-Myślisz, że zrezygnuję z miłości bo ty mi każesz? - zapytałam mojej przyjaciółki - kocham go, a on mnie.
-Kochanie, Liam może mieć każdą, a teraz padło na Ciebie. Pobawi się i zostawi, jak z tamtymi. - naciskała na mnie.
-Uważasz, że jestem nie warta niczyjej miłości? - zapytałam, a moja dolna warga aż zadrżała - powinnaś mnie wspierać... a ty mi odradzasz..
-Nie, nie to miałam na myśli..
-Daruj sobie. - szepnęłam i rozłączając się, odłożyłam telefon na półkę nocną.
Westchnęłam, przecierając oczy, które były pełne łez. Dlaczego każdy się sprzeciwiał temu związkowi? Dlaczego każdy był negatywnie nastawiony? Liam mnie kocha, mówił mi to już kilka razy. Jesteśmy razem od połowy roku, a nadal każdy mi wciska, że mnie zostawi.
-Puk puk! - cichutkie pukanie wyrwało mnie z zamyśleń. Skierowałam oczy do drzwi i napotkałam tam Liama. Stał z założonymi rękami z tyłu i patrzył mi prosto w oczy. - co się stało?
-Wszyscy znowu na mnie naciskają.. mówią mi że mnie zostawisz.. - odwróciłam wzrok, by nie napotkał łez, które spływają po moich policzkach. - nawet rodzina..
-Ej, skarbie. - podszedł do łóżka i usiadł na skraju - nie wierz w to, dobrze? - załapał moją dłoń i ścisnął ją mocno. - jesteśmy razem pół roku, kocham Cię i nie mam zamiaru cię zostawiać. Wiem, że z paroma dziewczynami mi nie wyszło, ale z tobą jest inaczej.. rozumiesz?- tłumaczył kładąc się koło mnie. Jedną ręką oplótł moje biodra i przytulił do siebie.
-Gdy skończę osiemnaście lat, wyjadę stąd. Oni nie rozumieją że jestem szczęśliwa. - mówiłam, prawie dławiąc się łzami.
-Hej, nie płacz - przycisnął mnie bardziej do siebie i pocałował w czoło - kocham cię.
-Ja ciebie też. - spojrzałam mu w oczy - szkoda że nikt poza tobą tego nie rozumie.
Pocałował mnie mocno i czule. Jego ciepłe i wilgotne wargi muskały moje z delikatnością i czułością. Odwzajemniłam to, po czym wsunęłam język między jego wargi. On uśmiechnął się lekko, wplątując palce w moje włosy.
-W ogóle kto cię tu wpuścił? - odczepiłam się od chłopaka, zastanawiając się.
-Twoja mama. - mruknął jeżdżąc palcem po moim policzku. Oblizał wargi i uśmiechnął się chytrze - ona jedyna mnie lubi.
-Szkoda, ze ona jedyna..
-Ej, ej ! Nie ma gadania, jasne? Nie rozmawiajmy o tym. - zatkał mi usta dłonią. - O! Mam coś dla ciebie. - nagle olśniło go. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, prostokątne pudełeczko.
Wsunął mi je w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę wpatrywałam się w pakunek, ale po chwili odchyliłam wieczko, a w nim srebrna, śliczna bransoletka z małym breloczkiem w kształcie litery "L". Uśmiechnęłam się patrząc na mojego chłopaka. On tylko cmoknął mnie w usta.
Założyłam prezent na nadgarstek, podziwiając go. Na prawdę był śliczny.
Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam zapachem.
-
Wróciłam do domu z reklamówkami zakupów. Rozpakowałam wszystko, chowając odpowiednie rzeczy do lodówki i półek, po czym usiadłam na kanapie w salonie i otwarłam dopiero co zakupioną gazetę. Od razu rzucił mi się w oczy artykuł o mnie i Liamie.
"Czy to prawdziwa miłość, a może oszustwo?! My znamy odpowiedź!
Liam Payne (l. 20) i [t.i] [t.n.] (l. 17) od ponad połowy roku są brani jako prawdziwa para! I tak jest! Zakochańce spędzają razem cały swój wolny czas, a ostatnio dowiedzieliśmy się parę słów o tym związku od samego Liama!
-"Na prawdę się kochamy. Ci którzy w to nie wierzą, muszą być na prawdę głupi. Ostatnio rozmawiałem z moją dziewczyną. Było jej bardzo przykro, że nawet przyjaciele odradzają jej związku ze mną. Wiem, że wiele z nich mi nie wychodziło.. ale teraz to jest ta jedyna. Zauważcie, że z tamtymi dziewczynami byłem po miesiąc, a z [t.i] jestem już ponad pół roku!"
Liam ma rację, nie powinniśmy robić awantury. Czasem trzeba próbować, żeby znaleźć tą odpowiednią. "
Uśmiechnęłam się do siebie, czytając artykuł. To miło, że próbują udowodnić że to wszystko jest prawdziwe.
Wybrałam numer do Liama. Po trzech sygnałach odebrał.
-Cześć kochanie. - mówił wesoło - widziałaś artykuł?
-Właśnie czytam - zaśmiałam się. - jesteś niesamowity.
-Staram się ciebie uszczęśliwić. - powiedział.
-Udało ci się. - zachichotałam. - może dotrze to do kogoś.
-A wiesz.. - zaczął. - rozmawiałem z twoimi rodzicami i Darią.. i oni nam uwierzyli. Haha, sam w to nie wierzę, ale powiedzieli, że jeśli się kochamy, to nie stoją nam na drodze! - mówił zafascynowany.
-Na prawdę? - aż podskoczyłam z krzesła. - tak bardzo się cieszę!
-Kocham cię. - szepnął. - muszę kończyć, zaraz próba.
-Pa. - powiedziałam wesoło rozłączając się.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, wpatrując się w prezent Liama. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, chichocząc ze szczęścia.
Wszystko wraca do normy!
--
chujowe pozdrawiam
środa, 25 września 2013
niedziela, 22 września 2013
Harry
-Wróciłem! - krzyknąłem z holu rozbierając mój płaszcz. Po chwili rudowłosa piękność wyszła zza ściany, ale jej mina nie była zbyt wesoła. Wykrzywione usta w grymasie i zmarszczone brwi, nie wróżyły dobrze. - coś się stało?
-No nie wiem - powiedziała z sarkazmem patrząc na swój zegarek. - troszeczkę się spóźniłeś. - mruknęła z ironią, na co ja westchnąłem. - jakieś trzy godziny. - dokończyła.
-[T.I], przepraszam. Chłopaki wzięli mnie na piwo, jakoś tak się złożyło, zagadałem się.. i nie spojrzałem na zegarek - tłumaczyłem się, całkiem szczerze. Ogarnęło mnie poczucie winy, za to, że nawet nie zadzwoniłem. - kiciu...
Uśmiechnęła się leciutko, ale to chyba nie było szczere.
-Przygotowałam kolację, ale już ją zjadłam. Twoja leży na stole. Smacznego. - mówiła cicho, ze smutkiem. Ominęła mnie, by dojść do schodów. Po chwili zniknęła u góry. Ja stałem przez chwilę trzymając się za włosy. Powinienem zadzwonić, prawda?
Zignorowałem to, że posiłek na mnie czeka i pobiegłem za nią do góry, przeskakując co dwa schodki. Drzwi do sypialni były uchylone, więc skierowałem się w tamtą stronę.
Zapukałem cicho, uchylając szerzej drzwi. Stała tak, odwrócona do mnie plecami. Swój wzrok wlepiała za okno, jakby czegoś tam szukała. Gdy usłyszała moje kroki, odwróciła się i spojrzała mi w oczy.
-Ej, miśku. - podszedłem do niej i mocno przytuliłem. - przepraszam. Mogłem zadzwonić.
-Mogłeś. - znów krzywo uśmiechnęła się. - nie ważne..
Uniosłem palcem jej podbródek i spojrzałem w oczy. Po chwili lekko pocałowałem w usta, a ta zachichotała. Uśmiechnęła się szeroko, na co moje serce szybciej zabiło i rozmiękło.
-Ile już jesteśmy razem? - zapytałem nadal trzymając jej podbródek, tak by na mnie patrzała.
-Nie wiem.. - przez chwilę zastanowiła się. - niecałe pół roku.
-[T.I].. kocham Cię. - szepnąłem jej prosto do ust. Jej oczy powiększyły się, a z ust znikł uśmiech. Nie umiałem opisać, jak zdziwiona była. Przez chwilę bałem się, że mnie odrzuci, lecz ona uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej. Jak mógłbym tak pomyśleć? Przecież ona mi to ciągle, mówi. A ja? Ja dopiero pierwszy raz odważyłem się jej to powiedzieć.
-Harry.. - zachichotała - przecież..
-Trochę się bałem. Bo nigdy nie byłem w prawdziwym związku.. mamy po te dwadzieścia lat, a ja na prawdę cię kocham, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiłem. Zależy mi na tobie, [t.i] - powiedziałem na jednym wydechu. Mój żołądek przez chwilę wydawał się ściśnięty, jakby pięścią, lecz gdy dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, wszystko ustąpiło.
-Ja też cię kocham. - szepnęła przybliżając mnie do siebie. - bardzo mocno, wiesz?
Zachichotałem i wpiłem się w jej usta zachłannie. Odwzajemniła pieszczotę, wplątując palce w moje włosy. Uwielbiałem gdy bawiła się moimi loczkami. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale przyjemność nie trwała długo, bo mój telefon zaczął wibrować. Niechętnie odsunąłem się od Rudej i spojrzałem na wyświetlacz.
