Jego idealne włosy, idealny zarost, idealna twarz, idealne mięśnie.. to wszystko było tak daleko.
Byliśmy przyjaciółmi od paru lat. Codziennie spotykaliśmy się na dworze z innymi znajomymi. On balował, bawił się, nie zważał na to, że policja może go zabrać. A ja? Ja trzymałam się na uboczu, udając szczęśliwą.
Szliśmy jak co dzień wieczorem do jednego ze sklepów. Szłam za nim dokładnie go obserwując. Chude nogi w zwężanych lekko jeansach szarego koloru, czarne jak noc glany, skórzana kurtka idealnie pasująca do jego ramion. Louis nie był grzecznym chłopcem. Miał przebitą chrząstkę i tunel w lewym uchu. Dla mnie, jak dla wielu dziewczyn - był idealny.
-[T.I], obudź się! - ktoś pomachał mi ręką przed oczami. - Louis chce nam kogoś przedstawić.
Zignorowałam słowa brata i odwróciłam wzrok na ziemię. Było mi tak źle - bo przecież jaki dwudziestolatek umówiłby się z szesnastolatką?
Tak, zadaję się ze starszymi.
Szliśmy jeszcze pare minut, aż w końcu doszliśmy pod mały domek. Stała przed nim wysoka brunetka o pięknych oczach i pełnych ustach.
-Co się dzieje? - zapytałam cicho idąc w tyle z Niallem.
-To jego dziewczyna - odpowiedział - coś się gotuje, bo nigdy nam nie przedstawiał żadnej laski.
Podeszliśmy bliżej do dziewczyny, a Louis z uśmiechem przywitał ją namiętnym buziakiem w usta. Spuściłam wzrok, czując jak moje serce rozpada się na małe kawałeczki.
-To jest Brit. - przedstawił ją patrząc na nas z lekkim uśmiechem. Uśmiechnęła się delikatnie zawstydzona. Mimo, że byłam zakochana w Lou, uznałam że muszę polubić dziewczynę. Nie zachowywała się jak każda inna.
-Cześć - wystawiła do mnie rękę, nadal zawstydzona - jesteś tu jedyną dziewczyną? - zapytała.
Ścisnęłam jej zimną dłoń, delikatnie odwzajemniając uśmiech.
-Jest pare innych, starszych - odpowiedziałam patrząc w jej niebieskie oczy. - ale.. nie mogły wyjść z nami.
-Rozumiem. - puściła moją rękę.
-[T.I]. - w końcu wymamrotałam, przypominając sobie, że muszę się przedstawić.- jestem [T.I].
-Piękne imię. - mruknęła.
-Tak jak i twoje. - dodałam po chwili. Uśmiechnęła się szeroko, po czym odeszła przywitać się z pozostałymi.
-Dziękuję. - ktoś przytulił mnie od tyłu. Odwróciłam głowę i ujrzałam mojego ukochanego. - nie wiedziałem jak zareagujesz. - dodał.
-Ale..
-Nie jestem głupi - zaśmiał się, cmokając mnie w policzek - widzę jak..
-Louis.. nie mów nikomu.. ja.. - zacinałam się.
On uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową. Odszedł do swojej dziewczyny, która wpatrywała się w nas. Lekko uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła.
No to przegrałam.
-
Moje uczucie do szatyna coraz bardziej malało, widząc jaki jest szczęśliwy z Brit. Zrozumiałam, że to było tylko krótkie zauroczenie.
Jestem szczęśliwa widząc jak ważna dla mnie osoba również jest szczęśliwa.
-
Ja pierdole...............
Imaginy One Direction
środa, 4 grudnia 2013
poniedziałek, 11 listopada 2013
Harry.
To już rok.
Rok po cierpieniu, bólu i męczarniach.
Równy rok.
Szłam z kubkiem gorącej kawy, z za dużą, szarą bluzą i czarnymi getrami w białe kropki. Moje chude ciało, nadal nie powróciło do normalnego stanu. Niedowaga zaczyna mi przeszkadzać, nie wierze, że to mówię, ale chciałabym trochę przytyć.
Usiadłam na czarnej, miękkiej kanapie, kładąc żółty kubek na szklany stolik. Rozejrzałam się w około, patrząc czy nikogo nie ma w pobliżu. Nadal nie umiałam się przyzwyczaić do tego, że udało mi się odejść od chłopaka. Ciągle myślę, że przyjdzie tu i znów to zrobi. Znów poczuję ten sam ból co wtedy.
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Szybko otarłam je końcami rękawów i chwyciłam pilot od telewizora. Jednak gdy go włączyłam, usłyszałam cichy stukot do drzwi. Niechętnie podniosłam się i sprawdziłam czy nie widać sińców, ani blizn. Podreptałam słabo do holu i otwarłam drzwi, tak żeby tylko głowa się zmieściła w wąskiej szparze.
Stałam na zimnych kafelkach, czując jak zamarzają mi stopy. Łzy ponownie zebrały się pod powiekami.
Chciałam jak najszybciej zamknąć drzwi. Delikatnie chwyciłam klamkę i szybkim ruchem trzasnęłam nimi. Spojrzałam w dół. Czyiś but zapobiegł zamknięciu.
-Wynoś się. - szepnęłam przestraszona, zasłaniając brzuch rękoma. Ból wpłynął na mnie, a wspomnienia wróciły.
-Nie rozumiesz. - odpowiedział cicho - proszę, zaufaj mi. Nic Ci nie zrobię.
-Było dobrze, dopóki się nie pojawiłeś. - skłamałam. - boję się ciebie, nie zaufam ci. Nigdy. - warknęłam, szlochając cicho.
-Obiecuję. - szepnął, wystawiając do mnie rękę. - proszę.
Zobaczyłam błysk w jego zielonkawych oczach. Zaufać mu?
Puściłam klamkę i odsunęłam się od drzwi. On zaskoczony, zrobił krok w moją stronę. Nie. Zrobiłam krok w tył, patrząc mu w oczy.
-Nie bój się mnie. - powiedział, dotykając mojego ramienia. Syknęłam z bólu i odsunęłam się kolejne kilkanaście centymetrów. On jak oparzony odsunął swoją dłoń. - co ci zrobiłem?
Nie odpowiedziałam mu. Uciekłam do salonu, dławiąc się łzami. Skuliłam się na kanapie, płacząc głośno.
Trzask drzwi i kroki, znów przywróciły wspomnienia. Jednak tym razem, Harry nie miał zamiaru mnie bić.
Usiadł na kanapie, powoli i delikatnie. Dużą dłonią, przejechał po moich ciemnych włosach.
-Ja.. - zaczął. Spojrzałam na niego, przestraszona. - to przeze mnie?
-A przez kogo? - odpowiedziałam mu pytaniem. Odsłoniłam za duże getry i pokazałam pozostałości po sińcach. - myślisz, że sama sobie to robiłam?
Nie odezwał się. Przymknął oczy i bardziej przysunął się do mnie. Ja nadal wbijałam wzrok w jego twarz. Bardzo się zmienił. Wory pod oczami zniknęły, włosy są starannie uczesane do góry, a ubrania schludne... i pachnące.
-Zmieniłem się. - szepnął, otwierając minimalnie powieki.
Chwyciłam jego ciepłą dłoń. Zdziwiony spojrzał na mnie. Splotłam nasze palce, ale po chwili puściłam je. Drugą dłonią, dotknęłam jego lekko różowatego policzka.
Nigdy nie pozwalał mi, siebie dotykać.
Uśmiechnął się delikatnie, wzdychając.
-Brakowało mi ciebie. - odezwał się trochę swobodniej. - tęskniłem.
-Za czym? Za mną, czy biciem mnie? - zapytałam, trochę zdenerwowana. On pokręcił głową, przykładając swoją dłoń, do mojej.
-Żałuję, że to robiłem. Zatraciłem się w alkoholu i narkotykach. Zapomniałem, jak ważna dla mnie byłaś. - tłumaczył. - kocham Cię.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Patrzył mi przez chwilę w oczy. Kiwnęłam głową delikatnie.
Musnął moje usta, tak jakby miał mnie zaraz znów skrzywdzić. Jakby się bał, że się rozlecę. Oddałam go, z tą samą delikatnością. Po chwili jednak pogłębił go, wkładając swój język do moich warg. Po kilku latach, znów poczułam ten cudowny smak. Tak jakby to był nasz pierwszy pocałunek.
Odsunął się kilka centymetrów, patrząc mi prosto w oczy.
-Przyszedłem po to byś mi wybaczyła. - odrzekł, z lekką chrypką. - by zobaczyć twój uśmiech.
Na jego słowa, znów zaczęłam płakać. Wtuliłam się w jego koszulę, zaciągając się perfumami. Łkałam coraz głośniej. A on wziął mnie na swoje kolana i przytulił do siebie. Poczułam jego wargi na moim czole.
Ścisnęłam go mocno, by nie odszedł.
-Nie odchodź. - wymamrotałam. - proszę.
-Nigdy. - odpowiedział - nie zostawię Cię, już nigdy.
Spojrzałam na jego twarz. Łzy zamazywały mi obraz, lecz gdy je przetarłam, wszystko ujrzałam.
Jego idealne rysy twarzy, malinowe usta i pełne zieleni oczy. Lokowane włosy, opadające lekko na boki twarzy. Jak ja dawno, tego nie widziałam. Uśmiechnął się delikatnie, ukazując małe dołki w policzkach.
-Dawno Cię nie widziałam takiego.. normalnego. - mówiłam, dotykając jego twarzy opuszkami palców.
Spuścił wzrok i westchnął.
-Zmieniłem się. Pewna osoba uświadomiła mi, że straciłem cię na zawsze. Musiałem to naprawić, bo cię kocham. - znów zbliżył się do mnie i pocałował czule. Jego ręce wędrowały po moich plecach, uspakając mnie powoli.
-Ja Ciebie też. - szepnęłam, znów wtulając się w jego tors.
-
No... taki sobie hehe
wróciłam
Rok po cierpieniu, bólu i męczarniach.
Równy rok.
