imię? - jeden z jurorów zapytał.
-Jestem Harry Styles. - przeszedłem wzrokiem cały tłum ludzi.
-Ile masz lat?
-Szesnaście.
-A co nam zaśpiewasz? - kobieta w czarnych włosach uśmiechnęła się.
-Stevie Wonder - Isn't she lovely. - powiedziałem a kobieta uśmiechnęła się.
-Isn't she lovely
Isn't she wonderfull
Isn't she precious
Less than one minute old
I never thought thought love we'd be
Makong one as lovely as she
But isn't she lovely made from love.. - zaśpiewałem jedną zwrotkę a widownia zaczęła klaskać i krzyczeć.
-To było niesamowite.. - mężczyzna, zapewne rada jurorów odezwał się. - myślę że wszyscy są na tak?
-Pewnie - powiedzieli z uśmiechem.
-O mój Boże. - zachichotałem - dziękuję! - krzyknąłem do niech schodząc ze sceny. Gdy już nie było mnie widać rzuciłem się na matkę i siostrę. Uroniłem łzę uświadamiając sobie że przeszedłem do następnego etapu.
1.07.2010 rok.
Rozmawiałem właśnie z moim kolegom; Niallem przed kolejnym etapem, gdy nagle zobaczyłem coś co mnie zwaliło z nóg.
-Ym.. Niall. Może pójdziemy gdzie indziej? Strasznie tu duszno. - chciałem jak najszybciej wyjść z pomieszczenia by nie natrafić na chłopaka. Tak, Louisa Tomlinsona.
-Coś się stało? - odwrócił się gdy zobaczył że patrzę mu za plecy. - to jest Louis. Bardzo miły gość.
-Proszę, bardzo tu duszno. - nalegałem.
-Może was przedstawię? - zignorował moje pytanie. - zaprzyjaźnilibyście się.
-Niall. Proszę. - mówiłem przez zęby gdy szatyn zaczął zbliżać się w naszą stronę. Niestety Blondyn nawet nie ruszył z miejsca, a chłopak dotarł do nas.
-H-harry? - zapytał dukając.
-Niall, chodźmy. - mruknąłem do blondyna nawet nie patrząc na mojego byłego przyjaciela.
-To wy się znacie? - zapytał.
-Niestety. - szepnąłem jak najmniej słyszalnie.
-Harry! - złapał mnie za łokieć. -Harry! - powtórzył moje imię gdy wyrwałem się z jego uścisku.
-Czego?! - podniosłem głos.
-Posłuchaj.. - szepnął.
-Chcesz mi opowiedzieć jak miałeś wspaniałe życie gdy zostawiłeś mnie samego?! A może chcesz kolejny raz spieprzyć mi życie? Louis, byłeś moim jedynym przyjacielem, a ty tak po prostu odszedłeś!
Oczy wszystkich skierowały się na mnie. Nie przejąłem się tym, ale ściszyłem głos.
-Harreh.. - wypowiedział moje imię szeptem. - to nie tak. Przepraszam..
-Myślisz że to wystarczy? - syknąłem.- stłucz talerz i powiedz "przepraszam". Jak myślisz pozbiera się? - milczał. - no właśnie.
-Wyjechałem bo nie chciałem Cię stracić.
-A myślisz że nie straciłeś właśnie wyjeżdżając? - zapytałem. - dlaczego nie chciałeś mnie zranić? Przecież mówiliśmy sobie wszystko..
Chłopak podszedł do mnie i przytulił mocno.
-Bo Cię kocham, Harreh.. - wyszeptał mi do ucha. - nie jak przyjaciela.
-Ja ciebie też. - również wyszeptałem i zamknąłem go w uścisku.
--
Hahah, kolejny Larry.
Podoba się?
O Boże jaki zajebiasty... Larry <3
OdpowiedzUsuń