niedziela, 17 lutego 2013

Louis

Ten imagin dedykuje Marcie xD
Marcie z aska xDD
--------
                                                          włącz to :   klik
-Tommo gdzie jesteś ? -zapytałam głośno schodząc ze schodów.
-Jestem w salonie. - odpowiedział nieco ciszej. Weszłam do pomieszczenia gdzie siedział szatyn. Przeglądał wcześniej zakupione czasopismo. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie spod rzęs.
-Moja mama zaprosiła nas dziś na obiad. - usiadłam koło niego kładąc dłoń na jego kolanie. Odłożył gazetę na szklany stolik i odwrócił się do mnie.
-Musimy iść ? - błagalnym wzrokiem spojrzał ku mnie i położył głowę na moje ramię.
-To tylko jeden obiad, chyba, że wolisz, żebym ja coś ugotowała ? - zapytałam uśmiechając się.
-O...której ? - z zakłopotaniem zapytał bo wiedział że wiem co chciał powiedzieć. Klepnęłam go mocno w bark przez co skrzywił się i położył rękę na obolałym miejscu. Pocierał je cicho śmiejąc się.
-O 15. - wstałam z kanapy, przewracając oczami. Powoli poszłam do kuchni i nalałam do czajnika wodę, b zrobić kawę. Chwyciłam z pudełko zapałek wyciągając z niego jeden patyczek. Odpaliłam go i przyłożyłam do palnika. Postawiłam imbryk na ogień i wyciągnęłam dwa kubki po czym nasypałam do nich brązowego proszku. Gdy chciałam odłożyć puszkę z kawą strąciłam jeden z kubków, przez co roztrzaskał się na kawałki rozsypując cały proszek na ziemię. Westchnęłam cicho i wyciągnęłam zmiotkę i szufelkę, ab posprzątać. Po chwili Louis pojawił się w pomieszczeniu i kucnął zabierając mi przybory do sprzątania.
-Skaleczysz się - otworzył szafkę, by móc wysypać potrzaskaną porcelanę. Potrzaskane kawałki spadły na sam dół kosza powodując cichy trzask. Szatyn odłożył przybory i zatrzasnął nogą szafkę.
-Przepraszam - powiedziałam po chwili ciszy opierając się o blat kuchenny. Patrzałam na kubek z proszkiem gdy nagle rozległ się gwizd czajnika. Chłopak widząc że nic nie robię wyłączył gaz, a uciążliwe gwizdanie ucichło. Chwycił za rękawicę kuchenną i ubrał ją na rękę, po czym złapał za drewnianą rączkę i zalał wodą kawę. Wyciągnęłam łyżeczkę z szuflady i podałam ją chłopakowi. Przemieszał kawę i naspał do niej cukru, znów powtarzając czynność.
-
-Pójdziemy na spacer ? - zapytał popijając kawę i kończąc czytanie czasopisma. Pokiwałam głową twierdząco, uśmiechając się lekko. Szatyn oddał uśmiech , wstając z drewnianego krzesła. Odłożył kubek do zlewu i podszedł do mnie od tyłu. Chwycił za ramiona, przybliżając swoją twarz do mojej, po czym musnął mój policzek.
-Chodź - podał mi dłoń, którą złapałam. Za ręce szliśmy przez wąski korytarz. Ubrałam moje trampki i dżinsową kurtkę. Szatyn stał już ubrany. Ponownie złączyłam nasze palce. Chłopak otworzył mi drzwi i pokazał żebym wyszła pierwsza, a po chwili sam wyszedł zamykając jedną ręką drzwi na klucz. Wyszliśmy za furtkę i skierowaliśmy się do parku. Patrzałam na szatyna i nie zauważyłam kamienia, przez co upadłam gwałtownie na ziemię. Chłopak szybko chwycił mnie i podniósł z zimnego betonu.
-Niezdara ze mnie. - cicho się zaśmiałam na co chłopak wybuchnął śmiechem.
-Nie zaprzeczę - objął mnie talii i pocałował słodko. Owinęłam moje ręce wokół jego szyi i odwzajemniłam pocałunek.
-Pseplasiam ? - usłyszałam wysoki, dziewczęcy głosik. Oderwałam się od szatyna i spojrzałam w dół. Stała tam mała zapłakana dziewczynka w różowej sukieneczce i wysokim kucyku. Puściłam chłopaka i przykucnęłam na przeciwko dziewczynki.
-Co się stało, skarbie ? -zapytałam ścierając kciukiem jedną łzę z jej policzka.
-Nie wiem gdzie moja mama. - dziewczynka jeszcze bardziej się rozpłakała. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam do siebie.
-Nie płacz. Jak masz na imię ? -zapytałam.
-Louise - po chwili odezwała się. Spojrzałam na Louisa który lekko się uśmiechał.
-Ten pan ma na imię Louis - pokazałam palcem na chłopaka stojącego na przeciwko mnie. Dziewczynka uśmiechnęła się - A ja jestem Marta.