Szłam z kubkiem gorącej kawy, z za dużą, szarą bluzą i czarnymi getrami w białe kropki. Moje chude ciało, nadal nie powróciło do normalnego stanu. Niedowaga zaczyna mi przeszkadzać, nie wierze, że to mówię, ale chciałabym trochę przytyć.
Usiadłam na czarnej, miękkiej kanapie, kładąc żółty kubek na szklany stolik. Rozejrzałam się w około, patrząc czy nikogo nie ma w pobliżu. Nadal nie umiałam się przyzwyczaić do tego, że udało mi się odejść od chłopaka. Ciągle myślę, że przyjdzie tu i znów to zrobi. Znów poczuję ten sam ból co wtedy.
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Szybko otarłam je końcami rękawów i chwyciłam pilot od telewizora. Jednak gdy go włączyłam, usłyszałam cichy stukot do drzwi. Niechętnie podniosłam się i sprawdziłam czy nie widać sińców, ani blizn. Podreptałam słabo do holu i otwarłam drzwi, tak żeby tylko głowa się zmieściła w wąskiej szparze.
Stałam na zimnych kafelkach, czując jak zamarzają mi stopy. Łzy ponownie zebrały się pod powiekami.
Chciałam jak najszybciej zamknąć drzwi. Delikatnie chwyciłam klamkę i szybkim ruchem trzasnęłam nimi. Spojrzałam w dół. Czyiś but zapobiegł zamknięciu.
-Wynoś się. - szepnęłam przestraszona, zasłaniając brzuch rękoma. Ból wpłynął na mnie, a wspomnienia wróciły.
-Nie rozumiesz. - odpowiedział cicho - proszę, zaufaj mi. Nic Ci nie zrobię.
-Było dobrze, dopóki się nie pojawiłeś. - skłamałam. - boję się ciebie, nie zaufam ci. Nigdy. - warknęłam, szlochając cicho.
-Obiecuję. - szepnął, wystawiając do mnie rękę. - proszę.
Zobaczyłam błysk w jego zielonkawych oczach. Zaufać mu?
Puściłam klamkę i odsunęłam się od drzwi. On zaskoczony, zrobił krok w moją stronę. Nie. Zrobiłam krok w tył, patrząc mu w oczy.
-Nie bój się mnie. - powiedział, dotykając mojego ramienia. Syknęłam z bólu i odsunęłam się kolejne kilkanaście centymetrów. On jak oparzony odsunął swoją dłoń. - co ci zrobiłem?
Nie odpowiedziałam mu. Uciekłam do salonu, dławiąc się łzami. Skuliłam się na kanapie, płacząc głośno.
Trzask drzwi i kroki, znów przywróciły wspomnienia. Jednak tym razem, Harry nie miał zamiaru mnie bić.
Usiadł na kanapie, powoli i delikatnie. Dużą dłonią, przejechał po moich ciemnych włosach.
-Ja.. - zaczął. Spojrzałam na niego, przestraszona. - to przeze mnie?
-A przez kogo? - odpowiedziałam mu pytaniem. Odsłoniłam za duże getry i pokazałam pozostałości po sińcach. - myślisz, że sama sobie to robiłam?
Nie odezwał się. Przymknął oczy i bardziej przysunął się do mnie. Ja nadal wbijałam wzrok w jego twarz. Bardzo się zmienił. Wory pod oczami zniknęły, włosy są starannie uczesane do góry, a ubrania schludne... i pachnące.
-Zmieniłem się. - szepnął, otwierając minimalnie powieki.
Chwyciłam jego ciepłą dłoń. Zdziwiony spojrzał na mnie. Splotłam nasze palce, ale po chwili puściłam je. Drugą dłonią, dotknęłam jego lekko różowatego policzka.
Nigdy nie pozwalał mi, siebie dotykać.
Uśmiechnął się delikatnie, wzdychając.
-Brakowało mi ciebie. - odezwał się trochę swobodniej. - tęskniłem.
-Za czym? Za mną, czy biciem mnie? - zapytałam, trochę zdenerwowana. On pokręcił głową, przykładając swoją dłoń, do mojej.
-Żałuję, że to robiłem. Zatraciłem się w alkoholu i narkotykach. Zapomniałem, jak ważna dla mnie byłaś. - tłumaczył. - kocham Cię.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Patrzył mi przez chwilę w oczy. Kiwnęłam głową delikatnie.
Musnął moje usta, tak jakby miał mnie zaraz znów skrzywdzić. Jakby się bał, że się rozlecę. Oddałam go, z tą samą delikatnością. Po chwili jednak pogłębił go, wkładając swój język do moich warg. Po kilku latach, znów poczułam ten cudowny smak. Tak jakby to był nasz pierwszy pocałunek.
Odsunął się kilka centymetrów, patrząc mi prosto w oczy.
-Przyszedłem po to byś mi wybaczyła. - odrzekł, z lekką chrypką. - by zobaczyć twój uśmiech.
Na jego słowa, znów zaczęłam płakać. Wtuliłam się w jego koszulę, zaciągając się perfumami. Łkałam coraz głośniej. A on wziął mnie na swoje kolana i przytulił do siebie. Poczułam jego wargi na moim czole.
Ścisnęłam go mocno, by nie odszedł.
-Nie odchodź. - wymamrotałam. - proszę.
-Nigdy. - odpowiedział - nie zostawię Cię, już nigdy.
Spojrzałam na jego twarz. Łzy zamazywały mi obraz, lecz gdy je przetarłam, wszystko ujrzałam.
Jego idealne rysy twarzy, malinowe usta i pełne zieleni oczy. Lokowane włosy, opadające lekko na boki twarzy. Jak ja dawno, tego nie widziałam. Uśmiechnął się delikatnie, ukazując małe dołki w policzkach.
-Dawno Cię nie widziałam takiego.. normalnego. - mówiłam, dotykając jego twarzy opuszkami palców.
Spuścił wzrok i westchnął.
-Zmieniłem się. Pewna osoba uświadomiła mi, że straciłem cię na zawsze. Musiałem to naprawić, bo cię kocham. - znów zbliżył się do mnie i pocałował czule. Jego ręce wędrowały po moich plecach, uspakając mnie powoli.
-Ja Ciebie też. - szepnęłam, znów wtulając się w jego tors.
-
No... taki sobie hehe
wróciłam
środa, 16 października 2013
Zayn.
-[T.I], odbierz telefon! Ktoś do ciebie! - mama krzyknęła z dołu, a ja od razu zerwałam się z łóżka i popędziłam po schodach o mało się nie zabijając. Gdy już byłam przy słuchawce, odetchnęłam głośno i przycisnęłam ją do ucha.
-Słucham? - zapytałam wesoło.
-Cześć, chciałam się zapytać czy pożyczyłabyś mi zeszyty z poniedziałku na weekend? - moja przyjaciółka Tania odezwała się wesoło. A ja zawiedziona, że to nie On, westchnęłam cicho.
-Pewnie, przyniosę ci na jutro. - mówiłam smutno.
-Nic ci nie jest? - zapytała troskliwie. - znowu o nim myślisz?
-Ciągle o nim myślę. - szepnęłam i odłożyłam słuchawkę.
Odwróciłam się i gdy już miałam zmierzyć do pokoju, w holu pojawiła się mama.
-O kim myślisz? - zapytała marszcząc brwi.
-O Zaynie. - przyznałam się, ponieważ ona dobrze wie kiedy kłamię, więc to by było bez sensu. - ciągle przychodzi ta nadzieja, że się odezwie.
-Kochanie.. - objęła mnie jednym ramieniem. - go już nie ma. Od trzech lat, rozumiesz? Musisz się z tym pogodzić. - tłumaczyła, na co w moich oczach zebrały się łzy.
-Tak, rozumiem. Lepiej żebym o nim zapomniała. - szepnęłam, nie dając rady mówić. Wyrwałam sie z objęć kobiety i ponownie zmierzyłam ku pokojowi.
-
-Dzięki, oddam ci je w poniedziałek. - brunetka uśmiechnęła się ciepło i dała mi buziaka w polik. Zachichotałam wracając do mojej poprzedniej lektury. Lecz długo to nie potrwało, ponieważ ktoś usiadł koło mnie, śpiewając coś pod nosem. Już to, że ktoś się przysiadł, mnie rozprasza, a co dopiero śpiewa.
-Możesz się uciszyć? - zapytałam nie odrywając wzroku od książki - próbuję czytać.
Ale on nie przestawał, więc klapnęłam książkę, schowałam ją do plecaka i schowałam twarz w dłonie, nawet nie otwierając oczu.
-Wiesz, jesteś bardzo wredny. - prychnęłam zabawnie - jak mój dawny przyjaciel.
-Na prawdę? - zaśmiał się cicho, przerywając swój śpiew - opowiedz mi o nim.
-Zayn był najlepszy na świecie. Był zawsze uśmiechnięty, kochałam go bardzo. Zawsze mnie denerwował, śmiał się ze mną, ze mnie - zaśmiałam się na wspomnienie - miał wady, które w pełni akceptowałam. Zawsze był ze mną.. myślałam że tak zostanie.. - przetarłam oczy, pełne łez i kontynuowałam nawet nie zerkając na osobę mi towarzyszącą. - wyjechał. Zostawił mnie, dla zespołu. Obiecał, że zadzwoni, lecz.. nie doczekałam się nawet sms-a. - westchnęłam - W ogóle dlaczego ci to opowiadam.. nawet Cię nie znam..
Wstałam z ławki, łapiąc za ramiączko swój plecak. I odeszłam. Tak po prostu zostawiłam chłopaka na korytarzu. Nie wiedząc nawet jak wygląda.
-
Włożyłam końcówkę ołówka do ust, zastanawiając się nad odpowiednim równaniem. Musiałam przyznać, że myślałam, że w liceum będzie łatwiej. Jednakże chyba źle myślałam, skoro już nawet nie umiem dzielić. Matematyka mnie wykańcza..
-Kochanie, masz gościa. - do pokoju weszła mama, uśmiechając się łagodnie.
-Niech wejdzie. - odpowiedziałam nawet, nie odrywając wzroku od książki. Po chwili, ktoś otwarł drzwi i wszedł do środka, po czym ponownie je zamknął.