-Halo? - próbowałem być poważny, lecz pocałunki na mojej szyi, doprowadzały mnie do obłędu.
-Harry, zapomniałeś ze studia tekstów i telefonu. - głos blondyna rozbrzmiał w słuchawce.
-Weź je ze sobą, proszę. Jutro mi je przyniesiesz. - poprosiłem, odciągając od siebie rudą. On chichotała, składając pocałunki na mojej szczęce.
-Masz szczęście, że już to zrobiłem, chciałem je tam zostawić. - mówił - co ty robisz?
-Nic. - zaśmiałem się. - muszę kończyć. - rozłączyłem się i rzuciłem mój telefon na półkę obok. [t.i] znów pocałowała mnie w usta zachłannie, co oddałem. Chwyciłem ją w talii, bardziej przyciągając do siebie. Po chwili moje dłonie zjechały trochę niżej, do pośladków. Ścisnąłem je mocno, na co jej reakcją było głośne jęknięcie. Oplotła nogami moje biodra, a rękoma objęła moją szyję.
Zrobiłem kilka kroków w tył, tracąc równowagę. Nagle poczułem jak opadam na coś miękkiego. Oczami powędrowałem na bok. Uświadomiłem sobie, że leżymy na łóżku. Zaśmiałem się wdzięcznie, a dziewczyna oderwała się ode mnie i popatrzała zdziwiona w moje oczy. Po chwili wybuchnęła śmiechem, uświadamiając sobie co się stało.
-Dosyć tego dobrego. - zeszła ze mnie. Stanęła tuż przy łóżku, z dłoniami na biodrach. Mrugnąłem kilka razy, nie kryjąc mojego zdziwienia. - kolację jeść, marsz! - pogoniła mnie - bo będziesz spał na kanapie!
Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół. Ona śmiała się głośno, biegnąc za mną.
Gdy dotarłem do kuchni, zobaczyłem talerz ze spaghetti i lampkę wina. Odwróciłam się do dziewczyny i cmoknąłem do niej.
Ona jest niesamowita. Dlaczego nie poznałem jej wcześniej?
Zajadałem się makaronem dopóki ona nie stanęła koło stołu i nie zabrała mi talerza. A przecież została jeszcze połowa pełna.
-No ej! - jęknąłem wstając. Na odwróciła się razem z talerzem chichocząc. Uniosłem ręce nad jej ramionami i próbowałem chwycić talerz. Po chwili zrezygnowałem i usiadłem z powrotem udając obrażonego. Założyłem ręce na piersi.
Usłyszałem tylko jak coś spada do worka, przy tym stukając w talerz. Ona wyrzuciła moje spaghetti!
Po chwili jej ciepłe dłonie dotknęły mojego policzka. Chociaż uwielbiałem jak to robi, to udawałem niewzruszonego.
-Kochanie. - szepnęła mi do ucha.
Milczałem, ale pod jej dotykiem trochę rozluźniłem się.
-Wyrzuciłaś moje spaghetti! - naburmuszyłem się jak małe dziecko. - to nie fair!
Odwróciła moją głowę w prawo i zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, czul pocałowała mnie. Odwzajemniłem to chętnie i jeszcze czulej.
-Wynagrodzę ci to. - szepnęła - hm?
-Niby jak? - wymruczałem cicho, patrząc na jej piękne usta.
-Chodź. - mruknęła wychodząc z kuchni. Usłyszałem jak wspina się po schodach. Rozszerzyłem usta, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Zanim zdążyłem pomyśleć pobiegłem za nią do sypialni.
-
JEZU XD
HAHA
-Ej, miśku. - podszedłem do niej i mocno przytuliłem. - przepraszam. Mogłem zadzwonić.
-Mogłeś. - znów krzywo uśmiechnęła się. - nie ważne..
Uniosłem palcem jej podbródek i spojrzałem w oczy. Po chwili lekko pocałowałem w usta, a ta zachichotała. Uśmiechnęła się szeroko, na co moje serce szybciej zabiło i rozmiękło.
-Ile już jesteśmy razem? - zapytałem nadal trzymając jej podbródek, tak by na mnie patrzała.
-Nie wiem.. - przez chwilę zastanowiła się. - niecałe pół roku.
-[T.I].. kocham Cię. - szepnąłem jej prosto do ust. Jej oczy powiększyły się, a z ust znikł uśmiech. Nie umiałem opisać, jak zdziwiona była. Przez chwilę bałem się, że mnie odrzuci, lecz ona uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej. Jak mógłbym tak pomyśleć? Przecież ona mi to ciągle, mówi. A ja? Ja dopiero pierwszy raz odważyłem się jej to powiedzieć.
-Harry.. - zachichotała - przecież..
-Trochę się bałem. Bo nigdy nie byłem w prawdziwym związku.. mamy po te dwadzieścia lat, a ja na prawdę cię kocham, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiłem. Zależy mi na tobie, [t.i] - powiedziałem na jednym wydechu. Mój żołądek przez chwilę wydawał się ściśnięty, jakby pięścią, lecz gdy dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, wszystko ustąpiło.
-Ja też cię kocham. - szepnęła przybliżając mnie do siebie. - bardzo mocno, wiesz?
Zachichotałem i wpiłem się w jej usta zachłannie. Odwzajemniła pieszczotę, wplątując palce w moje włosy. Uwielbiałem gdy bawiła się moimi loczkami. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale przyjemność nie trwała długo, bo mój telefon zaczął wibrować. Niechętnie odsunąłem się od Rudej i spojrzałem na wyświetlacz.
-Halo? - próbowałem być poważny, lecz pocałunki na mojej szyi, doprowadzały mnie do obłędu.
-Harry, zapomniałeś ze studia tekstów i telefonu. - głos blondyna rozbrzmiał w słuchawce.
-Weź je ze sobą, proszę. Jutro mi je przyniesiesz. - poprosiłem, odciągając od siebie rudą. On chichotała, składając pocałunki na mojej szczęce.
-Masz szczęście, że już to zrobiłem, chciałem je tam zostawić. - mówił - co ty robisz?
-Nic. - zaśmiałem się. - muszę kończyć. - rozłączyłem się i rzuciłem mój telefon na półkę obok. [t.i] znów pocałowała mnie w usta zachłannie, co oddałem. Chwyciłem ją w talii, bardziej przyciągając do siebie. Po chwili moje dłonie zjechały trochę niżej, do pośladków. Ścisnąłem je mocno, na co jej reakcją było głośne jęknięcie. Oplotła nogami moje biodra, a rękoma objęła moją szyję.
Zrobiłem kilka kroków w tył, tracąc równowagę. Nagle poczułem jak opadam na coś miękkiego. Oczami powędrowałem na bok. Uświadomiłem sobie, że leżymy na łóżku. Zaśmiałem się wdzięcznie, a dziewczyna oderwała się ode mnie i popatrzała zdziwiona w moje oczy. Po chwili wybuchnęła śmiechem, uświadamiając sobie co się stało.
-Dosyć tego dobrego. - zeszła ze mnie. Stanęła tuż przy łóżku, z dłoniami na biodrach. Mrugnąłem kilka razy, nie kryjąc mojego zdziwienia. - kolację jeść, marsz! - pogoniła mnie - bo będziesz spał na kanapie!
Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół. Ona śmiała się głośno, biegnąc za mną.
Gdy dotarłem do kuchni, zobaczyłem talerz ze spaghetti i lampkę wina. Odwróciłam się do dziewczyny i cmoknąłem do niej.
Ona jest niesamowita. Dlaczego nie poznałem jej wcześniej?
Zajadałem się makaronem dopóki ona nie stanęła koło stołu i nie zabrała mi talerza. A przecież została jeszcze połowa pełna.
-No ej! - jęknąłem wstając. Na odwróciła się razem z talerzem chichocząc. Uniosłem ręce nad jej ramionami i próbowałem chwycić talerz. Po chwili zrezygnowałem i usiadłem z powrotem udając obrażonego. Założyłem ręce na piersi.
Usłyszałem tylko jak coś spada do worka, przy tym stukając w talerz. Ona wyrzuciła moje spaghetti!
Po chwili jej ciepłe dłonie dotknęły mojego policzka. Chociaż uwielbiałem jak to robi, to udawałem niewzruszonego.
-Kochanie. - szepnęła mi do ucha.
Milczałem, ale pod jej dotykiem trochę rozluźniłem się.
-Wyrzuciłaś moje spaghetti! - naburmuszyłem się jak małe dziecko. - to nie fair!
Odwróciła moją głowę w prawo i zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, czul pocałowała mnie. Odwzajemniłem to chętnie i jeszcze czulej.
-Wynagrodzę ci to. - szepnęła - hm?
-Niby jak? - wymruczałem cicho, patrząc na jej piękne usta.
-Chodź. - mruknęła wychodząc z kuchni. Usłyszałem jak wspina się po schodach. Rozszerzyłem usta, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Zanim zdążyłem pomyśleć pobiegłem za nią do sypialni.
-
JEZU XD
HAHA
poniedziałek, 16 września 2013
Wszyscy?
Gdy miałam od pięciu do dziewięciu lat, nie patrzałam na swój wygląd. Oczywiście zależało mi na dobrych ubraniach.. jak to młoda dziewczyna. Ale nigdy nie zwracałam uwagi, na to, że jestem trochę inna niż inne dziewczyny. No, może czasem zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje, że nie mieszczę się w mniejsze rozmiary. Pytałam się mojej mamy, która mówiła mi, że jestem tylko troszeczkę za gruba. Że gdy będę dbała o dietę, będę jak inne dzieci.