-Marta i Louis - powiedziała patrząc na nas zaszklonymi oczkami.
-Wiesz gdzie jest twoja mama ? - po chwili zapytałam dziewczynkę patrząc jej w oczka.
-Zabrał ją taki duży, biały samochód. On tak strasznie krzyczał. - opowiadała ścierając jedną rączką łzę.
-Karetka ? - ze zdziwieniem patrzałam na Louise.
-Kaletka - potwierdziła.
-Louis jedźmy do szpitala. - poważnym wzrokiem spojrzałam na niego, a ten zaczął iść w stronę naszego auta które stało niedaleko.
-
-Przepraszam, czy przywieziono dzisiaj kobietę ? - poklepałam lekarza po ramieniu a ten odwrócił się do mnie.
-Imię i nazwisko ? -zapytał czytając jedną z kart.
Zniżyłam się do poziomu dziewczynki.
-Jak ma na imię ?
-Julia. - odezwała się ściskając moją rękę.
-Julia - powtórzyłam do lekarza. Ten spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i pokręcił głową.
-Zmarła pół godziny temu. Wgląda na to, że była samotną matką.
Lekarz odszedł do wołającej go pielęgniarki.
-I co ? - Louis podszedł do nas i wziął na ręce Louise. Przytulił ją mocno.
Pokręciłam przecząco głową a moje oczy się zaszkliły. Ten spuścił wzrok i przytulił nas obie.
-Co teraz będzie z Louise ? - wciągnęłam jedną chusteczkę i starłam nią łzy.
-Możemy się nią zająć. Chyba że oddamy ją do domu dziecka. ? - zapytał głaszcząc dziewczynkę po włosach.
-Zajmiemy się nią. - po chwili zastanowienia powiedziałam.
-
Po kilku tygodniach przyznano nam prawo do opieki. Louise była bardzo szczęśliwa. Po kilku latach gdy już miała 6 lat urodziłam synka o imieniu Max. Gdy powiedziałam o tym mojemu przyszłemu mężowi zaczął skakać z radości, a w oczkach Louise zobaczyłam iskierki. Przytuliła się do mnie razem z chłopakiem.
-
-Mamo ! Wróciłam - usłyszałam głos Lou. Weszła do kuchni w tym samym czasie co mały Max. Uśmiechnęłam się do niej lekko i pokazałam na stół z jedzeniem. Zobaczyłam zdjęcie mojego męża , po chwili łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu*.Odwróciłam się aby nie zobaczyła mnie w taki stanie.
-Mamo proszę nie płacz. - przytuliła się do mnie. - Tata patrzy na nas z góry. Mi też go brakuje.
Jej oczy zaszkliły się a ja przycisnęłam ją do siebie jeszcze bardziej. Zaczęłam razem z nią płakać.
-Mamo dlaczego płaczesz? - mały chłopczyk pociągnął mnie za nogawkę spodni. Puściłam Louise i kucnęłam przy nim. Spojrzałam na jego twarz. Miał oczy i usta po tacie. Przejechałam kciukiem po jego policzku.
-Tęsknię za tatusiem - po chwili ciszy powiedziałam przez płacz.
-A gdzie on jest ? - zapytał dotykając mojej dłoni.
-U góry. Patrzy na nas z góry, wiesz ? - pokazałam palcem na niebo. Uśmiechnęłam się w stronę białych chmur.
"Kocham Was Marta.." - usłyszałam męski szept.
-Też cię kochamy - odezwałam się wtulając się w moje dzieci.

---
*Jakby ktoś nie zrozumiał to Louis umarł, ponieważ potrącił go samochód. Louis miała wtedy 11 lat, a Max 5. Ta akcja powyżej toczyła sie gdy Lou miała już 16 lat, a Max nadal nie rozumiał dlaczego taty nie ma ponieważ był chory. Miał wtedy 10 lat.

I jak się podoba. ?

9 komentarzy:

  1. To było takie śliczne przy końcówce się rozpłakałam :'(
    Fajnie że napisałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny, szkada tylko ze koniec taki smutny.. Niedawno zaczelam czytac tego bloga i w ostatnich imaginach co chwile placze. Napisz teraz jakiegos naprawde happy :-) Super piszesz ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. suoer! jak zawsze! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozpłakałam się !!! Cudny ;*****

    OdpowiedzUsuń
  5. Bożę pierwszy raz ryczę jak bóbr przy jakimś imaginie!!!!!!Masz ty talent!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Awwww!! piękny!Masz ty talent!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękny płaczę przez CB wiesz ? Wisisz mi parę chusteczek xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciało mi się płakać jak czytałam

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozpłakałam się. Taki cudowny ten imagin :') Masz talent.

    OdpowiedzUsuń