-Miło znowu cię widzieć. - odezwał się znajomy głos. Podniosłam głowę, po czym zanalizowałam stojącego przede mną mulata. - tęskniłem, od wczoraj.
-Oh, to ty. - mruknęłam. Podniosłam jedną brew, gdy ten zmarszczył brwi. - co? Coś zrobiłam?
-Nie pamiętasz mnie? - zapytał.
-No to ty wczoraj przeszkadzałeś mi w czytaniu? W ogóle skąd się tu wziąłeś? Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - pytałam z lekkim uśmiechem.
-[t.i].. - szepnął. - na prawdę mnie nie kojarzysz? To ja, Zayn. - mówił zawiedziony.
Moje oczy aż rozszerzyły się od wypowiedzianego imienia. Ołówek spadł mi na kołdrę, a moje usta rozszerzyły się.
-Zayn? - mruknęłam.
No tak, jego brązowe oczy, idealny uśmiech i czarne włosy mogłam rozpoznać. Dlaczego mu się nie przyjrzałam?
-Zmieniłeś się. - szepnęłam przeczesując włosy palcami - to.. jak tam zespół? - próbowałam się uśmiechnąć, lecz chyba mi to nie wyszło. - jak tam..
-Przestań. - powiedział. - przyszedłem porozmawiać.
-A potem znów mnie zostawisz? - powiedziałam przecierając oczy. - nie, dzięki. Nie chcę przepłakiwać kolejnych trzech lat.
Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń. Spojrzał mi głęboko w oczy i leciutko, prawie nie zauważalnie uśmiechnął.
-Chciałem ci powiedzieć, że przez te trzy lata tęskniłem. Codziennie coraz bardziej, wiem że zawiodłem, bo nie dzwoniłem, ale nie miałem jak. Zmieniłaś numer.. Uwierz mi, że bardzo, ale to bardzo chciałem cię odwiedzić.. nie mogłem. Po prostu nie mogłem..
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nachyliłam się i lekko musnęłam jego usta. Gdy zauważyłam, że się nie oddala, pogłębiłam pocałunek.
-No i chciałem ci powiedzieć że cię kocham. - dokończył uśmiechając się szeroko. - już od samego początku.
Wtuliłam się w jego ramiona, w których chciałam zostać do końca życia.
-Ja ciebie też. - szepnęłam, twarzą nurkując w zagłębieniu szyi.
-Wiesz, jesteś bardzo wredny. - prychnęłam zabawnie - jak mój dawny przyjaciel.
-Na prawdę? - zaśmiał się cicho, przerywając swój śpiew - opowiedz mi o nim.
-Zayn był najlepszy na świecie. Był zawsze uśmiechnięty, kochałam go bardzo. Zawsze mnie denerwował, śmiał się ze mną, ze mnie - zaśmiałam się na wspomnienie - miał wady, które w pełni akceptowałam. Zawsze był ze mną.. myślałam że tak zostanie.. - przetarłam oczy, pełne łez i kontynuowałam nawet nie zerkając na osobę mi towarzyszącą. - wyjechał. Zostawił mnie, dla zespołu. Obiecał, że zadzwoni, lecz.. nie doczekałam się nawet sms-a. - westchnęłam - W ogóle dlaczego ci to opowiadam.. nawet Cię nie znam..
Wstałam z ławki, łapiąc za ramiączko swój plecak. I odeszłam. Tak po prostu zostawiłam chłopaka na korytarzu. Nie wiedząc nawet jak wygląda.
-
Włożyłam końcówkę ołówka do ust, zastanawiając się nad odpowiednim równaniem. Musiałam przyznać, że myślałam, że w liceum będzie łatwiej. Jednakże chyba źle myślałam, skoro już nawet nie umiem dzielić. Matematyka mnie wykańcza..
-Kochanie, masz gościa. - do pokoju weszła mama, uśmiechając się łagodnie.
-Niech wejdzie. - odpowiedziałam nawet, nie odrywając wzroku od książki. Po chwili, ktoś otwarł drzwi i wszedł do środka, po czym ponownie je zamknął.
-Miło znowu cię widzieć. - odezwał się znajomy głos. Podniosłam głowę, po czym zanalizowałam stojącego przede mną mulata. - tęskniłem, od wczoraj.
-Oh, to ty. - mruknęłam. Podniosłam jedną brew, gdy ten zmarszczył brwi. - co? Coś zrobiłam?
-Nie pamiętasz mnie? - zapytał.
-No to ty wczoraj przeszkadzałeś mi w czytaniu? W ogóle skąd się tu wziąłeś? Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - pytałam z lekkim uśmiechem.
-[t.i].. - szepnął. - na prawdę mnie nie kojarzysz? To ja, Zayn. - mówił zawiedziony.
Moje oczy aż rozszerzyły się od wypowiedzianego imienia. Ołówek spadł mi na kołdrę, a moje usta rozszerzyły się.
-Zayn? - mruknęłam.
No tak, jego brązowe oczy, idealny uśmiech i czarne włosy mogłam rozpoznać. Dlaczego mu się nie przyjrzałam?
-Zmieniłeś się. - szepnęłam przeczesując włosy palcami - to.. jak tam zespół? - próbowałam się uśmiechnąć, lecz chyba mi to nie wyszło. - jak tam..
-Przestań. - powiedział. - przyszedłem porozmawiać.
-A potem znów mnie zostawisz? - powiedziałam przecierając oczy. - nie, dzięki. Nie chcę przepłakiwać kolejnych trzech lat.
Usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za dłoń. Spojrzał mi głęboko w oczy i leciutko, prawie nie zauważalnie uśmiechnął.
-Chciałem ci powiedzieć, że przez te trzy lata tęskniłem. Codziennie coraz bardziej, wiem że zawiodłem, bo nie dzwoniłem, ale nie miałem jak. Zmieniłaś numer.. Uwierz mi, że bardzo, ale to bardzo chciałem cię odwiedzić.. nie mogłem. Po prostu nie mogłem..
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nachyliłam się i lekko musnęłam jego usta. Gdy zauważyłam, że się nie oddala, pogłębiłam pocałunek.
-No i chciałem ci powiedzieć że cię kocham. - dokończył uśmiechając się szeroko. - już od samego początku.
Wtuliłam się w jego ramiona, w których chciałam zostać do końca życia.
-Ja ciebie też. - szepnęłam, twarzą nurkując w zagłębieniu szyi.
-
ok
ok
środa, 25 września 2013
Liam
-Myślisz, że zrezygnuję z miłości bo ty mi każesz? - zapytałam mojej przyjaciółki - kocham go, a on mnie.
-Kochanie, Liam może mieć każdą, a teraz padło na Ciebie. Pobawi się i zostawi, jak z tamtymi. - naciskała na mnie.
-Uważasz, że jestem nie warta niczyjej miłości? - zapytałam, a moja dolna warga aż zadrżała - powinnaś mnie wspierać... a ty mi odradzasz..
-Nie, nie to miałam na myśli..
-Daruj sobie. - szepnęłam i rozłączając się, odłożyłam telefon na półkę nocną.
Westchnęłam, przecierając oczy, które były pełne łez. Dlaczego każdy się sprzeciwiał temu związkowi? Dlaczego każdy był negatywnie nastawiony? Liam mnie kocha, mówił mi to już kilka razy. Jesteśmy razem od połowy roku, a nadal każdy mi wciska, że mnie zostawi.
-Puk puk! - cichutkie pukanie wyrwało mnie z zamyśleń. Skierowałam oczy do drzwi i napotkałam tam Liama. Stał z założonymi rękami z tyłu i patrzył mi prosto w oczy. - co się stało?
-Wszyscy znowu na mnie naciskają.. mówią mi że mnie zostawisz.. - odwróciłam wzrok, by nie napotkał łez, które spływają po moich policzkach. - nawet rodzina..
-Ej, skarbie. - podszedł do łóżka i usiadł na skraju - nie wierz w to, dobrze? - załapał moją dłoń i ścisnął ją mocno. - jesteśmy razem pół roku, kocham Cię i nie mam zamiaru cię zostawiać. Wiem, że z paroma dziewczynami mi nie wyszło, ale z tobą jest inaczej.. rozumiesz?- tłumaczył kładąc się koło mnie. Jedną ręką oplótł moje biodra i przytulił do siebie.
-Gdy skończę osiemnaście lat, wyjadę stąd. Oni nie rozumieją że jestem szczęśliwa. - mówiłam, prawie dławiąc się łzami.
-Hej, nie płacz - przycisnął mnie bardziej do siebie i pocałował w czoło - kocham cię.
-Ja ciebie też. - spojrzałam mu w oczy - szkoda że nikt poza tobą tego nie rozumie.
Pocałował mnie mocno i czule. Jego ciepłe i wilgotne wargi muskały moje z delikatnością i czułością. Odwzajemniłam to, po czym wsunęłam język między jego wargi. On uśmiechnął się lekko, wplątując palce w moje włosy.
-W ogóle kto cię tu wpuścił? - odczepiłam się od chłopaka, zastanawiając się.
-Twoja mama. - mruknął jeżdżąc palcem po moim policzku. Oblizał wargi i uśmiechnął się chytrze - ona jedyna mnie lubi.
-Szkoda, ze ona jedyna..
-Ej, ej ! Nie ma gadania, jasne? Nie rozmawiajmy o tym. - zatkał mi usta dłonią. - O! Mam coś dla ciebie. - nagle olśniło go. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, prostokątne pudełeczko.
Wsunął mi je w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę wpatrywałam się w pakunek, ale po chwili odchyliłam wieczko, a w nim srebrna, śliczna bransoletka z małym breloczkiem w kształcie litery "L". Uśmiechnęłam się patrząc na mojego chłopaka. On tylko cmoknął mnie w usta.
Założyłam prezent na nadgarstek, podziwiając go. Na prawdę był śliczny.
Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam zapachem.
-
Wróciłam do domu z reklamówkami zakupów. Rozpakowałam wszystko, chowając odpowiednie rzeczy do lodówki i półek, po czym usiadłam na kanapie w salonie i otwarłam dopiero co zakupioną gazetę. Od razu rzucił mi się w oczy artykuł o mnie i Liamie.
"Czy to prawdziwa miłość, a może oszustwo?! My znamy odpowiedź!