Próbowałam przez parę lat, jeść mniej, ubierać się tak, by nie było widać tego brzucha, pach i nóg. Nigdy nie lubiłam ubierać się zbyt krótko, nie lubiłam prześwitujących rzeczy, ani krótkich spodenek, które odkrywały większość moich nóg, lub sukienek.
Z paroma latami wszystko się zmieniło.
Wyglądałam jeszcze gorzej, na moim ciele zaczęły pojawiać się czerwone, koślawe kreseczki, grubości około centymetra. Mój brzuch był tym zapełnione, jak i pachy, biodra, oraz piersi. Nad szyją, zaczął się tworzyć drugi podbródek.
Miałam wtedy dwanaście lat, gdy po prostu stwierdziłam, że nie zmienię się. Zauważyłam także, że słowa mamy były tylko kłamstwem. Może po prostu nie wiedziała co mnie czeka?
Doszłam do wniosku, że mam wrodzoną wadę po mamie i babci. Bo one też były przy kości.
A ja próbowałam się z tym pogodzić, codziennie patrzałam w lustro, zastanawiając się, czy to kiedyś zniknie. Dwunastoletnia dziewczyna, która codziennie płacze, przez swoją wagę. Płacze, bo wie że się nie zmieni, nie będzie chuda, piękna, nie będzie miała powodzenia u chłopców.
Żyłam dalej, z tą świadomością.
Natrafiłam na nich. Na ich piękne uśmiechy, piękną muzykę i sposób bycia. One Direction.
To tak pięknie brzmi, ale nie dla każdego. Najpierw tylko ich słuchałam i zadowalałam się ich uśmiechami. Z czasem coraz bardziej ciekawili mnie. Patrzałam na nich, by tylko poprawić sobie humor. Oni zawsze byli ze mną.
Stałam się Directioner. Nie mogłam żyć bez chociaż jednej ich piosenki.
Bo to oni byli moim powodem do życia.
Ale zaczęły się hejty, ze strony brata, znajomych i nawet przyjaciół. Kryłam się z tym, że po prostu ich kocham. Kryłam się, bo bałam się kolejnego komentarza. Kolejnego negatywnego komentarza, na temat moich idoli.
Po prostu wstydziłam się, przez co miałam poczucie winy. Bo nie powinnam się wstydzić swojego idola, nie powinnam się ukrywać.
Ale moja psychika opadała.
Chodziłam do szkoły, znalazłam paru przyjaciół. Tych kilu wariatów, którzy rozśmieszali mnie do łez, którzy żartowali ze mną, którzy pomagali mi w trudnych chwilach.
Bywały kłótnie, ale takie dziecinne. Mieliśmy przecież po dwanaście lat, a nasze sprzeczki były głównie, o to, że ktoś nie chciał dać spisać zadania, nie pożyczył pieniędzy na batona lub skrytykował ubranie. Ale zawsze godziliśmy się, i wszystko było okej.
Gdy skończyłam trzynaście lat, w dzień moich urodzin, znów spojrzałam w lustro. Moje rude włosy były spięte w koka, na górnej części ciała miałam męską koszulkę, moją ulubioną, a na nogach czarne rurki. Mój styl ubierania się, nie był nadzwyczajny. Nienawidziłam damskich rzeczy. Nosiłam tylko i wyłącznie trampki, rurki, spodnie dresowe, moro.. i inne rzeczy. Moje t-shirty tworzyły wielką ciemną kupkę w szafie.
A w lato?
W lato nosiłam męskie szorty i męskie koszulki. Nie nosiłam niczego innego. by nie odkrywać ciała.
Z dniami moje zdrowie psychiczne cierpiało. Czułam się samotna, chociaż było wokół mnie mnóstwo ludzi. Ale już nie przyjaciół. Siedziałam w domu, słuchając dołującej muzyki. Żyłam normalnie, ale w pewnym sensie było ciemno. Ciemno, smutno, samotnie.
Jeździłam na wakacje na wieś, z myślą że tam odpocznę. Ale gdy grupką znajomych siedzieliśmy na trawie, jeden z chłopaków odezwał się.
"Ej, a ty tak spuchłaś przez te komary, czy masz tak naturalnie?"
To zabolało.
Ze łzami w oczach wstałam i zaczęłam biec. Nie zważałam na to, że jest ciemno, że boję się chodzić sama po lesie.
Zmierzyłam w kierunku małego pomostu, nad rzeką gdzie uwielbiałam siedzieć. Szum wody pomagał mi się uspokoić, a lekki wiatr zawsze pachniał lasem.
Ale nie byłam sama. Moja przyjaciółka, pobiegła za mną, usiadła koło mnie i przytuliła mocno, nic nie mówiąc. Pamiętam jak puściła piosenkę "Owl city - firefiles" i po prostu mi ją zaśpiewała. Jej głos uspokoił mnie, doprowadził do lekkiego uśmiechu.
Julia zawsze pomagała mi, nie mogła się na mnie złościć. Rozśmieszała mnie, kochałam ją, ale dopiero gdy miałam te naście lat tak na prawdę zaprzyjaźniłyśmy się. Tak na prawdę znałyśmy się ze tylko ze wsi. W pierwszych latach naszej znajomości, chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale on nie chciała. Może to dlatego, że po prostu wolała towarzystwo starszych? Bo ja byłam o rok młodsza.
Pewnego dnia, zaprosiłam ją do znajomych. Porozmawiałyśmy już jako prawdziwe przyjaciółki.
I tak się zaczęło.
Cierpiałam, bo w jej życiu były także inne osoby. Inne osoby które kochała.
Byłam chorobliwie zazdrosna o nią. Gdy mówiła mi o swoich przyjaciołach, o tym jak się świetnie bawi, to było jak cios prosto w serce.
Pewnie to chore, ale każdy to czuje, gdy bardzo zależy mu na drugiej osobie. Mam rację?
Po prostu płakałam, bo czułam, że kocha mnie mniej. Że jestem gorsza przez swoją wagę.
I nadal to czuję
No i w końcu nie wytrzymałam.
Moja mama z siostrą pojechały na wycieczkę, a brat pałętał się po wsi.
Usiadłam prze komputerem z naostrzykiem w ręku i śrubokrętem. W pośpiechu odkręciłam jedną śrubkę i chwyciłam w palce mały, ostry kawałek metalu. Najpierw bałam się, byłam tchórzem. Po prostu byłam przerażona bólem, który zaraz może wstąpić we mnie.
Ale już dość bolało.
Zrobiłam pierwsze trzy cięcia na nadgarstku, potem jedno na udzie. Uśmiechnęłam sie czując przyjemny i kojący ból. Ból który ukoił mnie na chwilę.
Zrobiło mi się słabo.
Przez kolejne dni myślałam, chodziłam cała zakryta ubraniami, by nikt nie zauważył świeżych ran. Nie ćwiczyłam na wuefach. Tłumaczyłam mój smutek złym samopoczuciem.
A po lekcjach jak najprędzej pędziłam pod starą podstawówkę, by wtulić się w ramiona jego. Tego chłopaka, który był takim samym bohaterem, jak i 1D. Julek zawsze mnie rozśmieszał, co prawda nie wiedział o moich problemach, ale wiedział, że coś jest nie tak.
Nie, nie kochałam go. Był moim przyjacielem.
Robiłam wszystko, by zakryć przy nim mój ból.
Ale ja nadal nienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego ciała, a gdy patrzałam w lustro, chciało mi się wymiotować. Gdy się kąpałam odwracałam wzrok w inną stronę, lub zamykałam oczy.
A moje nadgarstki były ciągle czerwone.
-
Znów usiadłam w kącie i zatraciłam się w muzyce. Te ich głosy, ich chrypka, ich solówki. Dlaczego to było takie piękne?
I dlaczego musiałam się z tym ukrywać?
Dlaczego, byłam taka słaba?
Tylko oni od tamtego czasu mogli mnie rozbawić, oni mówili, że jestem księżniczką, że jestem piękna, oni byli moimi bohaterami.
Dlaczego?
Bo dzięki nim, i dla nich jeszcze żyję.
-
jezu bez sensu\
Miało wyjść inaczej
Aha, i to jest cała prawda o mnie. Cała ja, nic nie zmyśliłam.
Próbowałam przez parę lat, jeść mniej, ubierać się tak, by nie było widać tego brzucha, pach i nóg. Nigdy nie lubiłam ubierać się zbyt krótko, nie lubiłam prześwitujących rzeczy, ani krótkich spodenek, które odkrywały większość moich nóg, lub sukienek.
Z paroma latami wszystko się zmieniło.
Wyglądałam jeszcze gorzej, na moim ciele zaczęły pojawiać się czerwone, koślawe kreseczki, grubości około centymetra. Mój brzuch był tym zapełnione, jak i pachy, biodra, oraz piersi. Nad szyją, zaczął się tworzyć drugi podbródek.
Miałam wtedy dwanaście lat, gdy po prostu stwierdziłam, że nie zmienię się. Zauważyłam także, że słowa mamy były tylko kłamstwem. Może po prostu nie wiedziała co mnie czeka?
Doszłam do wniosku, że mam wrodzoną wadę po mamie i babci. Bo one też były przy kości.