Liam Payne (l. 20) i [t.i] [t.n.] (l. 17) od ponad połowy roku są brani jako prawdziwa para! I tak jest! Zakochańce spędzają razem cały swój wolny czas, a ostatnio dowiedzieliśmy się parę słów o tym związku od samego Liama!
-"Na prawdę się kochamy. Ci którzy w to nie wierzą, muszą być na prawdę głupi. Ostatnio rozmawiałem z moją dziewczyną. Było jej bardzo przykro, że nawet przyjaciele odradzają jej związku ze mną. Wiem, że wiele z nich mi nie wychodziło.. ale teraz to jest ta jedyna. Zauważcie, że z tamtymi dziewczynami byłem po miesiąc, a z [t.i] jestem już ponad pół roku!"
Liam ma rację, nie powinniśmy robić awantury. Czasem trzeba próbować, żeby znaleźć tą odpowiednią. "
Uśmiechnęłam się do siebie, czytając artykuł. To miło, że próbują udowodnić że to wszystko jest prawdziwe.
Wybrałam numer do Liama. Po trzech sygnałach odebrał.
-Cześć kochanie. - mówił wesoło - widziałaś artykuł?
-Właśnie czytam - zaśmiałam się. - jesteś niesamowity.
-Staram się ciebie uszczęśliwić. - powiedział.
-Udało ci się. - zachichotałam. - może dotrze to do kogoś.
-A wiesz.. - zaczął. - rozmawiałem z twoimi rodzicami i Darią.. i oni nam uwierzyli. Haha, sam w to nie wierzę, ale powiedzieli, że jeśli się kochamy, to nie stoją nam na drodze! - mówił zafascynowany.
-Na prawdę? - aż podskoczyłam z krzesła. - tak bardzo się cieszę!
-Kocham cię. - szepnął. - muszę kończyć, zaraz próba.
-Pa. - powiedziałam wesoło rozłączając się.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, wpatrując się w prezent Liama. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, chichocząc ze szczęścia.
Wszystko wraca do normy!
--
chujowe pozdrawiam
-Kochanie, Liam może mieć każdą, a teraz padło na Ciebie. Pobawi się i zostawi, jak z tamtymi. - naciskała na mnie.
-Uważasz, że jestem nie warta niczyjej miłości? - zapytałam, a moja dolna warga aż zadrżała - powinnaś mnie wspierać... a ty mi odradzasz..
-Nie, nie to miałam na myśli..
-Daruj sobie. - szepnęłam i rozłączając się, odłożyłam telefon na półkę nocną.
Westchnęłam, przecierając oczy, które były pełne łez. Dlaczego każdy się sprzeciwiał temu związkowi? Dlaczego każdy był negatywnie nastawiony? Liam mnie kocha, mówił mi to już kilka razy. Jesteśmy razem od połowy roku, a nadal każdy mi wciska, że mnie zostawi.
-Puk puk! - cichutkie pukanie wyrwało mnie z zamyśleń. Skierowałam oczy do drzwi i napotkałam tam Liama. Stał z założonymi rękami z tyłu i patrzył mi prosto w oczy. - co się stało?
-Wszyscy znowu na mnie naciskają.. mówią mi że mnie zostawisz.. - odwróciłam wzrok, by nie napotkał łez, które spływają po moich policzkach. - nawet rodzina..
-Ej, skarbie. - podszedł do łóżka i usiadł na skraju - nie wierz w to, dobrze? - załapał moją dłoń i ścisnął ją mocno. - jesteśmy razem pół roku, kocham Cię i nie mam zamiaru cię zostawiać. Wiem, że z paroma dziewczynami mi nie wyszło, ale z tobą jest inaczej.. rozumiesz?- tłumaczył kładąc się koło mnie. Jedną ręką oplótł moje biodra i przytulił do siebie.
-Gdy skończę osiemnaście lat, wyjadę stąd. Oni nie rozumieją że jestem szczęśliwa. - mówiłam, prawie dławiąc się łzami.
-Hej, nie płacz - przycisnął mnie bardziej do siebie i pocałował w czoło - kocham cię.
-Ja ciebie też. - spojrzałam mu w oczy - szkoda że nikt poza tobą tego nie rozumie.
Pocałował mnie mocno i czule. Jego ciepłe i wilgotne wargi muskały moje z delikatnością i czułością. Odwzajemniłam to, po czym wsunęłam język między jego wargi. On uśmiechnął się lekko, wplątując palce w moje włosy.
-W ogóle kto cię tu wpuścił? - odczepiłam się od chłopaka, zastanawiając się.
-Twoja mama. - mruknął jeżdżąc palcem po moim policzku. Oblizał wargi i uśmiechnął się chytrze - ona jedyna mnie lubi.
-Szkoda, ze ona jedyna..
-Ej, ej ! Nie ma gadania, jasne? Nie rozmawiajmy o tym. - zatkał mi usta dłonią. - O! Mam coś dla ciebie. - nagle olśniło go. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, prostokątne pudełeczko.
Wsunął mi je w dłonie i uśmiechnął się szeroko. Przez chwilę wpatrywałam się w pakunek, ale po chwili odchyliłam wieczko, a w nim srebrna, śliczna bransoletka z małym breloczkiem w kształcie litery "L". Uśmiechnęłam się patrząc na mojego chłopaka. On tylko cmoknął mnie w usta.
Założyłam prezent na nadgarstek, podziwiając go. Na prawdę był śliczny.
Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam zapachem.
-
Wróciłam do domu z reklamówkami zakupów. Rozpakowałam wszystko, chowając odpowiednie rzeczy do lodówki i półek, po czym usiadłam na kanapie w salonie i otwarłam dopiero co zakupioną gazetę. Od razu rzucił mi się w oczy artykuł o mnie i Liamie.
"Czy to prawdziwa miłość, a może oszustwo?! My znamy odpowiedź!
Liam Payne (l. 20) i [t.i] [t.n.] (l. 17) od ponad połowy roku są brani jako prawdziwa para! I tak jest! Zakochańce spędzają razem cały swój wolny czas, a ostatnio dowiedzieliśmy się parę słów o tym związku od samego Liama!
-"Na prawdę się kochamy. Ci którzy w to nie wierzą, muszą być na prawdę głupi. Ostatnio rozmawiałem z moją dziewczyną. Było jej bardzo przykro, że nawet przyjaciele odradzają jej związku ze mną. Wiem, że wiele z nich mi nie wychodziło.. ale teraz to jest ta jedyna. Zauważcie, że z tamtymi dziewczynami byłem po miesiąc, a z [t.i] jestem już ponad pół roku!"
Liam ma rację, nie powinniśmy robić awantury. Czasem trzeba próbować, żeby znaleźć tą odpowiednią. "
Uśmiechnęłam się do siebie, czytając artykuł. To miło, że próbują udowodnić że to wszystko jest prawdziwe.
Wybrałam numer do Liama. Po trzech sygnałach odebrał.
-Cześć kochanie. - mówił wesoło - widziałaś artykuł?
-Właśnie czytam - zaśmiałam się. - jesteś niesamowity.
-Staram się ciebie uszczęśliwić. - powiedział.
-Udało ci się. - zachichotałam. - może dotrze to do kogoś.
-A wiesz.. - zaczął. - rozmawiałem z twoimi rodzicami i Darią.. i oni nam uwierzyli. Haha, sam w to nie wierzę, ale powiedzieli, że jeśli się kochamy, to nie stoją nam na drodze! - mówił zafascynowany.
-Na prawdę? - aż podskoczyłam z krzesła. - tak bardzo się cieszę!
-Kocham cię. - szepnął. - muszę kończyć, zaraz próba.
-Pa. - powiedziałam wesoło rozłączając się.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, wpatrując się w prezent Liama. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, chichocząc ze szczęścia.
Wszystko wraca do normy!
--
chujowe pozdrawiam
niedziela, 22 września 2013
Harry
-Wróciłem! - krzyknąłem z holu rozbierając mój płaszcz. Po chwili rudowłosa piękność wyszła zza ściany, ale jej mina nie była zbyt wesoła. Wykrzywione usta w grymasie i zmarszczone brwi, nie wróżyły dobrze. - coś się stało?
-No nie wiem - powiedziała z sarkazmem patrząc na swój zegarek. - troszeczkę się spóźniłeś. - mruknęła z ironią, na co ja westchnąłem. - jakieś trzy godziny. - dokończyła.
-[T.I], przepraszam. Chłopaki wzięli mnie na piwo, jakoś tak się złożyło, zagadałem się.. i nie spojrzałem na zegarek - tłumaczyłem się, całkiem szczerze. Ogarnęło mnie poczucie winy, za to, że nawet nie zadzwoniłem. - kiciu...
Uśmiechnęła się leciutko, ale to chyba nie było szczere.
-Przygotowałam kolację, ale już ją zjadłam. Twoja leży na stole. Smacznego. - mówiła cicho, ze smutkiem. Ominęła mnie, by dojść do schodów. Po chwili zniknęła u góry. Ja stałem przez chwilę trzymając się za włosy. Powinienem zadzwonić, prawda?
Zignorowałem to, że posiłek na mnie czeka i pobiegłem za nią do góry, przeskakując co dwa schodki. Drzwi do sypialni były uchylone, więc skierowałem się w tamtą stronę.
Zapukałem cicho, uchylając szerzej drzwi. Stała tak, odwrócona do mnie plecami. Swój wzrok wlepiała za okno, jakby czegoś tam szukała. Gdy usłyszała moje kroki, odwróciła się i spojrzała mi w oczy.
-Ej, miśku. - podszedłem do niej i mocno przytuliłem. - przepraszam. Mogłem zadzwonić.
-Mogłeś. - znów krzywo uśmiechnęła się. - nie ważne..
Uniosłem palcem jej podbródek i spojrzałem w oczy. Po chwili lekko pocałowałem w usta, a ta zachichotała. Uśmiechnęła się szeroko, na co moje serce szybciej zabiło i rozmiękło.
-Ile już jesteśmy razem? - zapytałem nadal trzymając jej podbródek, tak by na mnie patrzała.
-Nie wiem.. - przez chwilę zastanowiła się. - niecałe pół roku.
-[T.I].. kocham Cię. - szepnąłem jej prosto do ust. Jej oczy powiększyły się, a z ust znikł uśmiech. Nie umiałem opisać, jak zdziwiona była. Przez chwilę bałem się, że mnie odrzuci, lecz ona uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej. Jak mógłbym tak pomyśleć? Przecież ona mi to ciągle, mówi. A ja? Ja dopiero pierwszy raz odważyłem się jej to powiedzieć.
-Harry.. - zachichotała - przecież..
-Trochę się bałem. Bo nigdy nie byłem w prawdziwym związku.. mamy po te dwadzieścia lat, a ja na prawdę cię kocham, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiłem. Zależy mi na tobie, [t.i] - powiedziałem na jednym wydechu. Mój żołądek przez chwilę wydawał się ściśnięty, jakby pięścią, lecz gdy dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, wszystko ustąpiło.
-Ja też cię kocham. - szepnęła przybliżając mnie do siebie. - bardzo mocno, wiesz?
Zachichotałem i wpiłem się w jej usta zachłannie. Odwzajemniła pieszczotę, wplątując palce w moje włosy. Uwielbiałem gdy bawiła się moimi loczkami. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale przyjemność nie trwała długo, bo mój telefon zaczął wibrować. Niechętnie odsunąłem się od Rudej i spojrzałem na wyświetlacz.
-Halo? - próbowałem być poważny, lecz pocałunki na mojej szyi, doprowadzały mnie do obłędu.
-Harry, zapomniałeś ze studia tekstów i telefonu. - głos blondyna rozbrzmiał w słuchawce.
-Weź je ze sobą, proszę. Jutro mi je przyniesiesz. - poprosiłem, odciągając od siebie rudą. On chichotała, składając pocałunki na mojej szczęce.
-Masz szczęście, że już to zrobiłem, chciałem je tam zostawić. - mówił - co ty robisz?
-Nic. - zaśmiałem się. - muszę kończyć. - rozłączyłem się i rzuciłem mój telefon na półkę obok. [t.i] znów pocałowała mnie w usta zachłannie, co oddałem. Chwyciłem ją w talii, bardziej przyciągając do siebie. Po chwili moje dłonie zjechały trochę niżej, do pośladków. Ścisnąłem je mocno, na co jej reakcją było głośne jęknięcie. Oplotła nogami moje biodra, a rękoma objęła moją szyję.
Zrobiłem kilka kroków w tył, tracąc równowagę. Nagle poczułem jak opadam na coś miękkiego. Oczami powędrowałem na bok. Uświadomiłem sobie, że leżymy na łóżku. Zaśmiałem się wdzięcznie, a dziewczyna oderwała się ode mnie i popatrzała zdziwiona w moje oczy. Po chwili wybuchnęła śmiechem, uświadamiając sobie co się stało.
-Dosyć tego dobrego. - zeszła ze mnie. Stanęła tuż przy łóżku, z dłoniami na biodrach. Mrugnąłem kilka razy, nie kryjąc mojego zdziwienia. - kolację jeść, marsz! - pogoniła mnie - bo będziesz spał na kanapie!
Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół. Ona śmiała się głośno, biegnąc za mną.
Gdy dotarłem do kuchni, zobaczyłem talerz ze spaghetti i lampkę wina. Odwróciłam się do dziewczyny i cmoknąłem do niej.
Ona jest niesamowita. Dlaczego nie poznałem jej wcześniej?
Zajadałem się makaronem dopóki ona nie stanęła koło stołu i nie zabrała mi talerza. A przecież została jeszcze połowa pełna.
-No ej! - jęknąłem wstając. Na odwróciła się razem z talerzem chichocząc. Uniosłem ręce nad jej ramionami i próbowałem chwycić talerz. Po chwili zrezygnowałem i usiadłem z powrotem udając obrażonego. Założyłem ręce na piersi.
Usłyszałem tylko jak coś spada do worka, przy tym stukając w talerz. Ona wyrzuciła moje spaghetti!
Po chwili jej ciepłe dłonie dotknęły mojego policzka. Chociaż uwielbiałem jak to robi, to udawałem niewzruszonego.
-Kochanie. - szepnęła mi do ucha.
Milczałem, ale pod jej dotykiem trochę rozluźniłem się.
-Wyrzuciłaś moje spaghetti! - naburmuszyłem się jak małe dziecko. - to nie fair!
Odwróciła moją głowę w prawo i zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, czul pocałowała mnie. Odwzajemniłem to chętnie i jeszcze czulej.
-Wynagrodzę ci to. - szepnęła - hm?
-Niby jak? - wymruczałem cicho, patrząc na jej piękne usta.
-Chodź. - mruknęła wychodząc z kuchni. Usłyszałem jak wspina się po schodach. Rozszerzyłem usta, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Zanim zdążyłem pomyśleć pobiegłem za nią do sypialni.
-
JEZU XD
HAHA
-Ej, miśku. - podszedłem do niej i mocno przytuliłem. - przepraszam. Mogłem zadzwonić.
-Mogłeś. - znów krzywo uśmiechnęła się. - nie ważne..
Uniosłem palcem jej podbródek i spojrzałem w oczy. Po chwili lekko pocałowałem w usta, a ta zachichotała. Uśmiechnęła się szeroko, na co moje serce szybciej zabiło i rozmiękło.
-Ile już jesteśmy razem? - zapytałem nadal trzymając jej podbródek, tak by na mnie patrzała.
-Nie wiem.. - przez chwilę zastanowiła się. - niecałe pół roku.
-[T.I].. kocham Cię. - szepnąłem jej prosto do ust. Jej oczy powiększyły się, a z ust znikł uśmiech. Nie umiałem opisać, jak zdziwiona była. Przez chwilę bałem się, że mnie odrzuci, lecz ona uśmiechnęła się szerzej niż wcześniej. Jak mógłbym tak pomyśleć? Przecież ona mi to ciągle, mówi. A ja? Ja dopiero pierwszy raz odważyłem się jej to powiedzieć.
-Harry.. - zachichotała - przecież..
-Trochę się bałem. Bo nigdy nie byłem w prawdziwym związku.. mamy po te dwadzieścia lat, a ja na prawdę cię kocham, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiłem. Zależy mi na tobie, [t.i] - powiedziałem na jednym wydechu. Mój żołądek przez chwilę wydawał się ściśnięty, jakby pięścią, lecz gdy dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, wszystko ustąpiło.
-Ja też cię kocham. - szepnęła przybliżając mnie do siebie. - bardzo mocno, wiesz?
Zachichotałem i wpiłem się w jej usta zachłannie. Odwzajemniła pieszczotę, wplątując palce w moje włosy. Uwielbiałem gdy bawiła się moimi loczkami. Przeszedł mnie miły dreszcz, ale przyjemność nie trwała długo, bo mój telefon zaczął wibrować. Niechętnie odsunąłem się od Rudej i spojrzałem na wyświetlacz.
-Halo? - próbowałem być poważny, lecz pocałunki na mojej szyi, doprowadzały mnie do obłędu.
-Harry, zapomniałeś ze studia tekstów i telefonu. - głos blondyna rozbrzmiał w słuchawce.
-Weź je ze sobą, proszę. Jutro mi je przyniesiesz. - poprosiłem, odciągając od siebie rudą. On chichotała, składając pocałunki na mojej szczęce.
-Masz szczęście, że już to zrobiłem, chciałem je tam zostawić. - mówił - co ty robisz?
-Nic. - zaśmiałem się. - muszę kończyć. - rozłączyłem się i rzuciłem mój telefon na półkę obok. [t.i] znów pocałowała mnie w usta zachłannie, co oddałem. Chwyciłem ją w talii, bardziej przyciągając do siebie. Po chwili moje dłonie zjechały trochę niżej, do pośladków. Ścisnąłem je mocno, na co jej reakcją było głośne jęknięcie. Oplotła nogami moje biodra, a rękoma objęła moją szyję.
Zrobiłem kilka kroków w tył, tracąc równowagę. Nagle poczułem jak opadam na coś miękkiego. Oczami powędrowałem na bok. Uświadomiłem sobie, że leżymy na łóżku. Zaśmiałem się wdzięcznie, a dziewczyna oderwała się ode mnie i popatrzała zdziwiona w moje oczy. Po chwili wybuchnęła śmiechem, uświadamiając sobie co się stało.
-Dosyć tego dobrego. - zeszła ze mnie. Stanęła tuż przy łóżku, z dłoniami na biodrach. Mrugnąłem kilka razy, nie kryjąc mojego zdziwienia. - kolację jeść, marsz! - pogoniła mnie - bo będziesz spał na kanapie!
Pośpiesznie zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół. Ona śmiała się głośno, biegnąc za mną.
Gdy dotarłem do kuchni, zobaczyłem talerz ze spaghetti i lampkę wina. Odwróciłam się do dziewczyny i cmoknąłem do niej.
Ona jest niesamowita. Dlaczego nie poznałem jej wcześniej?
Zajadałem się makaronem dopóki ona nie stanęła koło stołu i nie zabrała mi talerza. A przecież została jeszcze połowa pełna.
-No ej! - jęknąłem wstając. Na odwróciła się razem z talerzem chichocząc. Uniosłem ręce nad jej ramionami i próbowałem chwycić talerz. Po chwili zrezygnowałem i usiadłem z powrotem udając obrażonego. Założyłem ręce na piersi.
Usłyszałem tylko jak coś spada do worka, przy tym stukając w talerz. Ona wyrzuciła moje spaghetti!
Po chwili jej ciepłe dłonie dotknęły mojego policzka. Chociaż uwielbiałem jak to robi, to udawałem niewzruszonego.
-Kochanie. - szepnęła mi do ucha.
Milczałem, ale pod jej dotykiem trochę rozluźniłem się.
-Wyrzuciłaś moje spaghetti! - naburmuszyłem się jak małe dziecko. - to nie fair!
Odwróciła moją głowę w prawo i zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, czul pocałowała mnie. Odwzajemniłem to chętnie i jeszcze czulej.
-Wynagrodzę ci to. - szepnęła - hm?
-Niby jak? - wymruczałem cicho, patrząc na jej piękne usta.