A ja próbowałam się z tym pogodzić, codziennie patrzałam w lustro, zastanawiając się, czy to kiedyś zniknie. Dwunastoletnia dziewczyna, która codziennie płacze, przez swoją wagę. Płacze, bo wie że się nie zmieni, nie będzie chuda, piękna, nie będzie miała powodzenia u chłopców.
Żyłam dalej, z tą świadomością.
Natrafiłam na nich. Na ich piękne uśmiechy, piękną muzykę i sposób bycia. One Direction.
To tak pięknie brzmi, ale nie dla każdego. Najpierw tylko ich słuchałam i zadowalałam się ich uśmiechami. Z czasem coraz bardziej ciekawili mnie. Patrzałam na nich, by tylko poprawić sobie humor. Oni zawsze byli ze mną.
Stałam się Directioner. Nie mogłam żyć bez chociaż jednej ich piosenki.
Bo to oni byli moim powodem do życia.
Ale zaczęły się hejty, ze strony brata, znajomych i nawet przyjaciół. Kryłam się z tym, że po prostu ich kocham. Kryłam się, bo bałam się kolejnego komentarza. Kolejnego negatywnego komentarza, na temat moich idoli.
Po prostu wstydziłam się, przez co miałam poczucie winy. Bo nie powinnam się wstydzić swojego idola, nie powinnam się ukrywać.
Ale moja psychika opadała.
Chodziłam do szkoły, znalazłam paru przyjaciół. Tych kilu wariatów, którzy rozśmieszali mnie do łez, którzy żartowali ze mną, którzy pomagali mi w trudnych chwilach.
Bywały kłótnie, ale takie dziecinne. Mieliśmy przecież po dwanaście lat, a nasze sprzeczki były głównie, o to, że ktoś nie chciał dać spisać zadania, nie pożyczył pieniędzy na batona lub skrytykował ubranie. Ale zawsze godziliśmy się, i wszystko było okej.
Gdy skończyłam trzynaście lat, w dzień moich urodzin, znów spojrzałam w lustro. Moje rude włosy były spięte w koka, na górnej części ciała miałam męską koszulkę, moją ulubioną, a na nogach czarne rurki. Mój styl ubierania się, nie był nadzwyczajny. Nienawidziłam damskich rzeczy. Nosiłam tylko i wyłącznie trampki, rurki, spodnie dresowe, moro.. i inne rzeczy. Moje t-shirty tworzyły wielką ciemną kupkę w szafie.
A w lato?
W lato nosiłam męskie szorty i męskie koszulki. Nie nosiłam niczego innego. by nie odkrywać ciała.
Z dniami moje zdrowie psychiczne cierpiało. Czułam się samotna, chociaż było wokół mnie mnóstwo ludzi. Ale już nie przyjaciół. Siedziałam w domu, słuchając dołującej muzyki. Żyłam normalnie, ale w pewnym sensie było ciemno. Ciemno, smutno, samotnie.
Jeździłam na wakacje na wieś, z myślą że tam odpocznę. Ale gdy grupką znajomych siedzieliśmy na trawie, jeden z chłopaków odezwał się.
"Ej, a ty tak spuchłaś przez te komary, czy masz tak naturalnie?"
To zabolało.
Ze łzami w oczach wstałam i zaczęłam biec. Nie zważałam na to, że jest ciemno, że boję się chodzić sama po lesie.
Zmierzyłam w kierunku małego pomostu, nad rzeką gdzie uwielbiałam siedzieć. Szum wody pomagał mi się uspokoić, a lekki wiatr zawsze pachniał lasem.
Ale nie byłam sama. Moja przyjaciółka, pobiegła za mną, usiadła koło mnie i przytuliła mocno, nic nie mówiąc. Pamiętam jak puściła piosenkę "Owl city - firefiles" i po prostu mi ją zaśpiewała. Jej głos uspokoił mnie, doprowadził do lekkiego uśmiechu.
Julia zawsze pomagała mi, nie mogła się na mnie złościć. Rozśmieszała mnie, kochałam ją, ale dopiero gdy miałam te naście lat tak na prawdę zaprzyjaźniłyśmy się. Tak na prawdę znałyśmy się ze tylko ze wsi. W pierwszych latach naszej znajomości, chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale on nie chciała. Może to dlatego, że po prostu wolała towarzystwo starszych? Bo ja byłam o rok młodsza.
Pewnego dnia, zaprosiłam ją do znajomych. Porozmawiałyśmy już jako prawdziwe przyjaciółki.
I tak się zaczęło.
Cierpiałam, bo w jej życiu były także inne osoby. Inne osoby które kochała.
Byłam chorobliwie zazdrosna o nią. Gdy mówiła mi o swoich przyjaciołach, o tym jak się świetnie bawi, to było jak cios prosto w serce.
Pewnie to chore, ale każdy to czuje, gdy bardzo zależy mu na drugiej osobie. Mam rację?
Po prostu płakałam, bo czułam, że kocha mnie mniej. Że jestem gorsza przez swoją wagę.
I nadal to czuję
No i w końcu nie wytrzymałam.
Moja mama z siostrą pojechały na wycieczkę, a brat pałętał się po wsi.
Usiadłam prze komputerem z naostrzykiem w ręku i śrubokrętem. W pośpiechu odkręciłam jedną śrubkę i chwyciłam w palce mały, ostry kawałek metalu. Najpierw bałam się, byłam tchórzem. Po prostu byłam przerażona bólem, który zaraz może wstąpić we mnie.
Ale już dość bolało.
Zrobiłam pierwsze trzy cięcia na nadgarstku, potem jedno na udzie. Uśmiechnęłam sie czując przyjemny i kojący ból. Ból który ukoił mnie na chwilę.
Zrobiło mi się słabo.
Przez kolejne dni myślałam, chodziłam cała zakryta ubraniami, by nikt nie zauważył świeżych ran. Nie ćwiczyłam na wuefach. Tłumaczyłam mój smutek złym samopoczuciem.
A po lekcjach jak najprędzej pędziłam pod starą podstawówkę, by wtulić się w ramiona jego. Tego chłopaka, który był takim samym bohaterem, jak i 1D. Julek zawsze mnie rozśmieszał, co prawda nie wiedział o moich problemach, ale wiedział, że coś jest nie tak.
Nie, nie kochałam go. Był moim przyjacielem.
Robiłam wszystko, by zakryć przy nim mój ból.
Ale ja nadal nienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego ciała, a gdy patrzałam w lustro, chciało mi się wymiotować. Gdy się kąpałam odwracałam wzrok w inną stronę, lub zamykałam oczy.
A moje nadgarstki były ciągle czerwone.
-
Znów usiadłam w kącie i zatraciłam się w muzyce. Te ich głosy, ich chrypka, ich solówki. Dlaczego to było takie piękne?
I dlaczego musiałam się z tym ukrywać?
Dlaczego, byłam taka słaba?
Tylko oni od tamtego czasu mogli mnie rozbawić, oni mówili, że jestem księżniczką, że jestem piękna, oni byli moimi bohaterami.
Dlaczego?
Bo dzięki nim, i dla nich jeszcze żyję.
-
jezu bez sensu\
Miało wyjść inaczej
Aha, i to jest cała prawda o mnie. Cała ja, nic nie zmyśliłam.
niedziela, 15 września 2013
Zayn
Dotknęłam jego czarnych jak noc piór. Przejechałam po nich opuszkami palców. Nadal nie dowierzając pociągnęłam za jedno z nich. Mulat wzdrygnął się po czym delikatnie złapał za moje nadgarstki.
-Proszę, nie ciągnij. - wyszeptał.
-Przepraszam. - speszyłam się i ponownie przejechałam palcami po długości wielkich skrzydeł. - to.. to niesamowite.. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-To było zbyt trudne.. bałem się i nie mogłem dopuścić by ktoś inny się o tym dowiedział. - mówił cicho.
-W takim razie dlaczego mi powiedziałeś? - zapytałam nadal podziwiając jego skrzydła.
-Ufam Ci. - szepnął odwracając się do mnie. - i bardzo cię kocham.
-Ja Ciebie też. - podniosłam się na palcach i złożyłam głęboki pocałunek na jego ustach.
Wtuliłam się w nagi tors Zayn'a. On objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-Popatrz, zorza. - pokazał palcem na kolorowe niebo. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się szeroko. - masz ochotę zobaczyć ją bliżej?
-Na prawdę? - spojrzałam mu w oczy a ten uśmiechnął się i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zachichotałam splatając dłonie na jego karku.
Wlecieliśmy w kolorową mgłę. Z każdej strony widoczny był inny kolor, a na nich migotały lekko światełka. Mulat wziął moją rękę i włożył do niebieskiej mgiełki. Zacisnął ją tak jakbym coś trzymała i wyciągnął.
-Masz tą buteleczkę na łańcuszku przy sobie? - zapytał.
-Wiedziałam że nie dajesz mi jej bez powodu. - zaśmiałam się i sięgnęłam drugą ręką po naszyjnik do spodni. Podałam mu ją, a ten pociągnął za korek. Ponownie chwycił moją rękę i przyłożył mi do ust. Wcisnął palec pomiędzy moje palce tak, że utworzyła się dziurka. Otwór buteleczki odwrócił na koniec dziurki. Wyglądało to tak, jakbym chciała nadmuchać butelkę przez rękę.
-Dmuchnij lekko. - rozkazał, a jego oczy zaświeciły się.
Wypełniłam jego polecenie i lekko dmuchnęłam, wypełniając pojemniczek niebieską mgłą. Mulat szybko wziął ja i zakręcił butelkę.