-Chodź. - mruknęła wychodząc z kuchni. Usłyszałem jak wspina się po schodach. Rozszerzyłem usta, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Zanim zdążyłem pomyśleć pobiegłem za nią do sypialni.
-
JEZU XD
HAHA
poniedziałek, 16 września 2013
Wszyscy?
Gdy miałam od pięciu do dziewięciu lat, nie patrzałam na swój wygląd. Oczywiście zależało mi na dobrych ubraniach.. jak to młoda dziewczyna. Ale nigdy nie zwracałam uwagi, na to, że jestem trochę inna niż inne dziewczyny. No, może czasem zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje, że nie mieszczę się w mniejsze rozmiary. Pytałam się mojej mamy, która mówiła mi, że jestem tylko troszeczkę za gruba. Że gdy będę dbała o dietę, będę jak inne dzieci.
Próbowałam przez parę lat, jeść mniej, ubierać się tak, by nie było widać tego brzucha, pach i nóg. Nigdy nie lubiłam ubierać się zbyt krótko, nie lubiłam prześwitujących rzeczy, ani krótkich spodenek, które odkrywały większość moich nóg, lub sukienek.
Z paroma latami wszystko się zmieniło.
Wyglądałam jeszcze gorzej, na moim ciele zaczęły pojawiać się czerwone, koślawe kreseczki, grubości około centymetra. Mój brzuch był tym zapełnione, jak i pachy, biodra, oraz piersi. Nad szyją, zaczął się tworzyć drugi podbródek.
Miałam wtedy dwanaście lat, gdy po prostu stwierdziłam, że nie zmienię się. Zauważyłam także, że słowa mamy były tylko kłamstwem. Może po prostu nie wiedziała co mnie czeka?
Doszłam do wniosku, że mam wrodzoną wadę po mamie i babci. Bo one też były przy kości.
A ja próbowałam się z tym pogodzić, codziennie patrzałam w lustro, zastanawiając się, czy to kiedyś zniknie. Dwunastoletnia dziewczyna, która codziennie płacze, przez swoją wagę. Płacze, bo wie że się nie zmieni, nie będzie chuda, piękna, nie będzie miała powodzenia u chłopców.
Żyłam dalej, z tą świadomością.
Natrafiłam na nich. Na ich piękne uśmiechy, piękną muzykę i sposób bycia. One Direction.
To tak pięknie brzmi, ale nie dla każdego. Najpierw tylko ich słuchałam i zadowalałam się ich uśmiechami. Z czasem coraz bardziej ciekawili mnie. Patrzałam na nich, by tylko poprawić sobie humor. Oni zawsze byli ze mną.
Stałam się Directioner. Nie mogłam żyć bez chociaż jednej ich piosenki.
Bo to oni byli moim powodem do życia.
Ale zaczęły się hejty, ze strony brata, znajomych i nawet przyjaciół. Kryłam się z tym, że po prostu ich kocham. Kryłam się, bo bałam się kolejnego komentarza. Kolejnego negatywnego komentarza, na temat moich idoli.
Po prostu wstydziłam się, przez co miałam poczucie winy. Bo nie powinnam się wstydzić swojego idola, nie powinnam się ukrywać.
Ale moja psychika opadała.
Chodziłam do szkoły, znalazłam paru przyjaciół. Tych kilu wariatów, którzy rozśmieszali mnie do łez, którzy żartowali ze mną, którzy pomagali mi w trudnych chwilach.
Bywały kłótnie, ale takie dziecinne. Mieliśmy przecież po dwanaście lat, a nasze sprzeczki były głównie, o to, że ktoś nie chciał dać spisać zadania, nie pożyczył pieniędzy na batona lub skrytykował ubranie. Ale zawsze godziliśmy się, i wszystko było okej.
Gdy skończyłam trzynaście lat, w dzień moich urodzin, znów spojrzałam w lustro. Moje rude włosy były spięte w koka, na górnej części ciała miałam męską koszulkę, moją ulubioną, a na nogach czarne rurki. Mój styl ubierania się, nie był nadzwyczajny. Nienawidziłam damskich rzeczy. Nosiłam tylko i wyłącznie trampki, rurki, spodnie dresowe, moro.. i inne rzeczy. Moje t-shirty tworzyły wielką ciemną kupkę w szafie.
A w lato?
W lato nosiłam męskie szorty i męskie koszulki. Nie nosiłam niczego innego. by nie odkrywać ciała.
Z dniami moje zdrowie psychiczne cierpiało. Czułam się samotna, chociaż było wokół mnie mnóstwo ludzi. Ale już nie przyjaciół. Siedziałam w domu, słuchając dołującej muzyki. Żyłam normalnie, ale w pewnym sensie było ciemno. Ciemno, smutno, samotnie.
Jeździłam na wakacje na wieś, z myślą że tam odpocznę. Ale gdy grupką znajomych siedzieliśmy na trawie, jeden z chłopaków odezwał się.
"Ej, a ty tak spuchłaś przez te komary, czy masz tak naturalnie?"
To zabolało.
Ze łzami w oczach wstałam i zaczęłam biec. Nie zważałam na to, że jest ciemno, że boję się chodzić sama po lesie.
Zmierzyłam w kierunku małego pomostu, nad rzeką gdzie uwielbiałam siedzieć. Szum wody pomagał mi się uspokoić, a lekki wiatr zawsze pachniał lasem.
Ale nie byłam sama. Moja przyjaciółka, pobiegła za mną, usiadła koło mnie i przytuliła mocno, nic nie mówiąc. Pamiętam jak puściła piosenkę "Owl city - firefiles" i po prostu mi ją zaśpiewała. Jej głos uspokoił mnie, doprowadził do lekkiego uśmiechu.
Julia zawsze pomagała mi, nie mogła się na mnie złościć. Rozśmieszała mnie, kochałam ją, ale dopiero gdy miałam te naście lat tak na prawdę zaprzyjaźniłyśmy się. Tak na prawdę znałyśmy się ze tylko ze wsi. W pierwszych latach naszej znajomości, chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale on nie chciała. Może to dlatego, że po prostu wolała towarzystwo starszych? Bo ja byłam o rok młodsza.
Pewnego dnia, zaprosiłam ją do znajomych. Porozmawiałyśmy już jako prawdziwe przyjaciółki.
I tak się zaczęło.
Cierpiałam, bo w jej życiu były także inne osoby. Inne osoby które kochała.
Byłam chorobliwie zazdrosna o nią. Gdy mówiła mi o swoich przyjaciołach, o tym jak się świetnie bawi, to było jak cios prosto w serce.
Pewnie to chore, ale każdy to czuje, gdy bardzo zależy mu na drugiej osobie. Mam rację?
Po prostu płakałam, bo czułam, że kocha mnie mniej. Że jestem gorsza przez swoją wagę.
I nadal to czuję
No i w końcu nie wytrzymałam.
Moja mama z siostrą pojechały na wycieczkę, a brat pałętał się po wsi.
Usiadłam prze komputerem z naostrzykiem w ręku i śrubokrętem. W pośpiechu odkręciłam jedną śrubkę i chwyciłam w palce mały, ostry kawałek metalu. Najpierw bałam się, byłam tchórzem. Po prostu byłam przerażona bólem, który zaraz może wstąpić we mnie.
Ale już dość bolało.
Zrobiłam pierwsze trzy cięcia na nadgarstku, potem jedno na udzie. Uśmiechnęłam sie czując przyjemny i kojący ból. Ból który ukoił mnie na chwilę.
Zrobiło mi się słabo.
Przez kolejne dni myślałam, chodziłam cała zakryta ubraniami, by nikt nie zauważył świeżych ran. Nie ćwiczyłam na wuefach. Tłumaczyłam mój smutek złym samopoczuciem.
A po lekcjach jak najprędzej pędziłam pod starą podstawówkę, by wtulić się w ramiona jego. Tego chłopaka, który był takim samym bohaterem, jak i 1D. Julek zawsze mnie rozśmieszał, co prawda nie wiedział o moich problemach, ale wiedział, że coś jest nie tak.
Nie, nie kochałam go. Był moim przyjacielem.
Robiłam wszystko, by zakryć przy nim mój ból.
Ale ja nadal nienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego ciała, a gdy patrzałam w lustro, chciało mi się wymiotować. Gdy się kąpałam odwracałam wzrok w inną stronę, lub zamykałam oczy.
A moje nadgarstki były ciągle czerwone.
-
Znów usiadłam w kącie i zatraciłam się w muzyce. Te ich głosy, ich chrypka, ich solówki. Dlaczego to było takie piękne?
I dlaczego musiałam się z tym ukrywać?
Dlaczego, byłam taka słaba?
Tylko oni od tamtego czasu mogli mnie rozbawić, oni mówili, że jestem księżniczką, że jestem piękna, oni byli moimi bohaterami.
Dlaczego?
Bo dzięki nim, i dla nich jeszcze żyję.
-
jezu bez sensu\
Miało wyjść inaczej
Aha, i to jest cała prawda o mnie. Cała ja, nic nie zmyśliłam.
Próbowałam przez parę lat, jeść mniej, ubierać się tak, by nie było widać tego brzucha, pach i nóg. Nigdy nie lubiłam ubierać się zbyt krótko, nie lubiłam prześwitujących rzeczy, ani krótkich spodenek, które odkrywały większość moich nóg, lub sukienek.
Z paroma latami wszystko się zmieniło.
Wyglądałam jeszcze gorzej, na moim ciele zaczęły pojawiać się czerwone, koślawe kreseczki, grubości około centymetra. Mój brzuch był tym zapełnione, jak i pachy, biodra, oraz piersi. Nad szyją, zaczął się tworzyć drugi podbródek.
Miałam wtedy dwanaście lat, gdy po prostu stwierdziłam, że nie zmienię się. Zauważyłam także, że słowa mamy były tylko kłamstwem. Może po prostu nie wiedziała co mnie czeka?
Doszłam do wniosku, że mam wrodzoną wadę po mamie i babci. Bo one też były przy kości.
A ja próbowałam się z tym pogodzić, codziennie patrzałam w lustro, zastanawiając się, czy to kiedyś zniknie. Dwunastoletnia dziewczyna, która codziennie płacze, przez swoją wagę. Płacze, bo wie że się nie zmieni, nie będzie chuda, piękna, nie będzie miała powodzenia u chłopców.
Żyłam dalej, z tą świadomością.
Natrafiłam na nich. Na ich piękne uśmiechy, piękną muzykę i sposób bycia. One Direction.
To tak pięknie brzmi, ale nie dla każdego. Najpierw tylko ich słuchałam i zadowalałam się ich uśmiechami. Z czasem coraz bardziej ciekawili mnie. Patrzałam na nich, by tylko poprawić sobie humor. Oni zawsze byli ze mną.
Stałam się Directioner. Nie mogłam żyć bez chociaż jednej ich piosenki.
Bo to oni byli moim powodem do życia.
Ale zaczęły się hejty, ze strony brata, znajomych i nawet przyjaciół. Kryłam się z tym, że po prostu ich kocham. Kryłam się, bo bałam się kolejnego komentarza. Kolejnego negatywnego komentarza, na temat moich idoli.
Po prostu wstydziłam się, przez co miałam poczucie winy. Bo nie powinnam się wstydzić swojego idola, nie powinnam się ukrywać.
Ale moja psychika opadała.
Chodziłam do szkoły, znalazłam paru przyjaciół. Tych kilu wariatów, którzy rozśmieszali mnie do łez, którzy żartowali ze mną, którzy pomagali mi w trudnych chwilach.
Bywały kłótnie, ale takie dziecinne. Mieliśmy przecież po dwanaście lat, a nasze sprzeczki były głównie, o to, że ktoś nie chciał dać spisać zadania, nie pożyczył pieniędzy na batona lub skrytykował ubranie. Ale zawsze godziliśmy się, i wszystko było okej.
Gdy skończyłam trzynaście lat, w dzień moich urodzin, znów spojrzałam w lustro. Moje rude włosy były spięte w koka, na górnej części ciała miałam męską koszulkę, moją ulubioną, a na nogach czarne rurki. Mój styl ubierania się, nie był nadzwyczajny. Nienawidziłam damskich rzeczy. Nosiłam tylko i wyłącznie trampki, rurki, spodnie dresowe, moro.. i inne rzeczy. Moje t-shirty tworzyły wielką ciemną kupkę w szafie.
A w lato?
W lato nosiłam męskie szorty i męskie koszulki. Nie nosiłam niczego innego. by nie odkrywać ciała.
Z dniami moje zdrowie psychiczne cierpiało. Czułam się samotna, chociaż było wokół mnie mnóstwo ludzi. Ale już nie przyjaciół. Siedziałam w domu, słuchając dołującej muzyki. Żyłam normalnie, ale w pewnym sensie było ciemno. Ciemno, smutno, samotnie.
Jeździłam na wakacje na wieś, z myślą że tam odpocznę. Ale gdy grupką znajomych siedzieliśmy na trawie, jeden z chłopaków odezwał się.
"Ej, a ty tak spuchłaś przez te komary, czy masz tak naturalnie?"
To zabolało.
Ze łzami w oczach wstałam i zaczęłam biec. Nie zważałam na to, że jest ciemno, że boję się chodzić sama po lesie.
Zmierzyłam w kierunku małego pomostu, nad rzeką gdzie uwielbiałam siedzieć. Szum wody pomagał mi się uspokoić, a lekki wiatr zawsze pachniał lasem.
Ale nie byłam sama. Moja przyjaciółka, pobiegła za mną, usiadła koło mnie i przytuliła mocno, nic nie mówiąc. Pamiętam jak puściła piosenkę "Owl city - firefiles" i po prostu mi ją zaśpiewała. Jej głos uspokoił mnie, doprowadził do lekkiego uśmiechu.
Julia zawsze pomagała mi, nie mogła się na mnie złościć. Rozśmieszała mnie, kochałam ją, ale dopiero gdy miałam te naście lat tak na prawdę zaprzyjaźniłyśmy się. Tak na prawdę znałyśmy się ze tylko ze wsi. W pierwszych latach naszej znajomości, chciałam się z nią zaprzyjaźnić, ale on nie chciała. Może to dlatego, że po prostu wolała towarzystwo starszych? Bo ja byłam o rok młodsza.
Pewnego dnia, zaprosiłam ją do znajomych. Porozmawiałyśmy już jako prawdziwe przyjaciółki.
I tak się zaczęło.
Cierpiałam, bo w jej życiu były także inne osoby. Inne osoby które kochała.
Byłam chorobliwie zazdrosna o nią. Gdy mówiła mi o swoich przyjaciołach, o tym jak się świetnie bawi, to było jak cios prosto w serce.
Pewnie to chore, ale każdy to czuje, gdy bardzo zależy mu na drugiej osobie. Mam rację?
Po prostu płakałam, bo czułam, że kocha mnie mniej. Że jestem gorsza przez swoją wagę.
I nadal to czuję
No i w końcu nie wytrzymałam.
Moja mama z siostrą pojechały na wycieczkę, a brat pałętał się po wsi.
Usiadłam prze komputerem z naostrzykiem w ręku i śrubokrętem. W pośpiechu odkręciłam jedną śrubkę i chwyciłam w palce mały, ostry kawałek metalu. Najpierw bałam się, byłam tchórzem. Po prostu byłam przerażona bólem, który zaraz może wstąpić we mnie.
Ale już dość bolało.
Zrobiłam pierwsze trzy cięcia na nadgarstku, potem jedno na udzie. Uśmiechnęłam sie czując przyjemny i kojący ból. Ból który ukoił mnie na chwilę.
Zrobiło mi się słabo.
Przez kolejne dni myślałam, chodziłam cała zakryta ubraniami, by nikt nie zauważył świeżych ran. Nie ćwiczyłam na wuefach. Tłumaczyłam mój smutek złym samopoczuciem.
A po lekcjach jak najprędzej pędziłam pod starą podstawówkę, by wtulić się w ramiona jego. Tego chłopaka, który był takim samym bohaterem, jak i 1D. Julek zawsze mnie rozśmieszał, co prawda nie wiedział o moich problemach, ale wiedział, że coś jest nie tak.
Nie, nie kochałam go. Był moim przyjacielem.
Robiłam wszystko, by zakryć przy nim mój ból.
Ale ja nadal nienawidziłam siebie. Nienawidziłam swojego ciała, a gdy patrzałam w lustro, chciało mi się wymiotować. Gdy się kąpałam odwracałam wzrok w inną stronę, lub zamykałam oczy.
A moje nadgarstki były ciągle czerwone.
-
Znów usiadłam w kącie i zatraciłam się w muzyce. Te ich głosy, ich chrypka, ich solówki. Dlaczego to było takie piękne?
I dlaczego musiałam się z tym ukrywać?
Dlaczego, byłam taka słaba?
Tylko oni od tamtego czasu mogli mnie rozbawić, oni mówili, że jestem księżniczką, że jestem piękna, oni byli moimi bohaterami.
Dlaczego?
Bo dzięki nim, i dla nich jeszcze żyję.
-
jezu bez sensu\
Miało wyjść inaczej
Aha, i to jest cała prawda o mnie. Cała ja, nic nie zmyśliłam.
niedziela, 15 września 2013
Zayn
Dotknęłam jego czarnych jak noc piór. Przejechałam po nich opuszkami palców. Nadal nie dowierzając pociągnęłam za jedno z nich. Mulat wzdrygnął się po czym delikatnie złapał za moje nadgarstki.
-Proszę, nie ciągnij. - wyszeptał.
-Przepraszam. - speszyłam się i ponownie przejechałam palcami po długości wielkich skrzydeł. - to.. to niesamowite.. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-To było zbyt trudne.. bałem się i nie mogłem dopuścić by ktoś inny się o tym dowiedział. - mówił cicho.
-W takim razie dlaczego mi powiedziałeś? - zapytałam nadal podziwiając jego skrzydła.
-Ufam Ci. - szepnął odwracając się do mnie. - i bardzo cię kocham.
-Ja Ciebie też. - podniosłam się na palcach i złożyłam głęboki pocałunek na jego ustach.
Wtuliłam się w nagi tors Zayn'a. On objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-Popatrz, zorza. - pokazał palcem na kolorowe niebo. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się szeroko. - masz ochotę zobaczyć ją bliżej?
-Na prawdę? - spojrzałam mu w oczy a ten uśmiechnął się i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zachichotałam splatając dłonie na jego karku.
Wlecieliśmy w kolorową mgłę. Z każdej strony widoczny był inny kolor, a na nich migotały lekko światełka. Mulat wziął moją rękę i włożył do niebieskiej mgiełki. Zacisnął ją tak jakbym coś trzymała i wyciągnął.
-Masz tą buteleczkę na łańcuszku przy sobie? - zapytał.
-Wiedziałam że nie dajesz mi jej bez powodu. - zaśmiałam się i sięgnęłam drugą ręką po naszyjnik do spodni. Podałam mu ją, a ten pociągnął za korek. Ponownie chwycił moją rękę i przyłożył mi do ust. Wcisnął palec pomiędzy moje palce tak, że utworzyła się dziurka. Otwór buteleczki odwrócił na koniec dziurki. Wyglądało to tak, jakbym chciała nadmuchać butelkę przez rękę.
-Dmuchnij lekko. - rozkazał, a jego oczy zaświeciły się.
Wypełniłam jego polecenie i lekko dmuchnęłam, wypełniając pojemniczek niebieską mgłą. Mulat szybko wziął ja i zakręcił butelkę.
-Teraz nie denerwuj się tylko złap mnie za ręce - powiedział i chwycił moje dłonie. Zdenerwowana i z obawą że spadnę z wysokości kilometra wysokości na ziemię, próbowałam się wykręcić z jego dłoni i złapać za kark. - mówiłem nie denerwuj się. Wiem co robię.
Zaufałam mu i chwyciłam jego ręce. Poczułam jak unoszę się nad ziemią trzymając Mulata teraz tylko za jedną rękę. Po chwili ją puścił. Spojrzałam w dół. Unosiłam się sama, bez niczyjej pomocy w powietrzu między zorzą polarną.
-Odwróć się - szepnął mi do ucha lekko się uśmiechając. - sama.
Zrobiłam to. Poruszyłam się latając!