-Teraz nie denerwuj się tylko złap mnie za ręce - powiedział i chwycił moje dłonie. Zdenerwowana i z obawą że spadnę z wysokości kilometra wysokości na ziemię, próbowałam się wykręcić z jego dłoni i złapać za kark. - mówiłem nie denerwuj się. Wiem co robię.
Zaufałam mu i chwyciłam jego ręce. Poczułam jak unoszę się nad ziemią trzymając Mulata teraz tylko za jedną rękę. Po chwili ją puścił. Spojrzałam w dół. Unosiłam się sama, bez niczyjej pomocy w powietrzu między zorzą polarną.
-Odwróć się - szepnął mi do ucha lekko się uśmiechając. - sama.
Zrobiłam to. Poruszyłam się latając!
Zayn odchylił moje włosy i położył buteleczkę na mojej klatce piersiowej. Łańcuszek zapiął, by buteleczka mogła swobodnie wisieć na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i ponownie odwróciłam do Mulata.
-Jak to zrobiłeś? - zapytałam patrząc w dół. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho i zamknął mnie w uścisku.
-To magia. - szepnął mi do ucha - magia naszej miłości. Tylko ona pozwala mi na takie rzeczy. Gdy Anioł nie ma swojej ukochanej i nie jest kochany, nie może robić takich rzeczy. Ja spróbowałem i udało się.. To znaczy że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spojrzałam na jego pełne usta. Mulat zauważył to i wpił się mocno w moje wargi. Delikatnie przejechał językiem po moim uzębieniu. Kilka razy przygryzł moją wargę i pociągnął. Zachichotałam gdy ponownie tak zrobił.
Zayn zleciał na dół. Dotknęłam stopami mokrej trawy, nadal całując chłopaka. Jego delikatne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze i przypominały o tym że jestem tylko jego.
-Mój aniele. - szepnął mi wprost do ust.
-Wiem, że się nie zgodzisz, ale proszę. Zmień mnie. Wiem, że możesz, nie jestem głupia. - powiedziałam speszona. Mulat westchnął głośno.
-To boli. - szepnął bezgłośnie. - nie chcę cię skrzywdzić.
-Jestem w stanie cierpieć, by zostać z tobą na zawsze. Wiem, że jesteś nieśmiertelny - nalegałam. - proszę.
Ciemny wyciągnął ze swoich czarnych spodni zwykłą, lekarską strzykawkę i pobrał sobie krew. Czarna ciesz wpływała do przeźroczystego pojemniczka. Zdenerwowana nastawiłam rękę. Mulat przyłożył igłę do mojego przedramienia i delikatnie wbił strzykawkę w moją skórę. Przymknął lekko oczy i odepchnął mnie, tak że poleciałam na ziemię. Przy okazji wstrzyknął krew i wyciągnął igłę.
Uderzyłam ciałem o mokrą trawę. Na chwilę straciłam panowanie nad ciałem i przestałam widzieć oraz słyszeć. Leżałam bezwładnie na ziemi czekając na moją przemianę.
Przeszył mnie zimny, bolący dreszcz po całym ciele. Wykrzywiłam się odzyskując panowanie nad ciałem oraz straconymi przed chwilą zmysłami. Mulat stał odwrócony do mnie tyłem by nie widzieć mojego cierpienia które zapewne zaraz nastąpi.
Znów ten ból, tylko o cztery razy mocniejszy. Jakby ktoś rozerwało moje ciało na pół. Krzyknęłam głośno, a po moim policzku spłynęła łza.
Poczułam jak powoli unoszę się w powietrzu.
Na plecach zaczęły mi wychodzić pojedyncze pióra, a zaraz całe skrzydła. W tym momencie wygięłam się w łuk i krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Opadłam na ziemię z głośnym hukiem.
Mulat podszedł do mnie i złapał za dłonie po czym delikatnie pocałował w czoło.
-
-Teraz rozłóż skrzydła i pochyl się! - krzyczał z dołu przepaści. Ja wykonałam jego polecenie i wzięłam rozbieg. Skoczyłam z urwiska. Ciepły wiatr zalał moją twarz. Prawie straciłam równowagę, ale po chwili odzyskałam ją, gdy Mulat złapał mnie za dłonie. - jeszcze dużo pracy przed nami.
-Mamy aż całą wieczność. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam do siebie chłopaka, smakując jego ciepłych warg.
-
Eww <3 jezu ale krótkie
-Proszę, nie ciągnij. - wyszeptał.
-Przepraszam. - speszyłam się i ponownie przejechałam palcami po długości wielkich skrzydeł. - to.. to niesamowite.. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-To było zbyt trudne.. bałem się i nie mogłem dopuścić by ktoś inny się o tym dowiedział. - mówił cicho.
-W takim razie dlaczego mi powiedziałeś? - zapytałam nadal podziwiając jego skrzydła.
-Ufam Ci. - szepnął odwracając się do mnie. - i bardzo cię kocham.
-Ja Ciebie też. - podniosłam się na palcach i złożyłam głęboki pocałunek na jego ustach.
Wtuliłam się w nagi tors Zayn'a. On objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-Popatrz, zorza. - pokazał palcem na kolorowe niebo. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się szeroko. - masz ochotę zobaczyć ją bliżej?
-Na prawdę? - spojrzałam mu w oczy a ten uśmiechnął się i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zachichotałam splatając dłonie na jego karku.
Wlecieliśmy w kolorową mgłę. Z każdej strony widoczny był inny kolor, a na nich migotały lekko światełka. Mulat wziął moją rękę i włożył do niebieskiej mgiełki. Zacisnął ją tak jakbym coś trzymała i wyciągnął.
-Masz tą buteleczkę na łańcuszku przy sobie? - zapytał.
-Wiedziałam że nie dajesz mi jej bez powodu. - zaśmiałam się i sięgnęłam drugą ręką po naszyjnik do spodni. Podałam mu ją, a ten pociągnął za korek. Ponownie chwycił moją rękę i przyłożył mi do ust. Wcisnął palec pomiędzy moje palce tak, że utworzyła się dziurka. Otwór buteleczki odwrócił na koniec dziurki. Wyglądało to tak, jakbym chciała nadmuchać butelkę przez rękę.
-Dmuchnij lekko. - rozkazał, a jego oczy zaświeciły się.
Wypełniłam jego polecenie i lekko dmuchnęłam, wypełniając pojemniczek niebieską mgłą. Mulat szybko wziął ja i zakręcił butelkę.
-Teraz nie denerwuj się tylko złap mnie za ręce - powiedział i chwycił moje dłonie. Zdenerwowana i z obawą że spadnę z wysokości kilometra wysokości na ziemię, próbowałam się wykręcić z jego dłoni i złapać za kark. - mówiłem nie denerwuj się. Wiem co robię.
Zaufałam mu i chwyciłam jego ręce. Poczułam jak unoszę się nad ziemią trzymając Mulata teraz tylko za jedną rękę. Po chwili ją puścił. Spojrzałam w dół. Unosiłam się sama, bez niczyjej pomocy w powietrzu między zorzą polarną.
-Odwróć się - szepnął mi do ucha lekko się uśmiechając. - sama.
Zrobiłam to. Poruszyłam się latając!
Zayn odchylił moje włosy i położył buteleczkę na mojej klatce piersiowej. Łańcuszek zapiął, by buteleczka mogła swobodnie wisieć na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i ponownie odwróciłam do Mulata.
-Jak to zrobiłeś? - zapytałam patrząc w dół. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho i zamknął mnie w uścisku.
-To magia. - szepnął mi do ucha - magia naszej miłości. Tylko ona pozwala mi na takie rzeczy. Gdy Anioł nie ma swojej ukochanej i nie jest kochany, nie może robić takich rzeczy. Ja spróbowałem i udało się.. To znaczy że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spojrzałam na jego pełne usta. Mulat zauważył to i wpił się mocno w moje wargi. Delikatnie przejechał językiem po moim uzębieniu. Kilka razy przygryzł moją wargę i pociągnął. Zachichotałam gdy ponownie tak zrobił.
Zayn zleciał na dół. Dotknęłam stopami mokrej trawy, nadal całując chłopaka. Jego delikatne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze i przypominały o tym że jestem tylko jego.
-Mój aniele. - szepnął mi wprost do ust.
-Wiem, że się nie zgodzisz, ale proszę. Zmień mnie. Wiem, że możesz, nie jestem głupia. - powiedziałam speszona. Mulat westchnął głośno.
-To boli. - szepnął bezgłośnie. - nie chcę cię skrzywdzić.
-Jestem w stanie cierpieć, by zostać z tobą na zawsze. Wiem, że jesteś nieśmiertelny - nalegałam. - proszę.
Ciemny wyciągnął ze swoich czarnych spodni zwykłą, lekarską strzykawkę i pobrał sobie krew. Czarna ciesz wpływała do przeźroczystego pojemniczka. Zdenerwowana nastawiłam rękę. Mulat przyłożył igłę do mojego przedramienia i delikatnie wbił strzykawkę w moją skórę. Przymknął lekko oczy i odepchnął mnie, tak że poleciałam na ziemię. Przy okazji wstrzyknął krew i wyciągnął igłę.
Uderzyłam ciałem o mokrą trawę. Na chwilę straciłam panowanie nad ciałem i przestałam widzieć oraz słyszeć. Leżałam bezwładnie na ziemi czekając na moją przemianę.