Zayn odchylił moje włosy i położył buteleczkę na mojej klatce piersiowej. Łańcuszek zapiął, by buteleczka mogła swobodnie wisieć na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i ponownie odwróciłam do Mulata.
-Jak to zrobiłeś? - zapytałam patrząc w dół. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho i zamknął mnie w uścisku.
-To magia. - szepnął mi do ucha - magia naszej miłości. Tylko ona pozwala mi na takie rzeczy. Gdy Anioł nie ma swojej ukochanej i nie jest kochany, nie może robić takich rzeczy. Ja spróbowałem i udało się.. To znaczy że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spojrzałam na jego pełne usta. Mulat zauważył to i wpił się mocno w moje wargi. Delikatnie przejechał językiem po moim uzębieniu. Kilka razy przygryzł moją wargę i pociągnął. Zachichotałam gdy ponownie tak zrobił.
Zayn zleciał na dół. Dotknęłam stopami mokrej trawy, nadal całując chłopaka. Jego delikatne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze i przypominały o tym że jestem tylko jego.
-Mój aniele. - szepnął mi wprost do ust.
-Wiem, że się nie zgodzisz, ale proszę. Zmień mnie. Wiem, że możesz, nie jestem głupia. - powiedziałam speszona. Mulat westchnął głośno.
-To boli. - szepnął bezgłośnie. - nie chcę cię skrzywdzić.
-Jestem w stanie cierpieć, by zostać z tobą na zawsze. Wiem, że jesteś nieśmiertelny - nalegałam. - proszę.
Ciemny wyciągnął ze swoich czarnych spodni zwykłą, lekarską strzykawkę i pobrał sobie krew. Czarna ciesz wpływała do przeźroczystego pojemniczka. Zdenerwowana nastawiłam rękę. Mulat przyłożył igłę do mojego przedramienia i delikatnie wbił strzykawkę w moją skórę. Przymknął lekko oczy i odepchnął mnie, tak że poleciałam na ziemię. Przy okazji wstrzyknął krew i wyciągnął igłę.
Uderzyłam ciałem o mokrą trawę. Na chwilę straciłam panowanie nad ciałem i przestałam widzieć oraz słyszeć. Leżałam bezwładnie na ziemi czekając na moją przemianę.
Przeszył mnie zimny, bolący dreszcz po całym ciele. Wykrzywiłam się odzyskując panowanie nad ciałem oraz straconymi przed chwilą zmysłami. Mulat stał odwrócony do mnie tyłem by nie widzieć mojego cierpienia które zapewne zaraz nastąpi.
Znów ten ból, tylko o cztery razy mocniejszy. Jakby ktoś rozerwało moje ciało na pół. Krzyknęłam głośno, a po moim policzku spłynęła łza.
Poczułam jak powoli unoszę się w powietrzu.
Na plecach zaczęły mi wychodzić pojedyncze pióra, a zaraz całe skrzydła. W tym momencie wygięłam się w łuk i krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Opadłam na ziemię z głośnym hukiem.
Mulat podszedł do mnie i złapał za dłonie po czym delikatnie pocałował w czoło.
-
-Teraz rozłóż skrzydła i pochyl się! - krzyczał z dołu przepaści. Ja wykonałam jego polecenie i wzięłam rozbieg. Skoczyłam z urwiska. Ciepły wiatr zalał moją twarz. Prawie straciłam równowagę, ale po chwili odzyskałam ją, gdy Mulat złapał mnie za dłonie. - jeszcze dużo pracy przed nami.
-Mamy aż całą wieczność. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam do siebie chłopaka, smakując jego ciepłych warg.
-
Eww <3 jezu ale krótkie
-Proszę, nie ciągnij. - wyszeptał.
-Przepraszam. - speszyłam się i ponownie przejechałam palcami po długości wielkich skrzydeł. - to.. to niesamowite.. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-To było zbyt trudne.. bałem się i nie mogłem dopuścić by ktoś inny się o tym dowiedział. - mówił cicho.
-W takim razie dlaczego mi powiedziałeś? - zapytałam nadal podziwiając jego skrzydła.
-Ufam Ci. - szepnął odwracając się do mnie. - i bardzo cię kocham.
-Ja Ciebie też. - podniosłam się na palcach i złożyłam głęboki pocałunek na jego ustach.
Wtuliłam się w nagi tors Zayn'a. On objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-Popatrz, zorza. - pokazał palcem na kolorowe niebo. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się szeroko. - masz ochotę zobaczyć ją bliżej?
-Na prawdę? - spojrzałam mu w oczy a ten uśmiechnął się i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zachichotałam splatając dłonie na jego karku.
Wlecieliśmy w kolorową mgłę. Z każdej strony widoczny był inny kolor, a na nich migotały lekko światełka. Mulat wziął moją rękę i włożył do niebieskiej mgiełki. Zacisnął ją tak jakbym coś trzymała i wyciągnął.
-Masz tą buteleczkę na łańcuszku przy sobie? - zapytał.
-Wiedziałam że nie dajesz mi jej bez powodu. - zaśmiałam się i sięgnęłam drugą ręką po naszyjnik do spodni. Podałam mu ją, a ten pociągnął za korek. Ponownie chwycił moją rękę i przyłożył mi do ust. Wcisnął palec pomiędzy moje palce tak, że utworzyła się dziurka. Otwór buteleczki odwrócił na koniec dziurki. Wyglądało to tak, jakbym chciała nadmuchać butelkę przez rękę.
-Dmuchnij lekko. - rozkazał, a jego oczy zaświeciły się.
Wypełniłam jego polecenie i lekko dmuchnęłam, wypełniając pojemniczek niebieską mgłą. Mulat szybko wziął ja i zakręcił butelkę.
-Teraz nie denerwuj się tylko złap mnie za ręce - powiedział i chwycił moje dłonie. Zdenerwowana i z obawą że spadnę z wysokości kilometra wysokości na ziemię, próbowałam się wykręcić z jego dłoni i złapać za kark. - mówiłem nie denerwuj się. Wiem co robię.
Zaufałam mu i chwyciłam jego ręce. Poczułam jak unoszę się nad ziemią trzymając Mulata teraz tylko za jedną rękę. Po chwili ją puścił. Spojrzałam w dół. Unosiłam się sama, bez niczyjej pomocy w powietrzu między zorzą polarną.
-Odwróć się - szepnął mi do ucha lekko się uśmiechając. - sama.
Zrobiłam to. Poruszyłam się latając!
Zayn odchylił moje włosy i położył buteleczkę na mojej klatce piersiowej. Łańcuszek zapiął, by buteleczka mogła swobodnie wisieć na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i ponownie odwróciłam do Mulata.
-Jak to zrobiłeś? - zapytałam patrząc w dół. Ciemnowłosy zaśmiał się cicho i zamknął mnie w uścisku.
-To magia. - szepnął mi do ucha - magia naszej miłości. Tylko ona pozwala mi na takie rzeczy. Gdy Anioł nie ma swojej ukochanej i nie jest kochany, nie może robić takich rzeczy. Ja spróbowałem i udało się.. To znaczy że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo - spojrzałam na jego pełne usta. Mulat zauważył to i wpił się mocno w moje wargi. Delikatnie przejechał językiem po moim uzębieniu. Kilka razy przygryzł moją wargę i pociągnął. Zachichotałam gdy ponownie tak zrobił.
Zayn zleciał na dół. Dotknęłam stopami mokrej trawy, nadal całując chłopaka. Jego delikatne pocałunki przyprawiały mnie o dreszcze i przypominały o tym że jestem tylko jego.
-Mój aniele. - szepnął mi wprost do ust.
-Wiem, że się nie zgodzisz, ale proszę. Zmień mnie. Wiem, że możesz, nie jestem głupia. - powiedziałam speszona. Mulat westchnął głośno.
-To boli. - szepnął bezgłośnie. - nie chcę cię skrzywdzić.
-Jestem w stanie cierpieć, by zostać z tobą na zawsze. Wiem, że jesteś nieśmiertelny - nalegałam. - proszę.
Ciemny wyciągnął ze swoich czarnych spodni zwykłą, lekarską strzykawkę i pobrał sobie krew. Czarna ciesz wpływała do przeźroczystego pojemniczka. Zdenerwowana nastawiłam rękę. Mulat przyłożył igłę do mojego przedramienia i delikatnie wbił strzykawkę w moją skórę. Przymknął lekko oczy i odepchnął mnie, tak że poleciałam na ziemię. Przy okazji wstrzyknął krew i wyciągnął igłę.
Uderzyłam ciałem o mokrą trawę. Na chwilę straciłam panowanie nad ciałem i przestałam widzieć oraz słyszeć. Leżałam bezwładnie na ziemi czekając na moją przemianę.
Przeszył mnie zimny, bolący dreszcz po całym ciele. Wykrzywiłam się odzyskując panowanie nad ciałem oraz straconymi przed chwilą zmysłami. Mulat stał odwrócony do mnie tyłem by nie widzieć mojego cierpienia które zapewne zaraz nastąpi.
Znów ten ból, tylko o cztery razy mocniejszy. Jakby ktoś rozerwało moje ciało na pół. Krzyknęłam głośno, a po moim policzku spłynęła łza.
Poczułam jak powoli unoszę się w powietrzu.
Na plecach zaczęły mi wychodzić pojedyncze pióra, a zaraz całe skrzydła. W tym momencie wygięłam się w łuk i krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Opadłam na ziemię z głośnym hukiem.
Mulat podszedł do mnie i złapał za dłonie po czym delikatnie pocałował w czoło.
-
-Teraz rozłóż skrzydła i pochyl się! - krzyczał z dołu przepaści. Ja wykonałam jego polecenie i wzięłam rozbieg. Skoczyłam z urwiska. Ciepły wiatr zalał moją twarz. Prawie straciłam równowagę, ale po chwili odzyskałam ją, gdy Mulat złapał mnie za dłonie. - jeszcze dużo pracy przed nami.
-Mamy aż całą wieczność. - uśmiechnęłam się i przyciągnęłam do siebie chłopaka, smakując jego ciepłych warg.
-
Eww <3 jezu ale krótkie
Subskrybuj:
Posty (Atom)