Przeszył mnie zimny, bolący dreszcz po całym ciele. Wykrzywiłam się odzyskując panowanie nad ciałem oraz straconymi przed chwilą zmysłami. Mulat stał odwrócony do mnie tyłem by nie widzieć mojego cierpienia które zapewne zaraz nastąpi.
Znów ten ból, tylko o cztery razy mocniejszy. Jakby ktoś rozerwało moje ciało na pół. Krzyknęłam głośno, a po moim policzku spłynęła łza.
Poczułam jak powoli unoszę się w powietrzu.
Na plecach zaczęły mi wychodzić pojedyncze pióra, a zaraz całe skrzydła. W tym momencie wygięłam się w łuk i krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Opadłam na ziemię z głośnym hukiem.
Mulat podszedł do mnie i złapał za dłonie po czym delikatnie pocałował w czoło.
-
-Teraz rozłóż skrzydła i pochyl się! - krzyczał z dołu przepaści. Ja wykonałam jego polecenie i wzięłam rozbieg. Skoczyłam z urwiska. Ciepły wiatr zalał moją twarz. Prawie straciłam równowagę, ale po chwili odzyskałam ją, gdy Mulat złapał mnie za dłonie. - jeszcze dużo pracy przed nami.
-Mamy aż całą wieczność. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam do siebie chłopaka, smakując jego ciepłych warg.
-
Eww <3 jezu ale krótkie
czwartek, 5 września 2013
Niall
"Chciałabym powiedzieć, że próbowaliśmy
Chciałabym zrzucić całą winę na życie
Może po prostu nie byliśmy odpowiedni?
Ale to kłamstwo
To kłamstwo
I możemy zaprzeczać tak długo jak chcemy
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
-Niall, to musi się skończyć. - powiedziałam do blondyna który właśnie oglądał telewizję. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, po prostu zamarł w ruchu. - ciągle się kłócimy, nie spędzamy razem czasu..
Wstał i podszedł do mnie. Jego dłonie spoczęły na moich gołych ramionach i ścisnęły je mocno.
-O czym ty mówisz? - wymamrotał zadziwiony.
-Niall, wiesz, że Cię kocham. Ale może zrobimy sobie przerwę? Może nie jesteśmy sobie pisani.. - mówiłam patrząc mu w oczy. Spuścił wzrok i westchnął cicho po czym rozluźnił uścisk.
-Może masz rację. - szepnął puszczając mnie. - zróbmy sobie przerwę.
-Żegnaj. - spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam z jego domu.
Gdy już byłam za furtką, zaglądnęłam za siebie. Stał w tym samym miejscu i przeczesywał nerwowo włosy. Po chwili usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach.
Ze łzami w oczach opuściłam posesję blondyna i skierowałam się do domu.
Do pustego domu.
"Bo prędzej czy później
Będziemy się zastanawiać dlaczego się poddaliśmy.
Prawda jest wszystkim znana
Prawie, prawie nigdy nie wystarczy
Tak blisko do bycia zakochanym
Gdybym wiedziała, że mnie chciałeś
Tak samo jak ja chciałam ciebie
Może nie bylibyśmy dwoma oddzielnymi światami
Lecz bylibyśmy w swoich własnych ramionach"
Mijały godziny,dni, miesiące.
A ja nadal siedziałam w swoim domu i czekałam. Czekałam aż zadzwoni i powie, że mnie kocha.
Może ja powinnam to zrobić?
Chwyciłam swoją komórę i spojrzałam na wyświetlacz. Na tapecie miałam nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnęłam się do siebie, ścierając z polika pojedynczą łzę.Wybrałam numer do Irlandczyka.
-Niall? - zapytałam ochryple.
-Cześć, tu Niall. Jeśli to ważne, to zostaw wiadomość po sygnale. - odezwała się sekretarka, po chwili w słuchawce rozbrzmiał piskliwy dźwięk i cisza.
-Wiem że mnie słyszysz, Niall. Wiedz, że nadal coś do ciebie czuję. Nadal mam cię w sercu. Może twoje uczucie wygasło, ale moje nie. Nie wiem co z nami będzie. Czy to na prawdę koniec? - zapytałam cicho łkając. Odczekałam jeszcze chwilę, by później móc się rozłączyć.
To już czwarty miesiąc bez niego. Straciłam nadzieję.
*Perspektywa Nialla*
"Gdybym mógł zmienić świat w ciągu nocy
To nie istniałoby coś takiego jak pożegnanie
Stałabyś tam gdzie powinnaś
A my dostalibyśmy szansę na jaką zasługujemy, oh
Próbuj zaprzeczać ile chcesz
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
Od paru miesięcy nie mam kontaktu z [t.i]. Dzwoniła ale nie odebrałem. Stchórzyłem. Jak dzieciak.
Czy ja ją kocham? Czy kocham ją tak bardzo by z nią być?
Nie wiem.
Gubię się.
Chciałem zadzwonić, porozmawiać. Ale ja nie umiałem. Gdybym usłyszał jej barwy głos, załamałbym się. Po prostu opadłbym na dno. Tak bardzo się boję, że na tym się kończy nasza historia.
Przecież ja ją kocham, więc dlaczego jej nie zatrzymałem? Dlaczego puściłem ją wolno?
Bo chcę by była szczęśliwa.
*Perspektywa [t.i]*
To już rok.
Cały rok bez niego, nie mogę zapomnieć. Jego oczu, uśmiechu, głosu. Nie mogę z nim być, skoro on tego nie chce.
Nadal nie dzwonił. Nawet aby się pożegnać.
Nie mam już nadziei.
Gdybym go spotkała, nie wiem co by się stało. Rzuciłabym mu się w ramiona z płaczem, czy może wpatrywałabym się w niego. I zapytała "Dlaczego?".
Dlaczego go już nie ma?
Może już znalazł sobie kogoś, z kim jest szczęśliwy. Nie mogę go zmusić, skoro mnie nie kocha, prawda?
Tak w ogóle czym jest miłość?
"I prawie, prawie wiedzieliśmy czym była miłość
Ale prawie nigdy nie wystarczy"
-
Piosenka : Ariana Grande - Almost Is Never Enough (feat. Nathan Sykes).
Chciałabym zrzucić całą winę na życie
Może po prostu nie byliśmy odpowiedni?
Ale to kłamstwo
To kłamstwo
I możemy zaprzeczać tak długo jak chcemy
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
-Niall, to musi się skończyć. - powiedziałam do blondyna który właśnie oglądał telewizję. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, po prostu zamarł w ruchu. - ciągle się kłócimy, nie spędzamy razem czasu..
Wstał i podszedł do mnie. Jego dłonie spoczęły na moich gołych ramionach i ścisnęły je mocno.
-O czym ty mówisz? - wymamrotał zadziwiony.
-Niall, wiesz, że Cię kocham. Ale może zrobimy sobie przerwę? Może nie jesteśmy sobie pisani.. - mówiłam patrząc mu w oczy. Spuścił wzrok i westchnął cicho po czym rozluźnił uścisk.
-Może masz rację. - szepnął puszczając mnie. - zróbmy sobie przerwę.
-Żegnaj. - spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam z jego domu.
Gdy już byłam za furtką, zaglądnęłam za siebie. Stał w tym samym miejscu i przeczesywał nerwowo włosy. Po chwili usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach.
Ze łzami w oczach opuściłam posesję blondyna i skierowałam się do domu.
Do pustego domu.
"Bo prędzej czy później
Będziemy się zastanawiać dlaczego się poddaliśmy.
Prawda jest wszystkim znana
Prawie, prawie nigdy nie wystarczy
Tak blisko do bycia zakochanym
Gdybym wiedziała, że mnie chciałeś
Tak samo jak ja chciałam ciebie
Może nie bylibyśmy dwoma oddzielnymi światami
Lecz bylibyśmy w swoich własnych ramionach"
Mijały godziny,dni, miesiące.
A ja nadal siedziałam w swoim domu i czekałam. Czekałam aż zadzwoni i powie, że mnie kocha.
Może ja powinnam to zrobić?
Chwyciłam swoją komórę i spojrzałam na wyświetlacz. Na tapecie miałam nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnęłam się do siebie, ścierając z polika pojedynczą łzę.Wybrałam numer do Irlandczyka.
-Niall? - zapytałam ochryple.
-Cześć, tu Niall. Jeśli to ważne, to zostaw wiadomość po sygnale. - odezwała się sekretarka, po chwili w słuchawce rozbrzmiał piskliwy dźwięk i cisza.
-Wiem że mnie słyszysz, Niall. Wiedz, że nadal coś do ciebie czuję. Nadal mam cię w sercu. Może twoje uczucie wygasło, ale moje nie. Nie wiem co z nami będzie. Czy to na prawdę koniec? - zapytałam cicho łkając. Odczekałam jeszcze chwilę, by później móc się rozłączyć.
To już czwarty miesiąc bez niego. Straciłam nadzieję.
*Perspektywa Nialla*
"Gdybym mógł zmienić świat w ciągu nocy
To nie istniałoby coś takiego jak pożegnanie
Stałabyś tam gdzie powinnaś
A my dostalibyśmy szansę na jaką zasługujemy, oh
Próbuj zaprzeczać ile chcesz
Ale z czasem nasze uczucia wyjdą na jaw"
Od paru miesięcy nie mam kontaktu z [t.i]. Dzwoniła ale nie odebrałem. Stchórzyłem. Jak dzieciak.
Czy ja ją kocham? Czy kocham ją tak bardzo by z nią być?
Nie wiem.
Gubię się.
Chciałem zadzwonić, porozmawiać. Ale ja nie umiałem. Gdybym usłyszał jej barwy głos, załamałbym się. Po prostu opadłbym na dno. Tak bardzo się boję, że na tym się kończy nasza historia.
Przecież ja ją kocham, więc dlaczego jej nie zatrzymałem? Dlaczego puściłem ją wolno?
Bo chcę by była szczęśliwa.
*Perspektywa [t.i]*
To już rok.
Cały rok bez niego, nie mogę zapomnieć. Jego oczu, uśmiechu, głosu. Nie mogę z nim być, skoro on tego nie chce.
Nadal nie dzwonił. Nawet aby się pożegnać.
Nie mam już nadziei.
Gdybym go spotkała, nie wiem co by się stało. Rzuciłabym mu się w ramiona z płaczem, czy może wpatrywałabym się w niego. I zapytała "Dlaczego?".
Dlaczego go już nie ma?
Może już znalazł sobie kogoś, z kim jest szczęśliwy. Nie mogę go zmusić, skoro mnie nie kocha, prawda?
Tak w ogóle czym jest miłość?
"I prawie, prawie wiedzieliśmy czym była miłość
Ale prawie nigdy nie wystarczy"
-
Piosenka : Ariana Grande - Almost Is Never Enough (feat. Nathan Sykes).
środa, 4 września 2013
Louis.
-To jest Eleanor. - te trzy słowa zdołały zawalić mój cały świat.
Przede mną stała wysoka, brunetka o nagannej urodzie. Wachlarz rzęs wesoło poruszało się wraz z mrugnięciem jej oka. Idealnie chude nogi, nie za chude, ani za grube, w legginsach kolorze khaki wydawały się najpiękniejszymi na świecie. Biała, prześwitująca koszula bez rękawów opadała na jej górną część ciała. Rozpuszczone, lokowane włosy rozwiewał lekki wiaterek. A uśmiech.. jej tak okropnie śliczny uśmiech.
-Miło mi cię poznać, [T.I]. - odezwała się podając mi swoją idealną dłoń. Uścisnęłam ją lekko, odwzajemniając lekko uśmiech.
-Mi też. - mruknęłam fałszywie zadowolona. - szczęścia. - powiedziałam do szatyna.
On wiedział. Wiedział, że ja go bezgranicznie kocham. Powiedziałam mu to rok temu, ale chyba zdążył zapomnieć. Nie odwzajemniał tego. Nadal byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi. Lecz moje uczucie nie malało.
A teraz przyprowadza swoją nową dziewczynę do mnie.
W oczach zebrało mi się trochę łez. Odwróciłam wzrok na dół, udając że szukam czegoś w swojej torbie. Gdy ciecz zdążyła wyschnąć znów powróciłam do trzymającej się za ręce pary.
-Muszę iść. - powiedziałam w końcu, ponieważ zbierało mi się na kolejną falę łez.
-Coś się stało? - zapytał z troską, obejmując mnie jednym ramieniem.
-Do zobaczenia. - szepnęłam do niego odchodząc powoli. Nie odpowiedziałam mu, nie umiałam kłamać. A szczególnie Louisa.
Gdy się obejrzałam, dalej stał patrząc na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Były zdziwione i smutne. Eleanor pociągnęła go za rękę, przez co orzeźwiał i uśmiechnął się do niej lekko. Gdy już odchodzili w przeciwną stronę, ponownie się obejrzał, ale już tam mnie nie było.
-
-Cześć, [t.i] - odebrałam połączenie od szatyna.
Westchnęłam.
-Hej, Lou. - mruknęłam ściskając bardziej telefon.
-Miałabyś ochotę wyjść dzisiaj ze mną do klubu? - zapytał, a mnie wpełzł uśmieszek na twarz - i z El?
Automatycznie przygryzłam wargę, by łzy nie popłynęły z moich oczu.
-Nie mogę, Louis. - powiedziałam bez żadnego uczucia. - przepraszam.
Gdy już miałam przerwać połączenie usłyszałam jak coś mówi.
-Co zrobiłem.. ?- najwidoczniej powiedział to do siebie, bo od razu rozłączył się.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i przetarłam skronie palcami. Nie płacz, [t.i].
A potem do wieczora wypłakiwałam się w poduszkę.
A potem dalej go kochałam.
-
Na drugi dzień obudziłam się zakopana w białej pościeli. Gdy się podniosłam, by usiąść zobaczyłam jego. Siedział po turecku na moim łóżku, wpatrując się we mnie. Jego oczy były zmęczone, a uśmiech jakby wyblakł.
Spojrzałam w lustro za nim. Moje czerwone policzki idealnie współgrały z rozmazanym tuszem na nich. Westchnęłam i znów popatrzyłam na szatyna.
-Płakałaś. - stwierdził.
-Co tu robisz? - lekko podenerwowana zapytałam. Spuścił wzrok na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
-Siedzę. Dzwoniłem do ciebie, więc postanowiłem przyjść.
-I wkraść się do mojego mieszkania? - zapytałam ironicznie, na co on jeszcze bardziej posmutniał. - Louis, nie powinieneś tu przychodzić.
-Co zrobiłem? - zapytał po chwili, wpatrując się w moje oczy. - czy zraniłem Cię? Oszukałem? Coś innego?
-Louis, proszę idź stąd. - powiedziałam, by znów nie zobaczył jak płaczę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko. - mówił spokojnie, ale smutno. - wiesz, od pewnego czasu, czuję, że już nie jest jak dawniej. Oddaliliśmy się od siebie, chociaż zapewniałaś mnie że jest w porządku. Ale ja już nie umiem patrzeć na to wszystko. Czuję, że coś się dzieje, a ty mi nie chcesz powiedzieć.
-Lou..
-Jesteś moją przyjaciółką? - przerwał mi, patrząc w moje oczy.
-Zawsze nią będę. - szepnęłam.
-To w takim razie co się dzieje? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam moimi załzawionymi oczami na jego idealną twarz. Zauważył to i zmarszczył brwi, zdenerwowany. Ścisnął mnie jeszcze bardziej i przysunął się bliżej.
-Kocham Cię, Lou. Nie mogę znieść tego, że ona jest z tobą, nie mogę znieść, że chociaż wiedziałeś, że cię kocham to i tak z nią przyszedłeś. Poznałam ją, i nie mogę zaakceptować tego, że ona jest tak idealna i szczęśliwa z tobą. - wygadałam się, po czym gwałtownie zabrałam powietrza. On patrzył na mnie pustym wzrokiem. - cieszysz się, że ci powiedziałam? Przecież przyjaciele sobie wszystko mówią, prawda? - mówiłam lekko uśmiechając się. - Lou, proszę. Idź, bądź szczęśliwy. Eleanor czeka.
-[T.I].. - wymamrotał, ale ja pokazałam gestem ręki by się uciszył.
-Proszę, Louis. Idź. - patrzałam przestrzeń. Czułam jak łzy wypalają dziury w moich oczach.
Pocałował mnie lekko w usta i podniósł się z mojego łóżka.
-Kocham Cię, [t.i]. Uwierz mi, nie wiesz jak bardzo. Nie mogę z tobą być. Nie mogę, bo..
-Jesteś szczęśliwy z El. - dokończyłam za niego. Kątem oka zobaczyłam jak kręci głową.
-Bo oni mi nie pozwalają. - wyszeptał po czym podszedł do drzwi mojego pokoju - żegnaj, [t.i].
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie, prawie płacząc. Wygrzebałam się z pościeli i szybkim krokiem podeszłam do niego.
Wpiłam się w jego różane wargi. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc mnie w talii i przyciskając do ściany.
-Żegnaj, Lou. - szepnęłam, a potem wyszedł. Trzasnął drzwiami.
Wyszedł, a ja wiedziałam, że na zawsze.
Opadłam na ziemię, gorzko płacząc. Nie opanowując krzyków złapałam się za włosy i na kolanach, rzucałam się jak małe dziecko.
*Pięć lat później*
Byłam w moim mieszkaniu, na moim łóżku, w którym dokładnie pięć lat temu, Louis zostawił mnie, zapewniając że mnie kocha.
Przeglądałam album ze starymi zdjęciami, gdy jeszcze zadawałam się z pięknym szatynem.
Mam dwadzieścia trzy lata, jestem samotna, jedynie moje serce jest zajęte przez tego idiotę, który nawet nie zadzwonił. Nie odezwał się.
Tak, ja nadal go kocham.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i spojrzałam na zegarek. Dostawca spóźnił się o minutę, więc mam darmową pizze!
Z lekkim uśmiechem podążyłam do drzwi i szeroko otwarłam je. Nie patrząc kto stoi w drzwiach, wyciągnęłam pieniądze i wystawiłam rękę.
-Niech pan weźmie, jako taki napiwek. - zachichotałam, grzebiąc jeszcze w drugiej kieszeni w poszukiwaniu drobniaków.
-Napiwek? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zachichotał i złapał mnie za dłoń czule. - nie chcę twoich pieniędzy, chcę Ciebie.
Otwarłam oczy zszokowana. Wypuściłam pieniądze z ręki gdy zobaczyłam, że osoba w futrynie drzwi, to nie dostawca.
-Louis? - zapytałam, jakbym nie była pewna. Uśmiechnął się tym wspaniałym uśmiechem i wpadł mi w ramiona.
-Tak bardzo tęskniłem. - wyszeptał, tuląc się do mnie. - przepraszam Cię.
-To ja tęskniłam. - zaciągnęłam się zapachem Louisa. Podniosłam wzrok, a nasze oczy spotkały się. - masz brodę.
-Minęło dużo czasu. W końcu to już dwadzieścia sześć lat. - uśmiechnął się.
-Zmieniłeś się. - szepnęłam. Pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Jedno się nie zmieniło. - odsunął się kilka centymetrów ode mnie. - nadal cię kocham.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam w usta namiętnie. Oplótł moje biodra, swoimi dłoniami i uśmiechnął się przez pocałunek.
To jest chyba sen.
Niemożliwe?
A jednak.
-
Jak mam doła to mi lepiej wychodzą imaginy.......nie nic.
Przede mną stała wysoka, brunetka o nagannej urodzie. Wachlarz rzęs wesoło poruszało się wraz z mrugnięciem jej oka. Idealnie chude nogi, nie za chude, ani za grube, w legginsach kolorze khaki wydawały się najpiękniejszymi na świecie. Biała, prześwitująca koszula bez rękawów opadała na jej górną część ciała. Rozpuszczone, lokowane włosy rozwiewał lekki wiaterek. A uśmiech.. jej tak okropnie śliczny uśmiech.
-Miło mi cię poznać, [T.I]. - odezwała się podając mi swoją idealną dłoń. Uścisnęłam ją lekko, odwzajemniając lekko uśmiech.
-Mi też. - mruknęłam fałszywie zadowolona. - szczęścia. - powiedziałam do szatyna.
On wiedział. Wiedział, że ja go bezgranicznie kocham. Powiedziałam mu to rok temu, ale chyba zdążył zapomnieć. Nie odwzajemniał tego. Nadal byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi przyjaciółmi. Lecz moje uczucie nie malało.
A teraz przyprowadza swoją nową dziewczynę do mnie.
W oczach zebrało mi się trochę łez. Odwróciłam wzrok na dół, udając że szukam czegoś w swojej torbie. Gdy ciecz zdążyła wyschnąć znów powróciłam do trzymającej się za ręce pary.
-Muszę iść. - powiedziałam w końcu, ponieważ zbierało mi się na kolejną falę łez.
-Coś się stało? - zapytał z troską, obejmując mnie jednym ramieniem.
-Do zobaczenia. - szepnęłam do niego odchodząc powoli. Nie odpowiedziałam mu, nie umiałam kłamać. A szczególnie Louisa.
Gdy się obejrzałam, dalej stał patrząc na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Były zdziwione i smutne. Eleanor pociągnęła go za rękę, przez co orzeźwiał i uśmiechnął się do niej lekko. Gdy już odchodzili w przeciwną stronę, ponownie się obejrzał, ale już tam mnie nie było.
-
-Cześć, [t.i] - odebrałam połączenie od szatyna.
Westchnęłam.
-Hej, Lou. - mruknęłam ściskając bardziej telefon.
-Miałabyś ochotę wyjść dzisiaj ze mną do klubu? - zapytał, a mnie wpełzł uśmieszek na twarz - i z El?
Automatycznie przygryzłam wargę, by łzy nie popłynęły z moich oczu.
-Nie mogę, Louis. - powiedziałam bez żadnego uczucia. - przepraszam.
Gdy już miałam przerwać połączenie usłyszałam jak coś mówi.
-Co zrobiłem.. ?- najwidoczniej powiedział to do siebie, bo od razu rozłączył się.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i przetarłam skronie palcami. Nie płacz, [t.i].
A potem do wieczora wypłakiwałam się w poduszkę.
A potem dalej go kochałam.
-
Na drugi dzień obudziłam się zakopana w białej pościeli. Gdy się podniosłam, by usiąść zobaczyłam jego. Siedział po turecku na moim łóżku, wpatrując się we mnie. Jego oczy były zmęczone, a uśmiech jakby wyblakł.
Spojrzałam w lustro za nim. Moje czerwone policzki idealnie współgrały z rozmazanym tuszem na nich. Westchnęłam i znów popatrzyłam na szatyna.
-Płakałaś. - stwierdził.
-Co tu robisz? - lekko podenerwowana zapytałam. Spuścił wzrok na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
-Siedzę. Dzwoniłem do ciebie, więc postanowiłem przyjść.
-I wkraść się do mojego mieszkania? - zapytałam ironicznie, na co on jeszcze bardziej posmutniał. - Louis, nie powinieneś tu przychodzić.
-Co zrobiłem? - zapytał po chwili, wpatrując się w moje oczy. - czy zraniłem Cię? Oszukałem? Coś innego?
-Louis, proszę idź stąd. - powiedziałam, by znów nie zobaczył jak płaczę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko. - mówił spokojnie, ale smutno. - wiesz, od pewnego czasu, czuję, że już nie jest jak dawniej. Oddaliliśmy się od siebie, chociaż zapewniałaś mnie że jest w porządku. Ale ja już nie umiem patrzeć na to wszystko. Czuję, że coś się dzieje, a ty mi nie chcesz powiedzieć.
-Lou..
-Jesteś moją przyjaciółką? - przerwał mi, patrząc w moje oczy.
-Zawsze nią będę. - szepnęłam.
-To w takim razie co się dzieje? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam moimi załzawionymi oczami na jego idealną twarz. Zauważył to i zmarszczył brwi, zdenerwowany. Ścisnął mnie jeszcze bardziej i przysunął się bliżej.
-Kocham Cię, Lou. Nie mogę znieść tego, że ona jest z tobą, nie mogę znieść, że chociaż wiedziałeś, że cię kocham to i tak z nią przyszedłeś. Poznałam ją, i nie mogę zaakceptować tego, że ona jest tak idealna i szczęśliwa z tobą. - wygadałam się, po czym gwałtownie zabrałam powietrza. On patrzył na mnie pustym wzrokiem. - cieszysz się, że ci powiedziałam? Przecież przyjaciele sobie wszystko mówią, prawda? - mówiłam lekko uśmiechając się. - Lou, proszę. Idź, bądź szczęśliwy. Eleanor czeka.
-[T.I].. - wymamrotał, ale ja pokazałam gestem ręki by się uciszył.
-Proszę, Louis. Idź. - patrzałam przestrzeń. Czułam jak łzy wypalają dziury w moich oczach.
Pocałował mnie lekko w usta i podniósł się z mojego łóżka.
-Kocham Cię, [t.i]. Uwierz mi, nie wiesz jak bardzo. Nie mogę z tobą być. Nie mogę, bo..
-Jesteś szczęśliwy z El. - dokończyłam za niego. Kątem oka zobaczyłam jak kręci głową.
-Bo oni mi nie pozwalają. - wyszeptał po czym podszedł do drzwi mojego pokoju - żegnaj, [t.i].
Spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie, prawie płacząc. Wygrzebałam się z pościeli i szybkim krokiem podeszłam do niego.
Wpiłam się w jego różane wargi. Odwzajemnił pocałunek, łapiąc mnie w talii i przyciskając do ściany.
-Żegnaj, Lou. - szepnęłam, a potem wyszedł. Trzasnął drzwiami.
Wyszedł, a ja wiedziałam, że na zawsze.
Opadłam na ziemię, gorzko płacząc. Nie opanowując krzyków złapałam się za włosy i na kolanach, rzucałam się jak małe dziecko.
*Pięć lat później*
Byłam w moim mieszkaniu, na moim łóżku, w którym dokładnie pięć lat temu, Louis zostawił mnie, zapewniając że mnie kocha.
Przeglądałam album ze starymi zdjęciami, gdy jeszcze zadawałam się z pięknym szatynem.
Mam dwadzieścia trzy lata, jestem samotna, jedynie moje serce jest zajęte przez tego idiotę, który nawet nie zadzwonił. Nie odezwał się.
Tak, ja nadal go kocham.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i spojrzałam na zegarek. Dostawca spóźnił się o minutę, więc mam darmową pizze!
Z lekkim uśmiechem podążyłam do drzwi i szeroko otwarłam je. Nie patrząc kto stoi w drzwiach, wyciągnęłam pieniądze i wystawiłam rękę.
-Niech pan weźmie, jako taki napiwek. - zachichotałam, grzebiąc jeszcze w drugiej kieszeni w poszukiwaniu drobniaków.
-Napiwek? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. Zachichotał i złapał mnie za dłoń czule. - nie chcę twoich pieniędzy, chcę Ciebie.
Otwarłam oczy zszokowana. Wypuściłam pieniądze z ręki gdy zobaczyłam, że osoba w futrynie drzwi, to nie dostawca.
-Louis? - zapytałam, jakbym nie była pewna. Uśmiechnął się tym wspaniałym uśmiechem i wpadł mi w ramiona.
-Tak bardzo tęskniłem. - wyszeptał, tuląc się do mnie. - przepraszam Cię.
-To ja tęskniłam. - zaciągnęłam się zapachem Louisa. Podniosłam wzrok, a nasze oczy spotkały się. - masz brodę.
-Minęło dużo czasu. W końcu to już dwadzieścia sześć lat. - uśmiechnął się.
-Zmieniłeś się. - szepnęłam. Pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Jedno się nie zmieniło. - odsunął się kilka centymetrów ode mnie. - nadal cię kocham.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam w usta namiętnie. Oplótł moje biodra, swoimi dłoniami i uśmiechnął się przez pocałunek.
To jest chyba sen.
Niemożliwe?
A jednak.
-
Jak mam doła to mi lepiej wychodzą imaginy.......nie nic.
Subskrybuj:
Posty (Atom)